Nie do wiary, jak długo nie pisałam...
2 dni temu odeszła od nas Bulinka
Pokręciła ją przysadka, ale wydawało się, że ładnie reaguje na leczenie. Po 2 dawkach cabaseru zaczęła śmigać jak nowiutka - dopadła do miski z twardym i nadrabiała zaległości, brykała jak radosny młodziak. Szczęście trwało 4 dni i przyszło pogorszenie. Podaliśmy steryd i mieliśmy pojechać do lecznicy. Przedwczoraj, jak tylko wstaliśmy z łóżka... zupełnie, jakby czekała, aby się pożegnać
Była bardzo kochanym, przytulnym i cierpliwym stworzonkiem, bardzo mi jej brakuje
Bianka nieco odżyła, odkąd przyszły maluchy, ale po odejściu Buli znów przyklapła. Tak naprawdę nie wróciła do siebie takiej, jak kiedy była z Bąbelkiem
Zawsze była dość gburowatego usposobienia, ale od kilku miesięcy zupełnie nie jest sobą. Z żadną z nowych koleżanek nie zakumplowała się szczególnie blisko, śpi z nimi jedynie w klatce. Najwyraźniej jednak Buli lubiła, albo dobija ją czyjekolwiek odejście. Zrobiła się niezwykle przytulna do ludzi, a z kolei źle znosi obecność na kolanach innych szczurów. Albo je leje, albo idzie się schować pod regał.
Jakiś czas temu adoptowaliśmy 2 małe, bielutkie dziewczynki z Lab Rescue. Lusię i Elżunię
Teoretycznie dla dzików. Że małe, jeszcze nie znają agresji i może one nie będą na dzień dobry biły Wanilii. Ale Placek się zdążył w międzyczasie poważnie pochorować, i kilka wizyt + łapanie Placka sprawiło, że dziki są w nastroju nieprzysiadalnym i widzę, że głównie spokoju im potrzeba. A młode, cóż. Ponoć te labiki spokojne i tak dalej. Jasne. Tuż po udanym łączeniu nie dają żyć Tice
Wygląda na to, że jedyne spokojne szczury w tym domu to dzikusy
Placek prawie zafundował mi zawał, na szczęście już w lecznicy, więc jakby trzeba było mię cucić i opatrzeć głowę po omdleniu, to lekarze na miejscu^^ Zabrałam Placka do lekarza (zwinęłam go rano razem z domkiem, w którym spał), ponieważ miał spuchniętą stópkę i paluszki. Obmacałam sama, nie piskał, ale wiecie, dzik słabo pokazuje, że coś boli. A nie da się ukryć, że z Placuszka jest raczej fajtłapa, więc uraz nie jest nieprawdopodobny. Przy okazji wykonano mu całościowe rtg, bo i tak się wybieraliśmy, w końcu dzikuski już nie najmłodsze. No i okazało się, że łapce niż nie jest, za to płuca...! Zobaczyłam foto i omal nie zemdlałam. Od połowy szczura w górę - biało. Płuc nie ma, serca nie widać. Jego brat odszedł na nowotwór płuc, więc naprawdę byłam przerażona. Jak i czym on oddychał, nie pokazując przy tym żadnych objawów...? I jak to w ogóle możliwe, przecież myśmy tu z nogą...! Ja rozumiem, że można nie pokazać bólu, ale dziki szczur najwyraźniej będzie udawał zdrowego i kozaczył, póki ma choć jeden sprawny pęcherzyk płucny. Najpierw był osłuchiwany, pod wziewką oczywiście, i też ten osłuch nie wskazywał na stan chorobowy. Natychmiast dostał leki, na szczęście zjada je grzecznie.
Po 10 dniach mieliśmy stawić się na kontrolę. I stawiliśmy się, choć złapanie Placka było drogą przez mękę. Wcześniej nie przeżywał specjalnie samych wizyt, ale też jedną od drugiej dzieliło więcej czasu. Tu już wiedział, co się kroi, i niestety... ale
musiałam wiedzieć, czy to był "tylko" obrzęk, czy coś gorszego. Złapaliśmy go, w sumie zakręcił się tak, że sam wskoczył do transportera. Zabraliśmy też Wanilię, bo się baliśmy o nią - jak widać, brak objawów u dzikiego szczura o niczym nie świadczy. Oboje mieli rtg i usg, macanie, słuchanie, paszczy oglądanie. Waniś wprawdzie nigdy nie gryzie, ale zaraz po otwarciu transportera narobiła wrzasku na całą lecznicę, więc jej badania też przebiegły w stanie błogiej nieświadomości.
U Placka obrzęk zszedł, na szczęście to nie to najgorsze. Bierze leki i jest ok. Wanilcia w zasadzie zdrowa. No, serduszko delikatnie zaokrąglone, jak to w pewnym wieku. Dobry czas, żeby wejść na prilium, zanim coś się wywali z hukiem.
Niestety, skutki drugiej wizyty (a raczej pogoni za Plackiem) odczuwamy do dziś, choć minęło kilka tygodni. Placek stracił do nas zaufanie, a na mnie jest dodatkowo zwyczajnie zły. Dzik może być przywiązany, całkowicie oswojony i bardzo towarzyski, ale są sytuacje, które aktywują w nim zwierzę dzikie. Poczucie zagrożenia przychodzi o wiele wcześniej, niż u szczurów domowych. Mam za swoje, za 2 lata podśmiewanie się z Placka, że do dzikiego miotu musiał zostać podrzucony
Nie, nie został. Pierwszy raz od jego dzieciństwa widziałam, jak porusza się w dziczym tempie - mimo, że jego nóżki nie są już super sprawne. Potrafi mnie też capnąć, czego wcześniej raczej nie robił. Jedynie nauczył się od Filipka, co się robi, kiedy ktoś wsadza szczurowi rękę do zakrytego mebla, ale łapał delikatnie, nie tak, jak Filip, że krew się lała. Teraz potrafi się rzucić nie na żarty, kiedy coś mu nie pasuje. Wanilia nigdy nie ufała specjalnie ludziom, więc tylko powiedziała bratu z przekąsem "a nie mówiłam?".
Czy jednak ta obraza oznacza, że Placunio zje sam z miseczki cokolwiek poza karmą? A skąd! Jego Wysokość Książę Placek Pierwszy Nafochany może być obrażony, ale to nie znaczy, że służba ma wolne
Łyżeczkę z lekarstwem musimy mu osobiście podać, bo inaczej nie zje. A, i trzymać ją przez cały czas konsupmcji, bo jak położymy, to przestanie jeść. Zupki z miski również nie zje, mam karmić, tak jak to zawsze było.
Placek zrobił jeden wyjątek dla mnie. Przedwczoraj, kiedy odeszła Buli i byłam bardzo, bardzo smutna i rozbita - przyszedł na ręce. Aż mi się łzy zakręciły w oczach. Czy oni mają jakiś dziesiąty zmysł do takich rzeczy...? Zawsze, ale to zawsze kiedy byłam chora albo w wyjątkowym dołku, przynajmniej jedno z nich przy mnie było, inaczej niż na co dzień. Wanilia mimo swojej nieufności przychodziła poleżeć pod sweter/szlafrok, kiedy naprawdę mnie rozłożyło. Ona w ogóle jest niezmordowana w opiece nad słabszymi, chorymi, starymi osobnikami. Placuszek przyszedł mnie pocieszyć, kiedy tego potrzebowałam, mimo, że przestał mi ufać. Najwyraźniej nie przestał kochać <3