[Operacja] Wybudzanie się

Leki, dawkowanie, cel stosowania oraz długość trwania terapii. Masz pytanie? Przejrzyj dział pod kątem odpowiedzi a jeśli jej nie znajdziesz, stwórz nowy post.

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
Shirkus
Posty: 23
Rejestracja: ndz sie 22, 2010 3:58 pm

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: Shirkus »

Dzięki za odpowiedzi, teraz mniej się niepokoję. :)
ernestta
Posty: 2
Rejestracja: czw gru 01, 2011 10:20 pm

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: ernestta »

mój ukochany szczurek miał operacje usianie ropniaka wybudzał sie ale nie oczekiwanie umarł,,,,jestem zrozpaczona nie wie dlaczego tragedia..
Awatar użytkownika
sylwiaj
Posty: 1487
Rejestracja: pn paź 17, 2011 10:18 am
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: sylwiaj »

mnie wielokrotnie Pani Dr Blanc przestrzegała ze takie przypadki sa czeste zwłaszcza na iniekcji tj ze sie wybudzaja a później serduszko staje. Najlepiej jednak stosować wziewkę sama wielokrotnie widziałam ja dr Rzepka sciagala maske i po góra minucie szczur był biegajacy.

Swoja drogą współczuje strasznie:(
u Aniołków:Krecik, Muszka, Czerniak, Gadzinka, Kluska, Pralka, Cola, Parówka, Twister

ze mną: Kamikaze, Klementynka, Emilka, Gnieciuch, Kornelcia
Selah
Posty: 25
Rejestracja: wt paź 11, 2011 9:22 pm
Lokalizacja: Łódź

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: Selah »

Zgadzam się, wziewka jest o wiele bezpieczniejsza niż znieczulenie iniekcyjne. Nie wiem jak w przypadku szczurów, ale u większych zwierząt przed "przełączeniem" na wziewkę podaje się jeszcze inne anestetyki do premedykacji (czyli uspokojenia przed zabiegiem, żeby zwierzaka przygotować do cięcia), które już po wybudzeniu się zwierzaka nadal są we krwi i zwierzak, chociaż przytomny, to nadal jest spokojny i ma lekki "odlot".
Generalnie znaczenie ma też substancja, jakiej używa się do wziewki - najpopularniejsze to chyba halotan, izofluran i sewofluran. Osobiście szukałabym takiego weta, który używa sewofluranu - to najnowszy i najbezpieczniejszy wziewny anestetyk, używany zarówno u ludzi, jak i u zwierząt.
A odnośnie pilnowania zwierzaka po operacji, w poważnych lecznicach zajmują się odpowiednie osoby, asystenci najczęściej oraz lekarz będący "w pogotowiu". Zostawianie zwierza bez nadzoru i opieki czy wydawanie nieprzytomnego do domu jest niepoważne.
Wszystkie moje posty na tym forum to czysta fikcja literacka. Nie ponoszę odpowiedzialności za wywołane przez nie wybuchy szału, akty desperacji, planowane ciąże i nieplanowane samobójstwa.
Awatar użytkownika
kalinda
Posty: 445
Rejestracja: pn paź 12, 2009 8:19 pm
Lokalizacja: Wrocław

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: kalinda »

Witam, moja szczurcia dziś miała wycinane guzy w okolicy tylej łapki i podgardla. Pierwsza dawka znieczulenia nie podziała na nią i dostała nieco więcej. Tu się nie obawiam że było coś nie tak bo operowały ją dobre ręce.
Ma objawy o których tu pisaliście - kręci się, tylne łapki słabsze (ale też były słabsze przed operacją - szczurcia ma już ponad 2,5 roku). Jednak z uwagi na to że będąc odizolowana w mniejszej klatce "zaczepiła się" ząbkami o pręty kraty i musieliśmy jej pomóc z wydostaniem się - przełożyłam ją na noc do transporterka, by przypadkiem nie zrobiła sobie krzywdy. Jeszcze wzięła do pyszczka spory kawałek jedzenia i może chciała się go w ten sposób pozbyć... wyciągnęliśmy jej to, by się nie zadławiła. Transporterek wyłożyliśmy ręczniczkami papierowymi i szmatkami - więc ma miękko. Na razie noc niestety bez wody spędzi - nie ma jak zamontować, a ona na razie nie chce pić. Jednak zastanawiam się czy trzymanie szczurka w transporterku może mu w jakiś sposób zaszkodzić - nie ma tam dużej powierzchni, ale z drugiej strony teraz kręci się i jest skołowana więc i tak większa powierzchnia raczej tu na nic... Myślę jednak że póki co to najlepsze rozwiązanie - bo nie ma prętów i tam krzywdy nie powinna sobie zrobić. Czy się mylę?
Awatar użytkownika
sylwiaj
Posty: 1487
Rejestracja: pn paź 17, 2011 10:18 am
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: sylwiaj »

nic jej nie bedzie:) ja niedawno chorobowkę zakupilam. Czasami lepsza jest mniejsza powierzchnia zeby zwierze nie lazilo ale pamietaj ze tez trzeba dac jej nogi rozprostowac:)
u Aniołków:Krecik, Muszka, Czerniak, Gadzinka, Kluska, Pralka, Cola, Parówka, Twister

ze mną: Kamikaze, Klementynka, Emilka, Gnieciuch, Kornelcia
Awatar użytkownika
Paul_Julian
Posty: 13223
Rejestracja: ndz mar 08, 2009 2:21 pm
Lokalizacja: Gdynia
Kontakt:

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: Paul_Julian »

Nie dawaj jej jeśc, bo sie zadlawi, ona jeszcze pewnie nie kontaktuje. nie zostawiaj tez picia w miseczce, bo moze tam wpaśc nosem i sie udusic.

W transporterku może byc, jak najbardziej.

Podaj jej teraz pić z łyzeczki (może być woda z miodem) i jak sie napije (lub nie ), to daj jej pospać. Jak nie bedzie chciec pic, to nie zmuszaj.
Obok daj termoforek ( butelkę z ciepła wodą owinieta w szmatke). Bedzie ogrzewac szczurke, ale nie moze być za ciepła, bo szczurka nie da rady odpełznąc.

Jutro jak sie obudzisz, to szczurka na pewno już bedzie zywsza i mozesz jej dac pic. Jak bedzie sie zachowywac normalnie jak wczesniej to mozesz jej dać papkowe jedzonko, tylko najlepiej z łyzeczki.
Nie wiem czy może jesc suche, może ją bolec pyszczek.

Najlepiej kup jutro Nutridrink, w aptece kosztuje jakies 8 zł. Wlej do woreczka na lód i zamrażasz ( może byc otwarte tylko 1 dzień) , a potem rozmrazasz 1-2 kosteczki w tzw. kapieli wodnej ( nie w mikrofali). Kapiel wodna wygląda tak : na gaz dajesz garnuszek , w to wlewasz trochę wody i kładziesz żaroodporną szklankę z nutri.
Wystarczy jak sie tylko trochę zacznie roztapiac, to potem kręcisz szklanką, to samo sie roztopi do końca. Możesz nawet odlozyć , zeby samo sie roztopiło w kilka godzin.

Nutridrink jest dla chorych ludzi i jest bardzo energetyczny, może tego pić ile chce. Wtedy nawet nie musi jeśc czegoś innego
Szczursieny :
Illyasviel,Iskander,Kretka,Lusia,Karmel
W szczurzym raju:
Dorian,Luna,Czika,Niunia,Śnieżynka,Pati,Florka,Nicponia,Kropek,Kredka,Partyzant Soran,Mysia,Gucia, Malwinka,Imbir, Lucjan,Maja,Igor,Figa,Pcheła,Biały Rekin,Krzyś Włóczykij,3kropka,Mink,Sowa,Buła,Nezumi,Krecia, Bubuś, Królewna Fru-Fru,Pyza,Porzeczka, dzielna Mucha
Awatar użytkownika
kalinda
Posty: 445
Rejestracja: pn paź 12, 2009 8:19 pm
Lokalizacja: Wrocław

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: kalinda »

Dziękuję za rady. Właśnie wstałam i idę zajrzeć do szczurci.
Co do jedzenia to nie zostawiłam jej nic w klatce bojąc się właśnie by się nie zadławiła.
O Nutri też pomyślałam wczoraj - a tak się składa że mam w zamrażarce, bo niestety przechodziłam bardzo ciężki stan z moim samcem. Dziś więc będę próbować z nutri i pozostałymi radami. Póki co spróbuję jej dać wody.
Awatar użytkownika
StasiMalgosia
Posty: 1460
Rejestracja: śr sty 28, 2009 7:43 pm
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: StasiMalgosia »

ja jednak bym raczej dawał dużo papki samemu można zrobić, np wrzucasz do garnka serca kurze (stosunkowo tanie) i marchewkę (ale to może zmienić kolor siusiek) i jak się ugotuje ryż i to mikserem miksujemy na drobną papkę. za ok 20zł mamy cały garnek gerberków ok 2-3kg można też mrozić

A nutri to wg mnie dajemy szczurkowi tylko jeśli NIC innego jeść nie chce, bo to generalnie dość duży syf jest i w dłuższej perspektywie za zdrowe to to nie jest. Zresztą pomyślcie człowiek moze wypić takich ok 8 i nic jeść nie musi czyli zastępuje ok 3-4 kg jedzienia i picia które by sporzył przez cały dzień.
Obrazek
Awatar użytkownika
smeg
Posty: 4739
Rejestracja: śr kwie 01, 2009 2:50 pm
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: smeg »

Mój tymczasowicz Gilbert był niedawno kastrowany i niestety nie wybudził się z narkozy :( Operację przeprowadzał dr Krefft, twierdził że szczurek "ładnie wszedł w narkozę", operacja przebiegła pomyślnie i nie miał pojęcia, dlaczego się nie obudził. Zostawiłam Gilberta na sekcję, wczoraj zadzwoniłam do weta i stwierdził plamy na płuckach z niewielkimi wysiękami. Powiedział też, że nie dało się tego wykryć przy wcześniejszym osłuchiwaniu, nawet rtg nic by nie wykazał. Zapytałam co zrobić, żeby uniknąć takich sytuacji w przyszłości - wet powiedział, że raczej nic się nie da, musiałby robić tomografię. Trochę mnie to zastanawia, wcześniej kastrowałam moich samców Zaraza i Baśka u tego samego weta, Basiek był mega chrumkający przy osłuchiwaniu (co prawda miał coś na oskrzelach, nie na płucach), a Krefft stwierdził że to nie szkodzi i że antybiotyk po kastracji pomoże przy okazji na chrumkanie. Chłopcy ładnie znieśli operację, wybudzili się.

Mam wrażenie, że to wina nieodpowiedniej opieki pooperacyjnej, tego dnia nie widziałam nikogo w lecznicy poza doktorem, biegał między gabinetem zabiegowym a poczekalnią do której co jakiś czas przychodzili kolejni pacjenci. Do mnie też wyszedł, popatrzył, a potem wrócił do bandażowania psa. Obawiam się, że szczurek podczas wybudzania się mógł być pozostawiony samemu sobie, a przy problemach z oddychaniem nie było komu np. podać mu tlenu :(
Ze mną: Frotka, Flaszka <:3 )~~

Za TM: Ally,Majka,Lidka, Benia, Chrupka, Gaja, Basiek, Poziomka, Czarny, Luna, Krówka, Haszczyk, Duży, Zaraz, Haszczak, Piratka, Mariusz, Felicja, Mioli, Ciri, Pchełka, Halina, Oliwka, Lili, Margola, Mortadela, Rudolf
Awatar użytkownika
kalinda
Posty: 445
Rejestracja: pn paź 12, 2009 8:19 pm
Lokalizacja: Wrocław

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: kalinda »

Dzięki za przepis. Rano Amelia wypiła duuużo wody, była już zdecydowanie bardziej kumata. Przełożyliśmy ją do małej klatki, tylko półeczkę usnęliśmy - bo ponoć z niej spadła (choć bardzo nisko ta półeczka jest). Zjadła dziś 2 rozpuszczone kosteczki nutri z lekiem i trochę gerberka + troszkę poskubała granulkę Rat&Mouse Pro.
Teraz wypuściłam koło mnie moje stadko - małe sobie biegają, a Amelia w klatce się zabunkrowała i wypoczywa. Myślę, że to też normalne - w końcu taka operacja w tym wieku... Choć pamiętam że jak miałam samca po operacji to ona do niego przyszła go wyiskać, a moje małe to tak dość ostrożnie, powąchały troszkę tylko "isknęły" i zostawiły. Może wyczuwają że potrzebuje spokoju...
Jutro niestety znów do weta trzeba będzie podjechać, bo 1 szew wygląda na lekko naderwany i zdaje mi się że widzę nieco ropy. Wolę to skontrolować.
Awatar użytkownika
StasiMalgosia
Posty: 1460
Rejestracja: śr sty 28, 2009 7:43 pm
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: StasiMalgosia »

powącahj ranę, jeśli smierdzi znaczy że się paprze, zreztą z wizytami u weta w taką pogodę trzeba uważać. zresztą jak szczur dostaje już antybiotyk to trzeba poczekać najwyżej przemywaj to wodą utlenioną. Ale oczywiście ty widzisz szczura i jeśli uważasz że trzeba iść do weta na kontrole to idź
Obrazek
Awatar użytkownika
Paul_Julian
Posty: 13223
Rejestracja: ndz mar 08, 2009 2:21 pm
Lokalizacja: Gdynia
Kontakt:

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: Paul_Julian »

smeg pisze:Mój tymczasowicz Gilbert był niedawno kastrowany i niestety nie wybudził się z narkozy :( Operację przeprowadzał dr Krefft, twierdził że szczurek "ładnie wszedł w narkozę", operacja przebiegła pomyślnie i nie miał pojęcia, dlaczego się nie obudził. Zostawiłam Gilberta na sekcję, wczoraj zadzwoniłam do weta i stwierdził plamy na płuckach z niewielkimi wysiękami. Powiedział też, że nie dało się tego wykryć przy wcześniejszym osłuchiwaniu, nawet rtg nic by nie wykazał. Zapytałam co zrobić, żeby uniknąć takich sytuacji w przyszłości - wet powiedział, że raczej nic się nie da, musiałby robić tomografię. Trochę mnie to zastanawia, wcześniej kastrowałam moich samców Zaraza i Baśka u tego samego weta, Basiek był mega chrumkający przy osłuchiwaniu (co prawda miał coś na oskrzelach, nie na płucach), a Krefft stwierdził że to nie szkodzi i że antybiotyk po kastracji pomoże przy okazji na chrumkanie. Chłopcy ładnie znieśli operację, wybudzili się.

Mam wrażenie, że to wina nieodpowiedniej opieki pooperacyjnej, tego dnia nie widziałam nikogo w lecznicy poza doktorem, biegał między gabinetem zabiegowym a poczekalnią do której co jakiś czas przychodzili kolejni pacjenci. Do mnie też wyszedł, popatrzył, a potem wrócił do bandażowania psa. Obawiam się, że szczurek podczas wybudzania się mógł być pozostawiony samemu sobie, a przy problemach z oddychaniem nie było komu np. podać mu tlenu :(
Dziś byłem u dr Kreffta z Soranem, i doktor sam wspomniał o tym, ze ostatnio miał problem z ukł. oddechowym przy kastracji szczura i niestety szczur się nie obudził.
Gdyby faktycznie czegos nie dopatrzył, to by nic nie powiedział sam z siebie :(
Szczursieny :
Illyasviel,Iskander,Kretka,Lusia,Karmel
W szczurzym raju:
Dorian,Luna,Czika,Niunia,Śnieżynka,Pati,Florka,Nicponia,Kropek,Kredka,Partyzant Soran,Mysia,Gucia, Malwinka,Imbir, Lucjan,Maja,Igor,Figa,Pcheła,Biały Rekin,Krzyś Włóczykij,3kropka,Mink,Sowa,Buła,Nezumi,Krecia, Bubuś, Królewna Fru-Fru,Pyza,Porzeczka, dzielna Mucha
Awatar użytkownika
Rzepiszka
Posty: 25
Rejestracja: sob cze 11, 2011 12:18 pm
Lokalizacja: Łódź

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: Rzepiszka »

Witam. Nie wiem, czy ktokolwiek przeczyta ten wpis, ale bardzo potrzebowałam go napisać, bo dzieje się burza mózgu w mojej głowie. Chciałam troszkę odświeżyć temat operacji u szczurków i podzielić się własnymi doświadczeniami, bo mówiąc szczerze po dzisiejszej śmierci mojej szczurci zaczynam się głęboko zastanawiać nad sensem jakichkolwiek zabiegów czy operacji. Nie wiem, czy to ja mam po prostu PECHA, czy może ci wszyscy superspecjaliści od małych zwierząt nie są wcale tacy super i tak naprawdę nadal niewiele wiedzą na temat szczurzastych(?) Ja w każdym bądź razie już zwątpiłam w skuteczność operacji i żałuję tych decyzji. Miałam w swoim życiu naprawdę sporą gromadkę szczurzaków (w sumie 31 szczurków), na 31 szczurków było ich operowanych 9, oczywiście cała 9 kwalifikowała się w 100% do operacji (wg. lekarzy). W przypadku tylko jednego szczurka (w dodatku samca, bo reszta w tych operowanych to samiczki) operacja, zabieg(?) kastracji przyniósł oczekiwany efekt, w trakcie operacji nie było żadnych komplikacji, szczurek dosyć szybko się wybudził (nie pamiętam czy podano jemu wybudzacz), w każdym razie wszystko przebiegło prawidłowo. A teraz przechodząc do dziewczynek, 3 z nich miały usuwane guzy gruczołów sutkowych, ze względu na tempo ich wzrostu "konieczne" były operacje. Pierwsza dziewczynka - operacja odbyła się bez komplikacji, wybudziła się w normach czasowych, ale przez ponad 2 tygodnie od operacji szczurcia jak "z krzyża zdjęta", przewlekła, silna biegunka (załatwiała się pod siebie), ciężki oddech, praktycznie nie ruszała się z miejsca, jak się ułożyła w jednym miejscu tak leżała dłuższy czas, do momentu zaopiekowania się nią przeze mnie, latałam dzień w dzień do weta nieraz dwa razy dziennie, żeby tylko jak najwięcej się dowiedzieć o jej stanie zdrowia i jej w jakiś sposób w końcu pomóc. Po czasie wszystko wróciło do normy (pozornie), żyła sobie z miesiąc na miesiąc jak zdrowe szczurki. Druga dziewczynka - operacja bez komplikacji, długie wybudzanie (operacja miała miejsce około godz. 16-tej, szczurcia wybudziła się po godz. 2-iej w nocy), mimo długiego wybudzania, bardzo szybko doszła do pełni swoich sił i do szczurzego życia. Trzecia dziewczynka - operacja bez komplikacji, ładnie się wybudziła, błyskawicznie doszła do siebie, wszystko idealnie. Miałam jeszcze 4 szczurkę z guzami gruczołów sutkowych, dwukrotnie operowaną, w obu przypadkach chodziło o wycięcie tychże guzów, pierwszą operację zniosła super, drugą trochę gorzej (ze względu na starszy wiek), ale wszystko w jej szczurzym życiu wróciło do normy. Wszystkie 4 dziewczynki były po operacji wycięcia guzów gruczołów sutkowych, operacje przebiegały bez większych zarzutów, z wybudzaniem się bywało różnie, ale w ostateczności się wybudzały. Mimo to z perspektywy czasu zaczynam żałować decyzji o ich operowaniu. To co się zaczęło dziać z ich ciałami za niedługi czas po operacjach przerosło nawet moje najczarniejsze scenariusze, "przerosło" dosłownie, każdej z 4 szczurci zaczęły wyrastać guzy (nie pojedynczo), grupowo, po dwa, trzy, a nawet cztery guzy, które rosły w makabrycznym tempie. 3 z nich byłam zmuszona uśpić, nie chcę już wnikać w szczegóły dodatkowych objawów, które towarzyszyły guzom, bo to nie nadaje się nawet do opisu, określę jednym słowem to był - dramat. 4 szczurcia odeszła sama w stanie pełnego paraliżu. I przyznam, że wcale nie jestem przekonana do tego, że bez operacji żyłyby krócej. Być może to właśnie operacje przyspieszyły rozrost dalszych guzów, tego się już nie dowiem. Wiem jedno, obecnie jest jeszcze ze mną szczurcia (siostra jednej z nieżyjącej już 4), która ma ten sam rodzaj guzów, nie była operowana (taką podjęłam decyzję), nie ukrywam guzy są gigantyczne, naprawdę gigantyczne, ale nauczyła się z nimi poruszać i funkcjonować, bardzo ładnie dostosowała się do sytuacji, w której się znalazła, przypuszczam, że gdyby była operowana już dawno by nie żyła. Ma "ciężkie" życie, ale razem dajemy radę i walczymy każdego dnia o komfort jej życia, niejedna osoba patrząc na nią by ją uśpiła, ale ta szczurka ma tyle w sobie chęci do życia, że chyba nie miałabym serca, by jej to życie odebrać w takim momencie. Przeżyła wszystkie te szczurzaki, po których nikt by się nie spodziewał wcześniejszej śmierci. W jej przypadku, brak operacji - wygrywa. Powracając do tematu, kolejne dwie szczurcie były operowane z powodu ropomacicza, operacje przebiegły prawidłowo, szczurcie operację jako operację przeżyły, pierwsza odeszła po dwóch dniach od operacji, nie przeżyła czasu rekonwalescencji, zaś druga odeszła w niecałą godzinę od operacji, nie wybudziła się z narkozy, miałam też 3 szczurcię z ropomaciczem, nie zdecydowałam się na operację po dwóch wcześniejszych nieprzeżytych, miewała boleści, nie trwały one długo, była do końca swojego życia na lekach, pewnego dnia zasnęła i już się nie obudziła, z tej trójki najdłużej i najlepiej czerpała z życia to co dobre, jestem tego pewna sądząc po jej zachowaniu do samego końca. Kolejna szczurcia była poddana operacji ze względu na bardzo złośliwą postać guza, który wyrósł przez noc na jej ramieniu i był wielkości jej głowy (wyglądała jak bliźniaki syjamskie), nie było czasu na decyzję, od razu trafiła na stół, gdybym wiedziała co będzie później, nie kazałabym jej wybudzać. Operację i wybudzanie zniosła dobrze, ale guz się rozlał i zatruł organizm, mówiąc zwykłym językiem, dodatkowo była uczulona na szwy, te zewnętrzne jak i te wewnętrzne, powstała w tym miejscu martwica, która codziennie była mozolnie usuwana przy czyszczeniu rany, to zwierzę wycierpiało się za wszystkich, ale była bardzo dzielna i pomimo tego miała bardzo radosne usposobienie. Rana się w końcu zabliźniła i kilka dni po tym odeszła, w sumie żyła miesiąc od operacji. No i wczorajszy przypadek mojej potwornej decyzji, decyzji o operacji szczurci, która bez niej mogłaby żyć jeszcze wiele, dobrych miesięcy bez bólu, bo nie odczuwała bólu, potwornie żałuję, gdybym mogła cofnąć czas... . Szczurcia miała guza (nie żadne inne dziadostwo) pod tylną łapką (na pięcie), guz miał średnicę niecałego centymetra, pomimo, że znajdował się na spodzie łapki nie sprawiał jej większego problemu przy chodzeniu, bieganiu, skakaniu, "stopa" była w pełni funkcjonalna, nic innego jej nie dolegało, była w pełni życia, chciałam jej to życie jeszcze poprawić, operacja się udała, wybudziła się po bardzo długim czasie (operacja - godz. 11-ta, początki wybudzania się koło godz. 22-iej, czułam, że coś się dzieje, ale nadzieje miałam, w końcu wszystko się udało po zapewnieniach lekarzy), już sobie człapała po swojemu, po czym serduszko zatrzymało się po 5-tej nad ranem, nawet już zastrzyk nie pomógł, który dostałam w razie zatrzymania oddechu i bicia serca, całkowicie nie była wybudzona, myślę, że nie miała jeszcze pełnej świadomości, po prostu zasnęła. Nawet nie wyobrażacie sobie jak ja pomstuję na siebie za tą decyzję o operacji. Człowiek chciał pomóc, a się czuje jak morderca. I powiem Wam otwarcie, że nie wiem czy zdecyduję się kiedykolwiek na operację szczurka, choćbym nie wiem jak mnie zapewniali o bezpiecznej formie narkozy. Czasem mam wrażenie, że te wszystkie zabiegi wcale nie pomagają szczurkom, tylko niosą cierpienie w przyszłości zwierzaka i nie tylko. Jak najbardziej jestem za leczeniem lekami, ale czy te wszystkie operacje są naprawdę aż tak konieczne? Nie chcę wprowadzać żadnego zamieszania tutaj, po prostu targają mną dylematy, bo narazie operacje wśród moich szczurzastych wyrządziły więcej krzywd, niż jakąkolwiek poprawę. Mam też mieszane myśli co do przyszłego leczenia operacyjnego moich szczurzastych. Jakie Wy macie doświadczenia? Co myślicie o tych operacjach, są warte życia szczurka?
ol.
Posty: 6644
Rejestracja: wt gru 16, 2008 7:41 pm

Re: [Operacja] Wybudzanie się

Post autor: ol. »

Przede wszystkim przykro mi z powodu tych wszystkich przedwczesnych śmierci Twoich szczurków. Każdy z nas chyba żałuje pewnych decyzji w związku ze zdrowiem i leczeniem naszych podopiecznych, podjętych w najlepszej wierze, a które los obrócił przeciwko nam;( Ja również 2 lata i 7 miesięcy temu straciłam ukochanego szczura w wyniku złej decyzji co do operacji (metody operacji) - straciłam go straszliwie...
Ale to jeden raz - na 4 zabiegi u tamtego szczura, na kilkanaście - w sumie.
Niestety guzy są przekleństwem szczurów, ale rozwiązaniem na to nie jest zaniechanie ich usuwania. Oczywiście za każdym razem trzeba wziąć pod uwagę wiek i ogólną kondycję szczura, ale bardzo ważny jest też wybór właściwego weterynarza i zwązany z tym wybór narkozy.
Piszesz o kłopotach z wybudzaniem. Narkoza iniekcyjna bez wybudzacza niestety niesie to ryzyko, dlatego warto wybierać narkozę wziewną. Nawet podjechać ze szczurem gdzieś dalej, gdzie taką dysponują i mają wprawę ze stosowaniem jej u szczurów. Szczury starsze, osłabione, z niepewną kondycją serca powinno się operować tylko na takiej narkozie.
Jeśli chodzi o gruczolaki sutka to niestety są guzami które "lubią" powracać. Obecnym podejściem w weterynarii gryzoniowej jest wczesna kastracja samic, która znacznie to ryzyko zmniejsza. Jeśli guz wystąpi u niekastrowanej samicy to usunięcie + kastracja, co też może (choć nie musi) przyczynić się do niepowstawaia kolejnych. Jeśli system hormonalny jest wyjątkowo zachwiany owszem warto spróbować blokować go farmakologicznie, ale nie zamiast operacji, tylko oprócz niej (znów - jeśli wiek i kondycja zwierzęcia pozwalają).
Mój pierwszy szczur miał rodzaj gruczolaka, który choć niezłośliwy - powracał. Pierwszy wyrósł, kiedy Herman miał rok - usunięty. Dostaliśmy prawie rok przerwy. Drugi pojawił się przed ukończeniem 2 lat - usunięty. Jeszcze na niewygojonej bliźnie - w miesiąc i trochę utworzył się trzeci. Usunięty. Kolejne pół roku darowane. W międzyczasie szczur wiódł wariackie, niczym nieograniczone życie. W okolicach 2,5 roku guz znów przypomniał o sobie. Ze względu na wiek i lekkie zastrzeżerzenia co do kondycji serca wstrzymałam się z czwartą operacją. Guz rósł - zaczął przytłaczać szczura, na klatce piersiowej kolejny. Kiedy zdecydowłam się na niekonwencjonalną metodę operacji, ponoć nieobciążającą serca - to był jedyny błąd który popełniłam w swoich decyzjach co do leczenia Hermana. Nie odzyskałam go już.
Patrząc na tempo wzrostu ostatnich guzów - gdybym zawachała się co do wcześniejszych operacji Herman już w wieku roku zarósłby mi guzami, które uniemożliwiłyby mu poruszanie się i korzystanie z pełni życia. Trzy razy operacja wziewna dała mu 1, 5 roku beztroski, lekkości. Jestem pewna, że i czwartą przeszedłby i dożył lepiej do swoich 2,9 roku, a może i dłużej...
Oczywiście to tylko jeden przypadek, życie tworzy najróżniejsze historie.
Zgodzę się, że decyzje co do guzów złośliwych powinny być podejmowane ostrożniej. Zazwyczaj usuwanie jest tylko działaniem na zwłokę, czasami niestety przysparza tylko bólu dotkniętemu stworzeniu. Ale nie zawsze od początku wiadomo, że istotnie jest to guz złośliwy, choćby wiele na to wskazywało. Ma się nadzieję... Nadzieja jest zawodzona...
Przy tych ostatnich powiedziałabym, że powinno się postępować zgodnie ze swoim sumieniem, ale osobiście trudno mi wyobrazić sobie sytuację, gdzie nie dałabym szczurowi szansy - na ten jeden rozpoznawczy zabieg. Bo a nuż to nie to najgorsze...

Co do guzów łagodnych (sutka i innych), ropomacicza, roponi wymagających usunięcia chirurgicznego, prewencyjnych zabiegów sterylizacji nie mam wątpliwości, że należy je wykonywać jeśli tylko kondycja zwierzęcia na to pozwala i u najlepszego możliwego weterynarza.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Leki”