Szczurcia po operacji. Co dalej?
: pt cze 23, 2017 10:12 pm
Hej.
Moja bieda i ja potrzebujemy pomocy. Otóż - dziewczę ma ok 2 lat. zaczął jej niedawno rosnąć guz przy listwie mlecznej. Pani wet która wyciągnęła z opresji już nie jednego mojego szczurka stwierdziła, że guz jest nieoperacyjny, podamy sterydy żeby nie rósł za szybko i za 2 tyg. mamy sie zgłosić na drugą "porcję" sterydów. W tym czasie się przeprowadziliśmy do innego mieszkania (nie wiem czy to ma jakiś związek, ale dzień po przeniesieniu pozostałości stadka zaczęło się wszystko). Szczurcia całe swoje życie chudzina straszna (a jadła za 3 ) nagle zaczęła przypominać okrągłego szynszyla (!) tak strasznie spuchła jakby ją stado pszczół dopadło. Z racji, że był wieczór, a weterynarzy przyjmujących po godz. 19 u nas mało - telefon do najlepszej z dostępnych. Ja już łzy w oczach, że się będę musiała z nią rozstać, ale dzwonię. Pani mówi że już nas nie da rady przyjąć, bo ma w tej chwili jakieś USG, a za chwilę dwa nieszczęścia z jakimiś pilnymi dolegliwościami (ze stresu nie zapamiętałam jakimi), więc pytam czy mogłaby mi polecić kogoś kto nas już natychmiast przyjmie. Poleciła pana który przyjmuje do 21 ale na drugim końcu miasta (dodam że to była środa przed Bożym Ciałem!). Więc wio w samochód i jedziemy. Dojechaliśmy, pan pooglądał i powiedział tak "co za baba?! na guzy sie nie podaje sterydów! poza tym - jak to nieoperacyjny?! pani się zastanowi na spokojnie, uśpić zawsze w razie czego zdążymy, ja mogę się podjąć operacji i zobaczymy - jeśli nie ma przecieków między żebra to będziemy ciąć i zobaczymy co będzie". Może i egoistycznie postąpiłam, ale powiedziałam że operujemy i się umówiliśmy na sobotę. Operacja się udała, całego guza gościu wykroił, szwów jest od groma, po operacji się okazało że to mięsak. I teraz tak - całą sobotę szczura dochodziła do siebie. W poniedziałek większa część opuchnięcia jej zeszła, ale wszystko się nagromadziło w miejscu szycia i zrobił się mega guzol (ale taki miękki jakby właśnie jakiś płyn się zebrał). We wtorek z rana dzwonię do gościa co z tym zrobić, bo szczura ładnie pije, je gerberki i karmę i owoce ale ten guz mnie niepokoi. Kazał przyjechać wieczorem, pooglądał ją, dał jakiś mix antybiotyków w tym kofeinę i powiedział, że rzadko bo rzadko ale tak się zdarza, po tym zastrzyku powinno jej zejść i można jej podawać po troszeczkę kawy (oczywiście zimnej, nie słodzonej i bez mleka), nakłuł guza i wyciekła woda z krwią (więc dobry znak że nie jakaś ropa albo coś). We środę bez zmian, już myślałam do jakiego tu innego weta można się udać, bo ta pierwsza wet na urlopie do końca miesiąca :/ ale wczoraj (czwartek) nagle zaczęło z niej wszystko wypływać... dosłownie... po 3-4 razy dziennie muszę jej zmieniać ręczniki papierowe i podkłady bo są całe mokre, bardzo dużo siusia, ale też z okolic rany się sączy - przeważnie przezroczysty płyn, ale zdarzyło się że kilka kleksów takich mlecznych zrobiła (na chusteczkach ciężko zobaczyć, ale na stole już bez problemu). Dzisiaj już po tym guzolu prawie śladu nie ma, tylko mega obwisła skóra, ale szczurcia nie nadąża z myciem się, brzuszek mokrusieńki, apetyt ma spory jak na szczurka po operacji, pije też normalnie, ale że cała opuchlizna z niej zeszła to zostały same kosteczki i skóra :/ Jak jej tu pomóc w rekonwalescencji? Dodam jeszcze, że od wczoraj też ma małe problemy z kupkami... troszkę ich mało i wyglądają na strasznie suche i twarde. Co jej dawać, żeby pomóc? Czy biały serek, truskawki, pomidorki, ogórek, jabłuszko będą pomocne w tym stanie?
Moja bieda i ja potrzebujemy pomocy. Otóż - dziewczę ma ok 2 lat. zaczął jej niedawno rosnąć guz przy listwie mlecznej. Pani wet która wyciągnęła z opresji już nie jednego mojego szczurka stwierdziła, że guz jest nieoperacyjny, podamy sterydy żeby nie rósł za szybko i za 2 tyg. mamy sie zgłosić na drugą "porcję" sterydów. W tym czasie się przeprowadziliśmy do innego mieszkania (nie wiem czy to ma jakiś związek, ale dzień po przeniesieniu pozostałości stadka zaczęło się wszystko). Szczurcia całe swoje życie chudzina straszna (a jadła za 3 ) nagle zaczęła przypominać okrągłego szynszyla (!) tak strasznie spuchła jakby ją stado pszczół dopadło. Z racji, że był wieczór, a weterynarzy przyjmujących po godz. 19 u nas mało - telefon do najlepszej z dostępnych. Ja już łzy w oczach, że się będę musiała z nią rozstać, ale dzwonię. Pani mówi że już nas nie da rady przyjąć, bo ma w tej chwili jakieś USG, a za chwilę dwa nieszczęścia z jakimiś pilnymi dolegliwościami (ze stresu nie zapamiętałam jakimi), więc pytam czy mogłaby mi polecić kogoś kto nas już natychmiast przyjmie. Poleciła pana który przyjmuje do 21 ale na drugim końcu miasta (dodam że to była środa przed Bożym Ciałem!). Więc wio w samochód i jedziemy. Dojechaliśmy, pan pooglądał i powiedział tak "co za baba?! na guzy sie nie podaje sterydów! poza tym - jak to nieoperacyjny?! pani się zastanowi na spokojnie, uśpić zawsze w razie czego zdążymy, ja mogę się podjąć operacji i zobaczymy - jeśli nie ma przecieków między żebra to będziemy ciąć i zobaczymy co będzie". Może i egoistycznie postąpiłam, ale powiedziałam że operujemy i się umówiliśmy na sobotę. Operacja się udała, całego guza gościu wykroił, szwów jest od groma, po operacji się okazało że to mięsak. I teraz tak - całą sobotę szczura dochodziła do siebie. W poniedziałek większa część opuchnięcia jej zeszła, ale wszystko się nagromadziło w miejscu szycia i zrobił się mega guzol (ale taki miękki jakby właśnie jakiś płyn się zebrał). We wtorek z rana dzwonię do gościa co z tym zrobić, bo szczura ładnie pije, je gerberki i karmę i owoce ale ten guz mnie niepokoi. Kazał przyjechać wieczorem, pooglądał ją, dał jakiś mix antybiotyków w tym kofeinę i powiedział, że rzadko bo rzadko ale tak się zdarza, po tym zastrzyku powinno jej zejść i można jej podawać po troszeczkę kawy (oczywiście zimnej, nie słodzonej i bez mleka), nakłuł guza i wyciekła woda z krwią (więc dobry znak że nie jakaś ropa albo coś). We środę bez zmian, już myślałam do jakiego tu innego weta można się udać, bo ta pierwsza wet na urlopie do końca miesiąca :/ ale wczoraj (czwartek) nagle zaczęło z niej wszystko wypływać... dosłownie... po 3-4 razy dziennie muszę jej zmieniać ręczniki papierowe i podkłady bo są całe mokre, bardzo dużo siusia, ale też z okolic rany się sączy - przeważnie przezroczysty płyn, ale zdarzyło się że kilka kleksów takich mlecznych zrobiła (na chusteczkach ciężko zobaczyć, ale na stole już bez problemu). Dzisiaj już po tym guzolu prawie śladu nie ma, tylko mega obwisła skóra, ale szczurcia nie nadąża z myciem się, brzuszek mokrusieńki, apetyt ma spory jak na szczurka po operacji, pije też normalnie, ale że cała opuchlizna z niej zeszła to zostały same kosteczki i skóra :/ Jak jej tu pomóc w rekonwalescencji? Dodam jeszcze, że od wczoraj też ma małe problemy z kupkami... troszkę ich mało i wyglądają na strasznie suche i twarde. Co jej dawać, żeby pomóc? Czy biały serek, truskawki, pomidorki, ogórek, jabłuszko będą pomocne w tym stanie?