Ale ze mnie małpa, nie napisałam od razu po kontroli... no więc, dobrze nie jest, ale jest widoczna poprawa. Choć gdyby nie to, że Bąbelek była dopiero po 3 dawkach antybiotyku, to stan wydawał się beznadziejny. No ale jednak jest troszkę lepiej. Przede wszystkim, jeśli tylko Bąbel złapie równowagę np. po odstawieniu jej do klatki czy po wyjęciu z niej, jest w stanie trzymać podniesioną głowę i to prawie prosto. Wcześniej miała ją permanentnie wykręconą o więcej niż 90 stopni. Ogarnia skręcanie w obie strony i nie kręci się już w kółko. W ciągu dnia nie chce jeść, ale wieczorem biorę ją na brzuch, przytulamy się, i mniej albo więcej, ale je. Dobowo to może bez szału, ale potrafi opędzlować na kolację miseczkę kaszki z łyżeczki - mam takie maleńkie od mamy, w sam raz, żeby nie ryć noskiem w jedzenie. Codziennie podaję jej też kroplówkę, bo szczury w tym stanie nie gadają z poidłem wcale, a często zupełnie nie chcą pic. Ale wczoraj zobaczyłam, że coś kombinuje przy tym poidle, a dziś w nocy z niego ubyło.
Wczoraj też po jedzonku zażyczyła sobie połazić - chociaż to może za duże słowo, no ale w każdym razie pokręciła się po łóżku, a następnie jak po sznurku poszła do poszewki mojej poduszki i tam sobie kimnęła. Wydaje się mieć to już gdzieś, że łóżko śmierdzi obcymi. Niucha, wibryski pracują, wzrok ma przytomny.
Wskoczymy sobie też na cabaser, bo kiedy Bąbelek się wyprostowała, zobaczyłam, co robi z rączkami - wyciąganie ich do przodu, krzyżowanie, zaciskanie piąstek. Oczywiście wiem, że objawy zapalenia uszu mogą być takie, jak przysadkowe, ale po upewnieniu się u lekarza podam jej lekarstwo. Może to nie przysadka, ale tym będziemy się zajmować, jak się wygrzebiemy z uszek, a na razie lepiej dmuchać na zimne. Kurde, oby nie... jeszcze to nam potrzebne do kompletu :/
Rokowania są bardzo ostrożne, bo jak mówię, dobrze nie jest, ale poprawa jest na tyle wyraźna, że za wcześnie jeszcze na decyzję, więc próbujemy i nie poddajemy się.
Parę razy pokazaliśmy ją Biance, która tęskni i martwi się, ale Bąbel raczej sobie nie życzy. A to dlatego, że Biancia jak to Biancia - podgryza Bąbla w zadek. Nie mocno, nie wrogo, nie, że dręczy chorutka. Ona po prostu tak ma, że milion razy dziennie ją łapie. Zdrowa Bąbel albo zupełnie to ignorowała, albo się pookładały po mordkach i też spoko. Teraz to wygląda, jakby Biancia chciała ją rozruszać, zachęcić do aktywności, a chora Bąbelita piszczy, i ma uraz do łapania za skórę od miliona zastrzyków i kroplówek. Muszą poczekać jeszcze na dłuższe spotkanie, choć serce się kraje, jak widzę Biancię w klatce, wyciągającą do nas łapcie przez pręty, bo czuje, że przyjaciółka jest tuż obok
Może jutro ponowię łączenie z Muszkieterkami, czyli Tikusią, Buli i Violetką - oczywiście bez Bąbelka na razie. Kijowo się to wszystko złożyło, bo jestem drugi tydzień sama w pracy, od poniedziałku do soboty, nie mogę wziąć wolnego, mąż ma popołudniowe zmiany, więc wraca w okolicach północy, i po prostu nie miałabym wcześniej jak dopilnować i łączenia, i Bąbelka.
Aha, Muszkieterek oczywiście nie oddamy. Nie wiem sama, jak w ogóle mogło mi zaświtać w głowie coś takiego... my je kochamy i one nas też.