Madziastan, strasznie mi przykro!
U nas ostatnie przygotowania do operacji "unzip nowy człowiek". Całe stadko było na przeglądzie.
Igiełce niedawno wymacałam malutkiego guzka na listwie, więc od razu trafiła pod nóż, a że guzek jeszcze maleńki, to nawet nie zauważyła, że coś jej zrobili i od pierwszej nocy śmiga po dużej klatce ze stadem.
Niespodziankę zrobił nam Nóżka, synek Penelopy, który pozornie całkiem zdrowy, osłuchowo wyszedł nieładnie. Szybkie RTG i okazało się, że biedaczek jest kolejną ofiarą szczurzego chowu wsobnego ze źle umiejscowionym serduszkiem. Nie ma na to leku, myszek czuje się dobrze, więc to bardziej ciekawostka na razie.
Stadko niby to samo, a jednak trochę się zmienia.
Penelopeńka niby stateczna matka dzieciom, a najbardziej żwawa ze wszystkich. Każda szmatka to jej osobisty wróg, żadna nie przetrwa długo w starciu. Od pewnego czasu wszelkie hamaczki mam jednorazowe.
Jej córeczki, tak podobne z początku, coraz bardziej się różnią. Igiełka utuczyła się na kuleczkę, chociaż u niej to może być kwestia bałaganu z hormonami. Jest równie żywa, co mamusia, ale bardziej proludzka, taka torpeda, która jako jedyna w stadzie chwilami zamienia się w miziaka i lizawkę.
Kropisia ma po mamie największą potrzebę niezależności i zamiłowanie do jedzonka.
Przerweńka ma największe ciągoty wysokogórskiego zdobywcy (ostatnio - półka na książki na wysokości 1,8m) i trolla jaskiniowego (ostatnia ofiara - wyflaczona pościel w pudle). A że takie przygody spalają dużo kalorii, pozostał z niej szczuplaczek, jak za młodu.
Synkowie bardzo różnią się od dziewczynek. Obaj są bardzie wycofani. Nóżka subtelny i aksamitny, a Klepsydrek rozhisteryzowany, leczący smutki w miseczce. Sydruś remontu nie mógł nam wybaczyć ponad tydzień, każdy nowy mebel albo choćby zmianę położenia komody odchorowywał nie krócej, niż dwa dni. Protestował bunkrując się w kanapie i odmawiając powrotu do klatki.
Po Fineaszu coraz bardziej widać wiek. Po usunięciu guza na łopatce została mu zmierzwiona kępka sierści, mordeczka też się postarzała, więc teraz jest Poczochranym Myszkiem i na to przezwisko reaguje bardzo entuzjastycznie, bo łączy się z łyżeczką kaszki z lekami. Stan jego płuc udaje się nam utrzymać na stałym poziomie, bez pogorszenia, chociaż przy ostatnich upałach trochę miał dosyć. A tak, biega za dziewczynkami, sępi bananki i mam nadzieję, że jest szczęśliwym dziadkiem.
Ejka znowu musiała trochę dorosnąć, bo pańcia się popsuła i nie nadaje się na godzinne szaleństwa na spacerach. Piesa spisuje się na medal. Ostatnio uszkodziła łapkę, ale wszystko już pod kontrolą.