Rufus, ostatni ogonek... [*]

Miejsce dla tych, których już z nami nie ma...

Moderator: Junior Moderator

Awatar użytkownika
nancy1989
Posty: 298
Rejestracja: wt cze 12, 2012 8:21 am

Rufus, ostatni ogonek... [*]

Post autor: nancy1989 »

Obrazek
Stało się najgorsze, wczoraj 17.06 o godzinie 15:43 pożegnałam ostatniego z mojej trójki Panów, mojego kochanego Rufiego.
Żal straszny i pustka ogromna, przeżywam teraz jego odejście jak i koniec mojego stada. Brak mi tych wszystkich obowiązków, zmieniania wody w poidełku, wymieniania szmatek. A najbardziej wieczornego tulenia i porannego spotkania w łazience - Rufusik od stycznia (śmierć JJ'ka :(...) codziennie (chyba,że nie miał bardzo ochoty wyjść bo był zaspany i siłą nie chciał dać się wyciągać) codziennie siedizłą mi na ramieniu jak się szykowałam i biegał trochę po podłodzę.
Musiałam wczoraj podjąć tę okropną decyzję o eutanazji, nie umiałam sprawić by wyzdrowiał, mogłam tylko sprawić by już przestał cierpieć... :( nie reagował na leczenie, cierpiał, z godziny na godzinę jego stan ulegał tylko pogorszeniu. Miał guza przysadki, z nim walkę wygrywał ,ale pojawiło się coś jeszcze, z czym już nie potrafiliśmy sobie poradzić, nie mam pewnej diagnozy, sekcji nie chciałam. Prawdopodobnie drogi oddechowe (oskrzela), serduszko i żołądek, wszystko na raz...
Ciężko okrutnie, ale chciałabym go chwilę powspominać... bo zawdzięczam mu naprawdę wiele uśmiechu i zachowam na zawsze w sercu wiele pięknych wspomnień.
Obrazek
Rufus zawitał u mnie w roczek mojego chrześniaka, wyrwałam się na chwilę pod koniec imprezy by go odebrać (bałam się, że "przepadnie" bo z poprzednią właścicielką próbowałam umówić się na konkretny termin przez kilka dni). Przygarnęłam go z ogłoszenia z tablica.pl , mieszkał sam, w małej klatce, podobno głównie na wybiegu. U mnie miał zostać kolegą Juvcia, który był w konflikcie z JJ'kiem. Według opisu był spokojny i przytulasty - drugi Juvek.
Obrazek W rzeczywistości było trochę inaczej ;). Żywy, nakręcony - adhd. Zaakceptował mnie od pierwsze sekundy, był zawsze otwarty w stosunku do ludzi, nie gryzł tylko lizał, można było dać go na kolanka 2 letniemu dziecki. Niestety nie potrafił się dogadać z żadnym z moich szczuraków - chyba przez to ,że był taki ruchliwy płoszył moich lękliwych chłopców. Dopiero pod koniec życia JJ'a byli w stanie nie gryźć się chociaż siedząc u mnie na kolanach. Nie umiałam ich połączyć, żadnym ze sposobów. Rufi trafił do mnie jako 4 miesięczny chłopiec, taka drobna koścista glizda, w ciągłym biegu, ciekawski, odważny, wspinał się na wysokościach (np. w garderobie, po torbie wyżej i wyżej i juz trzyma się rękawa i próbuje wejść po bluzce. W łazience - nic trudnego po wiklinowym koszy na pranie, po swojej klatce wysokiej na 160cm wejść na górę też nie problem ;)), biegał po obrzeżach wanny, zeskakiwał z łóżka na podłogę. Na wybiegu (zwłaszcza jak był młodszy) nie miał czasu na tulenie, musiał wejść tu, i tam i zeskoczyć i się wdrapać. Zawsze miał ciekawsze zajęcia od miziania na kolanach (kizianki owszem,ale jak był w klatce, na wolności zbyt wiele się działo). Lubił bawić się z moją ręką - zapasy w klatce, ciągał mnie za skórę do legowiska i walczył (podgryzał delikatnie ale szybko jakby mi rękę mordował), gonił moje tuptające po kafelkach palce... Był szczurem naramiennym, doskonale utrzymywał równowagę, przy minimalnej ostrożności z mojej strony mogłam z nim na ramieniu np. ścielić łóżko. Nałogowo piłował kraty w klatce próbując się z niej wydostać. Wszędzie go było pełno. Było z nim wesoło, ciężko natomiast gdy już byłam śpiąca wieczorem i chciałam go pokiziać , zaraz się gdzieś mi wymykał mój łobuz mały.
Rufusek jadł dużo,ale spalał wszystko będąc ciągle w biegu, dopiero pod koniec życia gdy zwolnił musiałam limitować mu jedzenie, bo brzuszek się obtuścił. Lubił jeść, rzucał się na miskę zanim zdążyłam ją zamontować, jak trwało to zbyt długo odpychał moje palce łapkami :). Uwielbiał słodkie picie, herbaty dosładzane miodem, soki marchewkowe - potrafił wytrąbić przez noc całe poidełko.
Późno zaczął dbać o higienę - zwykle siusiał na półki, do legowiska. Z czasem jednak zaczął ogonek doczyszczać perfekcyjnie, biegać do toalety (chcąc wyjąć go z klatki gdy dopiero się obudził, wkładałam go do kuwety, siusiał i wychodził na wybieg, mogłam go "wysadzać" jak dzieciaczka,a jak długo siedział u mnie na klanach to jak tylko wkładałam go do klatki biegł szybciutko żeby się wysiusiać . Lubił jeść w kuwecie. To było takie jego bezpieczne miejsce.
Dbał też o mnie - podgryzał paznokcie, usuwał zadziorki i to z taką precyzją ,że lepiej sama nie umiałabym sobie zrobić. Nie zostawał nawet ślad po problemie :).
Nie bał się podróży (jeździł ze mną do Wrocławia, bo gorzej znosił rozłąkę ze mną niż podróż i zmianę otoczenia), nie bał się psa, a nawet jak Lusi, nasz beagiel, wkradła się do pokoju rzucał się na pręty jakby chciał ją zabić :) tolerował gości w domu, ale zdecydowanie wolał spokój, problem miał jedynie z przywyknięciem do zapachu kota... długo przekonywał się też do hamaków i tuneli - wolał wszystko co miało stabilniejsze podłoże. Był wariatem, nie kładł się na kolanach, musiał wejść na ramię, na plecy, był jeden sposób by go zatrzymać, postawić go w pozycji pionowej, podeprzeć o palce i okrężnymi ruchami masować po klacie :P naprawdę, tylko to pozwalało by za klatką zatrzymał się na chwilę (no chyba ,że był zmęczony, ale to nie wcześniej niż po godzinie biegania).
Zmienił się przez ostatnie miesiące, gdy został sam i cały "szczurzy" czas był dla niego, dostawał jeszcze więcej uwagi zbliżył się do mnie, zostaliśmy prawdziwymi przyjaciółmi, czułam, że jestem dla niego kimś ważnym i on był (i jest) dla mnie. Na wybiegu potuptał po pokoju i przybiegał do mnie na kolana, wtulał się, lizał mnie po rękach, po ustach, zasypiał wtulony, dawał się kiziać, nawet po brzuszku. Ze śmiesznych rzeczy, które mi się teraz przypominają to było jeszcze jego zaglądanie pod bluzkę, jak miałam go na rękach, często odchylał łapką dekolt w mojej bluzce i wkładał głowę by zajrzeć pod spód , zboczuch mój mały.
Rufus był bardzo przystojnym chłopakiem, pięknie wychodził też na zdjęciach, warunkiem był dobry aparat, telefonem ciężko było zrobić mu zdjęcie bo ciągle się poruszał.
Obrazek
Rufus zasnął szybko, dość spokojnie, byłam przy nim, głaskałam, całowałam do samego końca. Spoczął teraz w ogródku obok kolegów a jego kochana duszyczka robi zapewne zamieszanie za tęczowym mostem. Ciężko go podsumować w paru słowach, w przeszłości nazwałabym go wariatem, łobuzem, szczurzym adhd, teraz chyba po prostu kochanym przyjacielem.
Kocham Cię Rufus, mój przyjacielu, zawsze będę Cię pamiętać :*
Obrazek
Moje ogoniaste: JUVEK, JJ i RUFUS <-- nasz wątek
Szczurki na straganie - nasz bazarek --> KLIK
ODPOWIEDZ

Wróć do „Odeszły...”