Problem z kotem, proszę o zajrzenie i pomoc!
: pn lis 11, 2013 5:37 pm
Witajcie kochani
Wiem, że to absolutnie nie jest forum na kocie problemy, ale usiłuję od kilku dni doprosić się o pomoc na kocim forum (miau) i jestem uparcie ignorowana mimo kilku wątków, a z tego co widzę po forum ludzie, którzy w ogóle dostają tak jakąś odpowiedź są na starcie mieszani z błotem o to, że rzekomo i tak są już tak beznadziejnymi właścicielami kotów że powinno im się odebrać te biedne cierpiące zwierzęta. Wiele razy widziałam tu na forum różne, czasem nieprzyjemne reakcje na przypadki opisywane przez "nowych", nie mających pojęcia o opiece nad szczurami użytkowników, ale nigdy, podkreślam NIGDY nie widziałam tu jednej setnej tego, co tam się dzieje w połowie wątków :/ Dlatego postanowiłam spytać tutaj, być może ktoś coś wie i mógłby mi jakkolwiek pomóc czy doradzić.
Przechodząc do tematu, w te wakację odebrałam małą kotkę kobiecie, u której mała leżała na progu na gołym betonie i została w obecności mojej mamy szturchnięta nogą z komentarzem "o, to jeszcze nie zdechło". Zabrałam kociaka biegiem do weterynarza na zasadzie "zrób pan coś, jeśli trzeba to uśpijmy ale niech się chociaż nie męczy". Szanse były niewielkie, ale skoro JAKIEŚ były, to postanowiliśmy leczyć. Kotka prawie nie chodziła, była wychudzona (miała 2 miesiące, wyglądała na jeden), miała okropną infekcję oczu i, jak się okazało po około dwóch dniach u mnie również padaczkę, nie wspominając o hordach pasożytów i pcheł. Była tak słaba, że przez parę pierwszych dni wet bał się jej podać nawet najlżejsze leki odrobaczające, więc dawałam jej antybiotyk, zakraplałam i przemywałam oczka, karmiłam, tuliłam i miałam nadzieję. W ciągu dwóch tygodni infekcję oczu udało się zwalczyć, niestety kotka jest niewidoma ale radzi sobie doskonale, biega, skacze, bawi się i niczego nie boi.
Pozostała padaczka. Nasz weterynarz ma zerowe doświadczenie z tą chorobą i brak zaplecza na nawet głupie badanie krwi, a mała była zbyt słaba na pordóże do innych miast, więc czekałam, ale teraz nadszedł czas żeby coś z tym zrobić.
Kotka miała początkowo ataki raz na dwa, trzy dni, prawie zawsze w nocy. Były dość słabe, czasem tylko miauczała po nich, nie wiem z bólu czy strachu, przeważnie po prostu wstawała i wszystko było ok. Jako, że była tak mała gdy do mnie trafiła mogłam przyzwyczaić ją do mojego dotyku na tyle, by ją nawet w takich sytuacjach uspokajał a nie denerwował, więc przy każym ataku przytrzymuję ją, żeby nie zrobiła sobie krzywdy i uspokajam. Pomaga. Od paru tygodni ataki są rzadsze, co około tydzień do 10 dni, chociaż niektóre z nich są teraz dłuższe i mocniejsze. Wciąż nie przekraczają jakichś trzech-pięciu minut (ciężko ocenić bo zrywam się do nich w środku nocy i nie tracę czasu na sprawdzanie godziny).
Pytanie moje jest takie, czy ktokolwiek z Was zna lub słyszał o weterynarzu, któremu mogłabym zaufać w tej sprawie? Nie widzę jeszcze potrzeby jeżdżenia po całej Polsce za specjalistami konkretnie od padaczki, ale mimo wszystko chciałabym iść do kogoś kto ma JAKIEŚ doświadczenie. Najlepszym miejscem dla mnie jest Toruń, ponieważ mam tam bardzo dobry dojazd i znam miasto, ale reszta województwa też wchodzi w rachubę. Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi, nawet jeśli nie macie dla mnie konkretnych rozwiązań problemu! <3
Wiem, że to absolutnie nie jest forum na kocie problemy, ale usiłuję od kilku dni doprosić się o pomoc na kocim forum (miau) i jestem uparcie ignorowana mimo kilku wątków, a z tego co widzę po forum ludzie, którzy w ogóle dostają tak jakąś odpowiedź są na starcie mieszani z błotem o to, że rzekomo i tak są już tak beznadziejnymi właścicielami kotów że powinno im się odebrać te biedne cierpiące zwierzęta. Wiele razy widziałam tu na forum różne, czasem nieprzyjemne reakcje na przypadki opisywane przez "nowych", nie mających pojęcia o opiece nad szczurami użytkowników, ale nigdy, podkreślam NIGDY nie widziałam tu jednej setnej tego, co tam się dzieje w połowie wątków :/ Dlatego postanowiłam spytać tutaj, być może ktoś coś wie i mógłby mi jakkolwiek pomóc czy doradzić.
Przechodząc do tematu, w te wakację odebrałam małą kotkę kobiecie, u której mała leżała na progu na gołym betonie i została w obecności mojej mamy szturchnięta nogą z komentarzem "o, to jeszcze nie zdechło". Zabrałam kociaka biegiem do weterynarza na zasadzie "zrób pan coś, jeśli trzeba to uśpijmy ale niech się chociaż nie męczy". Szanse były niewielkie, ale skoro JAKIEŚ były, to postanowiliśmy leczyć. Kotka prawie nie chodziła, była wychudzona (miała 2 miesiące, wyglądała na jeden), miała okropną infekcję oczu i, jak się okazało po około dwóch dniach u mnie również padaczkę, nie wspominając o hordach pasożytów i pcheł. Była tak słaba, że przez parę pierwszych dni wet bał się jej podać nawet najlżejsze leki odrobaczające, więc dawałam jej antybiotyk, zakraplałam i przemywałam oczka, karmiłam, tuliłam i miałam nadzieję. W ciągu dwóch tygodni infekcję oczu udało się zwalczyć, niestety kotka jest niewidoma ale radzi sobie doskonale, biega, skacze, bawi się i niczego nie boi.
Pozostała padaczka. Nasz weterynarz ma zerowe doświadczenie z tą chorobą i brak zaplecza na nawet głupie badanie krwi, a mała była zbyt słaba na pordóże do innych miast, więc czekałam, ale teraz nadszedł czas żeby coś z tym zrobić.
Kotka miała początkowo ataki raz na dwa, trzy dni, prawie zawsze w nocy. Były dość słabe, czasem tylko miauczała po nich, nie wiem z bólu czy strachu, przeważnie po prostu wstawała i wszystko było ok. Jako, że była tak mała gdy do mnie trafiła mogłam przyzwyczaić ją do mojego dotyku na tyle, by ją nawet w takich sytuacjach uspokajał a nie denerwował, więc przy każym ataku przytrzymuję ją, żeby nie zrobiła sobie krzywdy i uspokajam. Pomaga. Od paru tygodni ataki są rzadsze, co około tydzień do 10 dni, chociaż niektóre z nich są teraz dłuższe i mocniejsze. Wciąż nie przekraczają jakichś trzech-pięciu minut (ciężko ocenić bo zrywam się do nich w środku nocy i nie tracę czasu na sprawdzanie godziny).
Pytanie moje jest takie, czy ktokolwiek z Was zna lub słyszał o weterynarzu, któremu mogłabym zaufać w tej sprawie? Nie widzę jeszcze potrzeby jeżdżenia po całej Polsce za specjalistami konkretnie od padaczki, ale mimo wszystko chciałabym iść do kogoś kto ma JAKIEŚ doświadczenie. Najlepszym miejscem dla mnie jest Toruń, ponieważ mam tam bardzo dobry dojazd i znam miasto, ale reszta województwa też wchodzi w rachubę. Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi, nawet jeśli nie macie dla mnie konkretnych rozwiązań problemu! <3