Dawno nas nie było... pamięta ktoś?
Czikiś w kwietniu skończyła 2 lata.
Żyjemy sobie w miarę spokojnie, odpukać. W miarę, bo niestety Czikicie pogarsza się padaczka i trzeba będzie wejść na leki. Póki raz na jakiś dłuższy czas miała te swoje "spokojne" ataki, zdążyła się zorientować, co się będzie działo i że zaraz minie. Kładła się i czekała aż przejdzie, po czym wracała do swoich spraw, ale wczoraj... Wyszłam odprowadzić koleżankę, a kiedy wróciłam, mąż siedział na podłodze ze skamieniałą znów ze strachu Czikitą na kolanach. Usłyszał harmider w klatce i myślał, ze znów ktoś się gania/bije, a to Czikitą coś rzucało i miotało po klatce
Już nie na "spokojnie" i na leżąco. Mogła się gdzieś uderzyć, naderwała pazurka... no i od wczoraj nie wychodzi z klatki
A już tak się ostatnio rozkręcała... ku mojemu zdumieniu zaczęła trochę wychodzić na wybiegi, dalej niż na biurko i do kanapy, a ku opadowi szczęki - pierwsze 2 razy w życiu przyszła posępić do kuchni. A teraz znów 3 kroki w tył, szczur w strachu. Reszta stada też od tego ataku taka jakaś niewyrywna...
Reszta ogonków wydaje się być zdrowa. Tinuszka nic się nie zmienia, poza tym, że utyła
Ma ok. 2 lata i 3 miesiące.
Filipcio cały czas pracuje nad sobą
i zaskakuje co kilka dni - wchodzi na kolana, wchodzi na wyciągnięte do niego ręce i robi się pieszczochowaty
Na jego warunkach, ale coraz częściej domaga się głaskania (ale trzeba zgadywać, czy położenie się na biurku znaczy "głaszcz, będę pulsował po łopatki" czy jednak "nie mówiłem, żeby miziać, kobieto"), ale nadal stanowczo komunikuje, że już koniec spoufalania
Zaczyna nerwowo lizać mnie w dłoń, a jak nie dotrze, to opiera zęby (złożone
) o palec. Nie ogarniam, tak bardzo, ekhem, asertywny dla ludzi, a tak bardzo dziewuchy wchodzą mu na głowę
Musi je strasznie kochać
Wczoraj darł się i leżał na plecach pod Thauką, która jest od niego o ponad połowę mniejsza
Nadal jednak nie cierpi brania na ręce, w sensie podnoszenia - sapie, fuka i wyrywa się. To chyba z nim nie przejdzie, i kiedy nie muszę, oszczędzam mu tego. Zawołany przychodzi i to musi wystarczyć.
Gadżet i Bajutka też w porządku, choć coraz mniej wylewne z wiekiem
Gadżet buziaki daje już tylko na moje wyraźne polecenie
Bajka zrobiła się jeszcze bardziej nietykalska, niż Kluseczka... Kluszon choć raz na ruski rok przychodziła na mizianie, na chwilkę, a Bajutka nic a nic, oddala się dostojnym krokiem ze zdegustowaną miną. Sępi też jak dama - nie paca łapami, nie ciąga za nogawki/skarpety jak Filip, nie siada na stopach jak Tina - nie, staje słupka, opuszcza uszka i pacza
A maluchy... maluchy 1 maja skończyły 4 miesiące. W kwietniu ciachnęliśmy panny. Thaucia szykuje się na alfę, albo już nią jest, bo prawdę mówiąc, nikt inny jakoś się nie palił. Młoda jest bezczelna do granic możliwości
I bardzo, bardzo proludzka - chodzi za mną, niemal od pierwszych dni bezbłędnie przybiega zawołana i leci wprost na ręce. Kiedy znikam z dużego pokoju, wypatruje mnie w kierunku, w którym zniknęłam, albo biegnie za mną
Afrunia też jest kochana i proludzka, ale ona zawsze się ogląda na siostrę i pierwsza się nie wyrywa, zdarzają się jej incydenty typu "nie dam się złapać, mam w nosie że to 2 w nocy"
Obie spędzają na nas/z nami sporo czasu, choć głaskania jeszcze... nie ogarniają
Za dużo zajęć, żeby się na tym skupić, ale też nie przeszkadza im dotyk
Thauka ponadto jest zazdrosna
Muszę się z nią witać pierwszą, bo inaczej strzeli focha na kilka godzin. Przedwczoraj porwałam na ręce najpierw Gadżet, bo dzień wcześniej bolała ją nóżka i chciałam zobaczyć... Thau wyszła za nią z klatki, popatrzyła na mnie, a kiedy zrozumiałam swój błąd
i zawołałam ją - pobiegła, łopocząc ogonem, i tyle ją widziałam. Fochy minęły, kiedy jadłam kolację
Nie przepada w ogóle, kiedy głaszczę innego szczura, potrafi się wtedy wepchnąć pod moją rękę. A kiedy przemawiam do innego czule - za pomocą teleportacji pojawia się tuż obok i zaczyna po mnie biegać
Łobuzy straszne, zajrzydziury, gryzaki, złodziejki takie, że klękajcie narody
No i skoki i wspinaczki - ciocia Tulinka chyba podpowiada, gdzie by tu jeszcze wyżej...
Materac kanapy w dużym pokoju również musieliśmy obić od spodu płytą, żeby bez strachu siadać, bo Afri wygryzła małą dziurę i sobie urzędowała. Co ciekawe jednak - zawołana wychodziła grzecznie