Braci się nie traci - ale czy aby na pewno?

Czyli jak połączyć szczurki, żeby się polubiły.

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
C6H12O6
Posty: 2
Rejestracja: wt lut 13, 2018 7:49 pm

Braci się nie traci - ale czy aby na pewno?

Post autor: C6H12O6 »

Cześć!

Mam problem z łączeniem szczurów, ale sytuacja jest raczej skomplikowana.
W sierpniu 2016 przygarnąłem dwóch samców z zoologicznego, Tutka i Tamtka. Nie miałem wcześniej doświadczenia ze szczurkami, ale po researchu z Internecie znalazłem wszystko co trzeba. Urządziłem im klatkę i tak dalej. Chłopcy od początku się lubili, w sklepie poinformowano mnie, że są ze sobą od początku, wiec nie było żadnego łączenia ani nic takiego, po paru dniach wyglądało na to, że czują się świetnie.

Tutek jest dosyć płochliwy, czasem boi się własnego ogona, ale bez nagłych dźwięków i ruchów jest całkiem śmiały, chociaż niezbyt mi ufał na początku, a i teraz potrzeba mu chwili żeby np. wejść na rękę, no i oczywiście czegoś dobrego w nagrodę. Niechętnie się uczył się przychodzenia na sygnał, ale myślę, że jest całkiem inteligentnym cwaniakiem, czego nieraz dowiódł.
Tamtek jest dużo spokojniejszy i ufny, chętnie daje się głaskać. Szybciej się uczy, ale dla odmiany czasem zachowuje się jakby był niespełna rozumu.

Niestety w maju 2017 zauważyłem, że Tamtek leży z uchylonym pyszczkiem i jest cały obśliniony. Nie reagował na bodźce zewnętrzne i był otępiały. Przerażony, zaniosłem go od razu do weterynarza, ale w czasie drogi (która trwała 5 minut) całkowicie wydobrzał. Mimo to w gabinecie zrobił śmierdzące kupsko, a lekarz uznał, że musi mieć jakieś problemy z jelitami czy coś takiego. Miał dać mu serię 3 zastrzyków, co dwa dni jeden, o ile dobrze pamiętam. Tamtkowi poprawiła się śmierdząca dolegliwość, ale pojawił się inny, dużo gorszy problem. Po powrocie do domu z ostatniego zastrzyku, okazało się, że biedak nie może ruszać nóżką (dostał zastrzyk w pośladek). Zadzwoniłem do weta, a ten powiedział, że może tak być od podrażnienia leku, że powinno ustąpić za kilka dni. Dla szczurka nie był to zbyt przyjemny czas, dla mnie też nie, bardzo się martwiłem, nie mógł się nawet podrapać. Po sugerowanym przez lekarza czasie faktycznie się nieco poprawiło, mógł ruszać nóżką nieznacznie, ale nadal miał problem. Po około 1,5 tygodnia poszedłem znowu do weterynarza, a tam ustaliliśmy, że to musi być porażenie mięśnia spowodowane lekiem, oraz ze powinno ustąpić, jednak nie wiadomo za ile.

No i tu zaczęły się jeszcze większe schody, bo pewnego dnia zauważyłem, że Tamtek ma odcisk na pięcie od drewnianego żwirku w klatce. Uznałem, że fantastycznym pomysłem będzie mu zrobić coś na kształt buta-skarpety, poprzez przyczepienie waty plastrem do tego miejsca. Tutkowi (nie Tamtkowi, zwracam uwagę, bo sam się często mylę) nie spodobał się ten pomysł i usilnie próbował mu to zdjąć. Mnie natomiast nie spodobało się to, więc włożyłem go na noc do zastępczej klatki. Następnego dnia sprawdziłem łapkę Tamtka, ale okazało się, że odcisk się odkleił, zostawiając odsłoniętą ranę. Od wtedy przez długi czas wykładałem jego klatkę ręcznikami papierowymi, żeby nie było po pierwsze twardego żwirku, a po drugie pyłu który by dostał się do rany.
Tutaj popełniłem tez kolejny błąd, ponieważ postanowiłem oddzielić Tutka od Tamtka do czasu zagojenia się rany. Naprawdę nie sądziłem, że uraz będzie goić się kolejne 2 miesiące, nawet mimo tego, że chory odzyskał władzę w łapce po około 3 tygodniach.
Więc tak siedzieli rozdzieleni w osobnych klatkach, wtedy przez 3 miesiące.

Tutaj zaczyna się mój faktyczny problem, ponieważ w tym czasie przestały się, że tak powiem, lubić. Próbowałem od razu je puścić ze sobą, ale skończyło się fukaniem na siebie. Więc kiedy już zdołałam kupić kolejną mniejszą klatkę, zacząłem je łączyć. Najpierw były obok siebie, trochę pofukały i przestały, potem mieszanie ściółek, zamiana klatkami, no i doszło do widzeń. Tutaj się na tyle przeraziłem widokiem atakujących się szczurków, że od razu je rozdzieliłem. Znowu zrobiłem wszystko od nowa, ale teraz z innym efektem.
Konkretniej: chłopcy nie są względem siebie agresywni ot tak. Przy widzeniu w wannie (i gdziekolwiek indziej) puszczam je oba, Tutek od razu zaczyna zwiedzać otoczenie, natomiast Tamtek ani drgnie. W ogóle. Siedzi w miejscu, bez ruchu, nieco skulony z wyprostowanym ogonem. Kiedy Tutek do niego podchodzi, nadal nie rusza się z miejsca. Tutek zaczyna go iskać w okolicach głowy, przechodzi nad nim, wciska sam się pod jego głowę, ale Tamtek nadal ani drgnie, troszkę czasem popiskuje. W końcu zaczyna się iskanie nieco bliżej zada, i wtedy Tamtek zaczyna syczeć. Od tego momentu syczy na Tutka kiedykolwiek ten go dotknie. Co zabawniejsze, przestaje kiedy zacznie go znowu iskać przy głowię.
W końcu, jak to u szczurków, dochodzi do walki o dominację. Czy raczej jej próbę. Tutek próbuje wcisnąć się bardziej pod Tamtka, żeby go przewrócić, próbuje go przepchnąć z miejsca swoją dupką, kombinuje co by tu zrobić. Wydaję mi się, że to całkiem normalne zachowanie, szczególnie że jest raczej łagodny. Mimo to Tamtek syczy. W końcu Tutek znowu dostawia się bokiem do Tamtka, próbuje go przewrócić tylną łapką... no i nagle Tamtek zaczyna się rzucać. Co najmniej tak bardzo, jakby ktoś go polał wrzątkiem. Wygląda to jak walka, ale problemem jest to, że nie dość, że Tamtek nie walczy, tylko jedynie się szarpie przy czymkolwiek i znowu zastyga,lub czasem próbuje uciec skacząc, ale spada na Tutka, więc wiadomo jak się to kończy, to jeszcze Tutek ma ostre pazurki, nawet po obcięciu,więc po każdej takiej akcji drugi delikwent jest poraniony. Nie są to głębokie rany, chociaż zdarzyło się parę gorszych.

Próbowałem łączenie ich jak obcych, próbowałem łączenia ich w małym kontenerku, próbowałem maskować ich zapach olejem z sardynek i olejkiem waniliowym. Nic póki co nie pomogło, a będzie to już 3 miesiąc moich zmagań.
Zaznaczam, że oba szczurki w osobnych klatkach nie są względem siebie agresywne, nawet czasem jednemu ogon wpadnie do drugiej klatki i jest trochę obwąchiwany i tyle. Kiedy któregoś wyjmuję na łóżko na chwilę, bo akurat sprzątam, zachowują się obaj tak samo jak wcześniej, zwiedzają sobie, wciskają się pod kołdrę, kombinują jak zejść i iść gdzieś, gdzie są do zjedzenia smaczne rzeczy. Również obu daję te same rzeczy, poświęcam tyle samo uwagi, kiedy któregoś miziam, drugą ręką robię to drugiemu, tak żeby oba widziały.

Mimo to, nadal nie chcą się ze sobą zaprzyjaźnić, dlatego proszę tutaj o pomoc.

Przepraszam za tak ogromną ilość tekstu, ale chciałem zapewnić jak największą ilość informacji o tych małych smrodach.
Zdaję sobie również sprawę z tego, że sam jestem winien obecnej sytuacji.
Awatar użytkownika
madziastan
Posty: 1467
Rejestracja: śr lip 06, 2011 5:26 pm
Numer GG: 8345513
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Re: Braci się nie traci - ale czy aby na pewno?

Post autor: madziastan »

Po pierwsze: Weterynarz jest polecany na tej stronie? Po domięśniowym zastrzyku często szczurkom wiotczeją mięśnie. Wtedy należy je masować od czasu do czasu.
Po drugie: Niepotrzebnie ich rozdzielałeś. Chłopcy mają w klatce "prętowe" podłogi? Jeśli tak to może być to powód powstania odcisków

Co do głównego problemu:

Nie radziłabym ich trzymać w osobnych klatkach w tym samym pokoju. Łączyłabym ich od podstaw: Neutralne miejsce - wanna przez parę godzin, potem kiszonka (w ciasnej klatce lub transporterku) a potem dopiero w dużej klatce (jakie ma wymiary Twoja klatka? Może być też powodem kłótni)

Piszesz że już ich łączyłeś w kontenerku ale jak długo? Nie przeszkadzałeś im? Jak się biją, to nie przerywaj tej kłótni. Póki krew się nie leje, będzie dobrze. Potrzeba czasu... Prędzej czy później się pogodzą. Także nie rozdzielaj ich ciągle..
Może kiedyś...
Za TM: Mamusia, Córeczka, Robin, Miodynka, Majtki, Milky, Elenka, Lucynka, Mary, Szarik, Gryzia,Jamajka, Shelter, Mała (Gifa), Henio, Kropuś
C6H12O6
Posty: 2
Rejestracja: wt lut 13, 2018 7:49 pm

Re: Braci się nie traci - ale czy aby na pewno?

Post autor: C6H12O6 »

Masowałem, ale nadal zajęło to trochę czasu, na szczęście już całkiem przeszło. No a odcisk, jak napisałem, był od podłoża, żadnych prętów nie ma na podłodze.

Próbowałem łączenia takiego jak opisane tutaj na forum, próbowałem też tak jak opisane tutaj:
http://www.ogonek.waw.pl/nowy_zwierzak/ ... zurow.html
Najpierw jedną metodą, potem druga, od początku do.. no cóż, momentu gdzie nadal Tamtek siedział w bezruchu i nie było żadnej poprawy.
Wspólna klatka ma wymiar 45x75 cm, na wysokość w teorii 40 cm, ale nie ma problemu z podniesieniem całości do 70 cm. Umieszczone oba w niej nadal zachowują się podobnie, czyli Tutek jak to zwykły szczurek, a Tamtek siedzi przy ścianie i nie rusza się.

Jeśli chodzi o kontenerek to około tygodnia, trzymałem je w nim przez około godzinę, chodząc przy tym po mieszkaniu, i nie walczyły ze sobą, oba aktywnie wystawiały noski na zewnątrz i kombinowały jak wyjść. Po wypuszczeniu razem na neutralny teren, po kilku minutach znowu Tamtek nie ruszał się z miejsca ani o centymetr.

Wiem, że potrzeba czasu, ale jak napisałem, przez niemal 3 miesiące nie ma żadnej poprawy, dlatego jestem zaniepokojony.
Również nie przerywam im walki i staram się przy tym trzymać daleko, dopiero kiedy zauważę, że na wannie faktycznie jest krew, to próbuję je sam uspokoić chwilę i dopiero potem rozdzielam. Niestety praktycznie za każdym razem kończy się na krwi, ale to własnie dlatego, że Tamtek szarpie się jak poparzony.
Co więcej, od kilku widzeń zauważyłem, że końcówka ogona Tamtka, kiedy Tutek dotyka go gdzieś bliżej tyłu, zaczyna szybko ruszać się na boki. O ile dobrze pamiętam, to oznaka przerażenia? Nie wiem dlaczego tak bardzo się boi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stadko”