Juvek...

Miejsce dla tych, których już z nami nie ma...

Moderator: Junior Moderator

Awatar użytkownika
nancy1989
Posty: 298
Rejestracja: wt cze 12, 2012 8:21 am

Juvek...

Post autor: nancy1989 »

Obrazek
Dzisiaj upływa już drugi tydzień od odejścia Juvka, zebrałam już trochę sił by powspominać go w stosownym dziale naszego forum. Posta tworzę już od tygodnia, wciąż to do mnie do końca nie dociera,że nie ma go już w tamtym pokoju, że nie czeka aż przyjdę.. a jak pisać o czymś w co się nie chce uwierzyć?
O samym jego odejściu nie mogę pisać, to była okropnie trudna decyzja, był cień nadziei na leczenie, ale to było bardziej "może, jakimś cudem", ale on tak cierpiał... nie jadł, nie pił, nie chodził... bolało, leki nie działały... u weterynarza nie chciał zasnąć... byłam przy nim do samego końca i trzymałam go za łapkę... :(
Jednak czuję,że napisać o nim mam obowiązek by nie odszedł w niepamięć, by ktoś te słowa za jakiś czas jeszcze odczytał i pomyślał chwilę ciepło o tym moim delikatnym Juvku.
Juvuś był moim pierwszym szczurkiem, trafił do mnie jako nieco zdziczały maluch (mój kuzyn kupił go w sklepie zoologicznym, później gdy okazało się,że ma alergię przestał się nim opiekować, Juvek, wtedy jeszcze jako Techacjusz trafił na korytarz przy kuchni, tam był karmiony,ale nie wyjmowany,bo reszta domowników się go bała). Do mnie trafił jako pocieszyciel, miesiąc po tym jak musiałam pomóc odejść mojej trzynastoletniej kotce Pusi.. Zaczęłam rozważać przygarnięcie szczurka (wiele słyszałam o ich inteligencji, a z powodu decyzji domowników mój wybór ograniczał się do zwierząt klatkowych) i zadzwoniłam do cioci czy nie mają przypadkiem pożyczyć mi na początek klatki po króliku,okazało się, że mają na zbyciu klatkę i to z lokatorem, który już po dwóch dniach znalazł się u mnie. Imię otrzymał na cześć włoskiej drużyny piłkarskiej - Juventus Turyn, ulubionej mojego chłopaka, który bał się szczurów i delikatnie mówiąc nie był zachwycony moją decyzją. To miało pomóc mu się przekonać.
Początki nie były najłatwiejsze, sa trochę się go bałam bo słyszałam,że gryzie, no i moja wiedza na temat szczurów była jeszcze znikoma.
Jak tylko udało mi się uporać z oswojeniem Juvka, co nastąpiło dość szybko trafił do mnie forumowy labik gratis- JJ. Łączenie chłopców do łatwych nie należało,później mieli problem z ustaleniem hierarchii, żaden nie miał na tyle dominującej osobowości by szybko przejąć dowodzenie. Jeśli chodzi o wspominanie mojego Juvusia to z tego okresu najbardziej pamiętam urocze momenty, gdy jako maluch podpatrywał starszego kolegę i odkrywał,że można wspinać się po prętach, oraz jak fajnie gryzie się pluszowe tunele. Męczył trochę JJ'a bo był dosłownie upierdliwy. Żyło im się fajne i miło aż do wypadku na wybiegu, poszło prawdopodobnie o nowy domek - duży karton na łóżku, do którego Juvek wbiegł i wystraszył JJ. JJ ugryzł Juvka,a ten się chciał wyrwać i zęby JJ'a rozcięły mu udko jak nóż tworząc bardzo długą i głęboką ranę. Juvuś był bardzo dzielny,znosił przemywanie rany,zastrzyki,wizyty u veta.. niestety - od tego czasu zrobił się nieco nieufny, a chłopaki agresywni wobec siebie,przy kolejnych próbach łączenia zawsze krew, próbowałam wszelkich metod,chcąc przeczekać okres buntu JJ'a przygarnęłam szczurka w wieku Juvka z gumtree,według opisu drugi Juvek-grzeczny i spokojny, w rzeczywistości totalne adhd. Szczurek był jedynakiem przez około cztery miesiące, do ludzi garnął, do szczurków niekoniecznie, nie zdołałam ich połączyć w żadnej konfiguracji, gryzł się każdy z każdym, zawsze odrazu do krwi, pierwszy skok i krew.... gryzł się nawet każdy z moją ręką z wyczuwalnym zapachem kolegi.. To było zbyt trudne łaczenie dla kogoś bez doświadczenia, trzy trudne przypadki trzech dorosłych samców. Nie udało się w decydującym dniu przeprowadzki, kiedy to osłoniłam JJ'a przed Rufusem swoją ręką ,na prawej wisiał Rufi i mnie gryzł lewą zaś chowałam Juvusia i JJ napuszonych do rozmiarów świnek morskich,po chwili szału Rufi zauważył,ze nie gryzie JJ'a tylko mnie i zaczął mnie lizać po poszatkowanej dłoni. Przyznaję się do porażki, nie chciałam by byli sami,dlatego znalazły się u mnie trzy szczurki ,a nie jeden.. starałam im się to zawsze wynagradzać jak najlepszymi warunkami i pocieszałam się tym,że mogą siebie chociaż słyszeć ,choć uważam,że jeśli coś sobie mówili to nie było to nic miłego.
Wracając bezpośrednio do Juvka to ze zdrowiem u niego było zawsze średnio,jak cała trójka miała niezdiagnozowane problemy skórne, on znosił to najgorzej, później problem z wydzieliną z gruczołów napletkowych z którym zmagał się do końca, co chwile jeździliśmy do weterynarza, Bogatynia, Wrocław,leczenie domowe. O jego końcu pisać ciężko,bardzo. Bo to choroba,która przyszła nagle i zupełnie niespodziewanie... Rozwijała się błyskawicznie zapewne przez osłabienie organizmu lekami przez ostatni rok walki o jego zdrówko. On już naprawdę wiele wycierpiał, miał na grzbiecie kilka łysych plamek, po rozdrapanych rankach po zastrzykach... zawsze był taki dzielny, grzeczny, wszystko dawał sobie kilka robić, czyszczenie ran, napletka, zastrzyki, lekarstwa... żółte plamy z rivanolu już na stałe wpisały się w jego wizerunek.
tym razem choroba była silniejsza niż mój skarb, największy łakomczuch świata przestał jeść, dokarmiałam go nutridrinkiem i gerberem ze strzykawki, tak ciężko o tym pisać, bo mam wtedy znów przed oczami jego cierpienie.. ciężki oddech,popiskiwanie. nie miał sił iść do kuwety,z której tak pięknie korzystał.. zawsze wstawał specjalnie z hamaka i szedł na dół tylko po to by się załatwić.. wstrzymywał siusianie jak był u mnie na rękach, a włożony do klatki biegł szybko do kuwetki.. był bardzo porządny, gdy zdarzyło się mu przesikać szmatkę znosił na dół i wyciskał przez pręty. to samo robił z niepotrzebnymi rzeczami- np. ręcznikami papierowymi, których uznał,ze dostał zbyt dużo lub z jedzeniem, które mu nie smakowało,lub było już wczorajsze. Bardzo cenił sobie porządek w klatce, dbał też o siebie, domywał się dbał o jasny ogonek, jako że nie lubił obcinania pazurów sam zaczął po czasie je podgryzać.
Nie umiem pogodzić się z jego utratą, tak mocno go pokochałam, tak bardzo brak mi teraz jego subtelności,tego jak delikatnie chwytał ząbkami smakołyki.
Jedną z rzeczy, które kochał było jedzenie, karma, jogurt, gerber, owoce. jadł łapczywie,dużo na raz i szybko ,ale brał zawsze delikatnie, nie wyszarpywał mi jedzenia z ręki. Najbardziej lubił jogurt naturalny..
Był na permanentnej diecie z wiecznym efektem jojo, tył nawet jak jadł połowę tego co koledzy, wszystko przez mało aktywną naturę, puszczony na podłogę w łazience zrobił okrążenie, w porywie dwa i kładł się plackiem, zabawa z piórkiem w jego wykonaniu także nie była nazbyt dynamiczna. ze sputnika wychodził używając tylko grawitacji, wolał leżenie i pieszczoty od biegu i wspinaczek.
Jeśli chodzi o Juvkowe zdjęcia był najmniej fotogeniczny z całej trójki, zdjęcia nie oddawały pełni jego uroku, mi kojarzył się trochę chomikiem, miał dość krótki i mało szpiczasty pyszczek, jego ogonek też był dość krótki i bardziej wiotki.
Z zabawnych wspomnień to mogłabym jeszcze napisać o jego małpowaniu, od JJ podpatrzył wspinaczkę i gryzienie zabawek, od Rufiego gryzienie krat, tylko,ze Rufi gryzł je by uciec z klatki,najczęściej kolo drzwi, a Juvulek gryzł gdzieś na tyle i to jakoś tak dziwie,nieudolnie ,ale bardzo zawzięcie z wielką pasją,ciężko to opisać,ale wyglądał wtedy komicznie nie pasowało to do niego.
Pewnie wiele osób juz a mnie za dziwną,że tyle piszę o szczurku i w taki sposób. Jednak ja taka już jestem, nie ma dla mnie najmniejszej różnicy czy istota, którą kocham porusza się na dwóch nogach czy czterech łapach, liczy się więź, emocje a ze zwierzętami udało mi się stworzyć piękniejsze i prawdziwsze rację niż z większością ludzi. Tak też było z moim Juvkiem.
Długo trwało bym zżyła się z nim naprawdę mocno, był trochę samotnikiem,najchętniej nie wychodził by z klatki i przez długi czas był pewien dystans, zależało mi na nim, troszczyłam, głaskałam ale nie było takiej więzi jak z JJ'em, sprawiał wrażenie nijakiego,bez osobowości - leżał,jadł i był cichy i grzeczny.. chyba przez tą swoją chorowitość poczuł,że jestem mu potrzebna i że mu pomagam i zaufał mi całkowicie,przez te wszystkie ciężkie chwile udało się nam stworzyć silną piękną relacje opartą na miłości, trosce i zaufaniu. Dziś gdybym miała określić go jednym słowem, powiedziałabym delikatny.. tęsknie dziś bardzo właśnie za tą jego delikatnością
Obrazek
Moje ogoniaste: JUVEK, JJ i RUFUS <-- nasz wątek
Szczurki na straganie - nasz bazarek --> KLIK
Luba
Posty: 5
Rejestracja: czw paź 04, 2012 11:48 pm

Re: Juvek...

Post autor: Luba »

Wcale nie jestes dziwna, nawet nie wiesz,jak dobrze rozumiem to co czujesz. 5 dni temu odszedl moj kochany Ogonek,Kuzia. Tez mial 2latka.To boli. Strasznie za nim tesknie. Czas leczy, ale ta tesknota raczej nie minie. Nasze szczurki na zawsze pozostana w naszych sercach.Trzymaj sie! Bardzo dobrze Cie rozumiem i wspolczuje;(
Awatar użytkownika
Ensui
Posty: 330
Rejestracja: śr wrz 04, 2013 9:59 pm
Lokalizacja: Zabrze
Kontakt:

Re: Juvek...

Post autor: Ensui »

[*]
Obrazek
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Odeszły...”