Powyżej od lewej: Dżuma, Herman, Pistol, w tle kawałek białego Misiowego
A TO BYŁO TAK
(notatki czynione na gorąco wczorajszego wieczora):
Sporą atrakcją zaraz na wejściu, okazują się hamaczki jest ich 3, tj. dwie duże płachty polaru jedna na długość, druga na szerokość klatki i jeden mały narożny hamak. Najwyraźniej zabawnie się biega po takich miękkich niby półkach - niby trampolinach, miłe w dotyku, amortyzują jak trzeba. Herman docenia, docenia.
Kiedy początkowe zachłyśnięcie się hamaczkami mija, warto by wyjść na wolność i tutaj zaczyna się przewidywana gorączka, hamaczki już raptem nie takie fajne, Herman intonuje „u drzwi twoich” i od wyjścia nie rusza się na krok, reszta szybuje po ścianach.
Dżuma piszczy z byle powodu.
Pistol sympatyzuje z jego paniką i myśli mu pomóc ciągnąc go za ogon i rzucając mu się na grzbiet.
Misiu wygląda na zdezorientowanego, ale znosi nową sytuację ze stoickim spokojem. Żaden dybuk jeszcze w niego nie wstąpił (uff).
Herman widząc iż modły do zamkniętych drzwi nie skutkują, postanawia dać głębszy wyraz swemu niezadowoleniu. Nie siląc się więc na żadne subtelności zaczyna cwał po prętach, wali w nie ogonem im głośniej tym lepiej. Palce które wetknęłam w klatkę żeby go uspokoić omija łukiem. Obraza majestatu, której można się było spodziewać.
Póki co jednak, nie licząc Dżumowego popiskiwania (w czym dzieciak ma problem ?), żadnych zatargów ani zamachów na niczyją integralność cielesną. (W tej chwili pewnie szczurze przekleństwa sypią się na moją głowę, ale będę szczęśliwa jeśli do tego się ograniczą - sama i tak jestem poza ich zasięgiem
Misiu pierwszy daje za wygraną i spoczywa melancholijnie w narożnym hamaku.
Do Pistola chyba dotarło, że swoją natarczywością i deptaniem po piętach nie poprawia samopoczucia spanikowanego Dżuma, więc póki co odpuścił. Odkrył wodopój i uzupełnia płyny, przy okazji macha łapkami w miseczce z wodą wyraźnie zaciekawiony. (Czyżbym za 4 razem trafiła nareszcie na szczura wodnego?, jak wszystko się uspokoi będzie trzeba to zbadać.)
Herman dołącza do Misia na hamaku, a Misiu go z czułością iska.
Po jakimś czasie jedynymi latającymi stworami pozostają Dżuma i Pistol.
Dżumiś jeszcze wciąż niespokojny.
W pewnej chwili jednak wszyscy ładują się do Misiowego hamaczka, a ja zastanawiam się czy klamerki wytrzymają ten moment burzy i naporu.
Póki co trzymają.
Gaszę światło ok. 10.30.
I rano wciąż trzymają ! Nie ma nic milszego nad widok tego czworo ogoniastego kłębowiska!
W nagrodę za swoje trudy, szczupaki otrzymują po łyżeczce jogurtu każdy, przy czym Misiu woli się przelecieć po pokoju i Herman zjada jego porcję. Maluchy polizawszy trochę także ruszają na wybieg (Pistol póki co w fotelu), ale ich części Herman już nie dostanie, oj nie ...
Nawet po półgodzinnym bieganiu trudno towarzystwo zapędzić do klatki, więc tradycyjnie już spóźniłam się do pracy.
Ale co tam, warto było. Kochane szczupaki.