Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Moderator: Junior Moderator
Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Cieszę się, że operacja się udała Oby Boguś szybko wrócił do formy!
http://szczury.org/viewtopic.php?f=37&t ... 00#p982390
-------------------------------------------------------------
Kubuś [*], Kacperek [*], Boguś[*], Marcelek[*]
-------------------------------------------------------------
Kubuś [*], Kacperek [*], Boguś[*], Marcelek[*]
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Dzielny chłopak! Oby wszystko dało się szybko zagoić. Trzymam kciuki!
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Jest nieźle
Wczoraj z samego rana pognaliśmy do Oazy po mojego małego bohatera. Okazało się, że Boguś chyba jednak troszkę nas lubi, bo jak go wzięłam na ręce, to się rozgrzytał zębami i rozpulsował oczami Do tej pory ręce to było wielkie zuo, także nasze zdziwienie sięgnęło zenitu
Muszę pochwalić Oazę i dr Stanickiego, bo naprawdę stanął na wysokości zadania i zabieg przeprowadzony został super profesjonalnie. Pomimo tak wielkiego guza (który okazał się nowotworem połączonym z krwiakiem ) rana nie jest duża, futerko wygolone minimalnie, a szwy są tak założone, że praktycznie ich nie widać. Szczur się nimi nie interesuje, troszkę go ciągną, stara się ograniczać używanie łapki z tej strony, ale poza tym w ogóle po nim nie widać, żeby przeszedł tak poważny zabieg.
Tak sobie myślę, że nie ma tego złego... najprawdopodobniej gdyby nie krwiak, który pojawił się we czwartek nie wiedzielibyśmy, że z Bogusiem coś się dzieje. Zmiany nowotworowe były na tyle głęboko, że ciężko by je było wyczuć, a krwiak który powstał z pęknięcia jednego z naczynek przy nowotworze stworzył guza, którego od razu zauważyliśmy i mogliśmy szybko zareagować.
Tak więc teraz się antybiotykujemy, rozpieszczamy do granic możliwości (tak tak znowu zrobiłam zapas gerberków, a niech ma... ) i trzymamy kciuki, żeby paskudztwo nie nawróciło.
Wczoraj z samego rana pognaliśmy do Oazy po mojego małego bohatera. Okazało się, że Boguś chyba jednak troszkę nas lubi, bo jak go wzięłam na ręce, to się rozgrzytał zębami i rozpulsował oczami Do tej pory ręce to było wielkie zuo, także nasze zdziwienie sięgnęło zenitu
Muszę pochwalić Oazę i dr Stanickiego, bo naprawdę stanął na wysokości zadania i zabieg przeprowadzony został super profesjonalnie. Pomimo tak wielkiego guza (który okazał się nowotworem połączonym z krwiakiem ) rana nie jest duża, futerko wygolone minimalnie, a szwy są tak założone, że praktycznie ich nie widać. Szczur się nimi nie interesuje, troszkę go ciągną, stara się ograniczać używanie łapki z tej strony, ale poza tym w ogóle po nim nie widać, żeby przeszedł tak poważny zabieg.
Tak sobie myślę, że nie ma tego złego... najprawdopodobniej gdyby nie krwiak, który pojawił się we czwartek nie wiedzielibyśmy, że z Bogusiem coś się dzieje. Zmiany nowotworowe były na tyle głęboko, że ciężko by je było wyczuć, a krwiak który powstał z pęknięcia jednego z naczynek przy nowotworze stworzył guza, którego od razu zauważyliśmy i mogliśmy szybko zareagować.
Tak więc teraz się antybiotykujemy, rozpieszczamy do granic możliwości (tak tak znowu zrobiłam zapas gerberków, a niech ma... ) i trzymamy kciuki, żeby paskudztwo nie nawróciło.
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Super, że są dobre wieści
W chwili odbierania z lecznicy widocznie nawet twardzielom zdarza się okazać radość na widok właścicieli
Szybkiej rekonwalescencji!
W chwili odbierania z lecznicy widocznie nawet twardzielom zdarza się okazać radość na widok właścicieli
Szybkiej rekonwalescencji!
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Masz rację ophis, to pewnie była chwila słabości, albo może się jeszcze zasłaniać otumanieniem lekami p-bólowymi
No bo przecież jak to tak... ja Boguś mam lubić człowieków?!
Dziękujemy za wsparcie i ślemy buziolki
No bo przecież jak to tak... ja Boguś mam lubić człowieków?!
Dziękujemy za wsparcie i ślemy buziolki
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Dobra, dobra, nie tak że odrazu lubi ludziów... sprawdzał czy niema tam awokado, a jak się okazało że nie, to czekał na odstawienie do domku i radość była spowodowana perspektywą wylegiwania się na super- hamaczku
Może tą wersję uznać za oficjalną, żeby go nie zawstydzać?
Może tą wersję uznać za oficjalną, żeby go nie zawstydzać?
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Wygląda krzepko
Widać lifting szyi nie zrobił na nim wrażenia.
Gratuluję bojowej postawy i nieodmiennie trzymam kciuki
Widać lifting szyi nie zrobił na nim wrażenia.
Gratuluję bojowej postawy i nieodmiennie trzymam kciuki
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
I jak tam Boguś? Już wszystko dobrze?
http://szczury.org/viewtopic.php?f=37&t ... 00#p982390
-------------------------------------------------------------
Kubuś [*], Kacperek [*], Boguś[*], Marcelek[*]
-------------------------------------------------------------
Kubuś [*], Kacperek [*], Boguś[*], Marcelek[*]
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Gosiu, z Bogusiem wszystko w porządku. Bardzo ładnie się wygoił i na dzień dzisiejszy w zasadzie można powiedzieć, że jest wszystko ok.
Coś się wydarzyło, coś tak surrealistycznego, że nawet teraz, kiedy piszę ten post zastanawiam się, czy to wszystko zdarzyło się naprawdę W nocy z piątku na sobotę opuścił nas Duszek Najradośniejszy z radosnych, najbardziej rozbiegany i najzdrowszy szczur jakiego miałam w ciągu kilku dni stracił jakąkolwiek siłę życia i zasnął Nie wiemy tak naprawdę, co się stało, czekamy na wyniki sekcji.
Wszystko zaczęło się w piątek 1-go sierpnia. Jak zwykle po powrocie do domu wypuściliśmy chłopaków na wybieg. Buszowali po pokoju, włazili pod kanapę, dzień jak każdy inny. O godz. 17 zaczęły wyć syreny, więc wyszliśmy na balkon popatrzeć. Kiedy wróciliśmy Duszek leżał pod poduszką bez sił. Miał przymrużone oczka, uciekał pod poduszkę pełzając. Pierwszą moją myślą było - może to wylew? Zapakowaliśmy go do transportera i pojechaliśmy do Oazy. W drodze do weta troszkę się ożywił, dlatego też pojawiła się myśl, że może jednak tylko tak potwornie przestraszył się syren. Wetka nie stwierdziła na miejscu żadnych typowych zaburzeń neurologicznych, Duszek był smutny, przygaszony, ale nic poza tym. Stwierdziliśmy, że może faktycznie to był tylko paraliżujący strach. Dostał steryd i wróciliśmy do domu. Wszystko wróciło do normy. Duszek był znowu sobą, wyjątkowo uważnie go obserwowałam, nie działo się nic niepokojącego. Aż do ubiegłej środy
Po powrocie do domu, jak zwykle pobiegłam do klatki. Zawsze pierwszy przybiegał do mnie Duszek sprawdzić, czy dobrze umyłam ręce, bo jak nie to najpierw on musiał je doczyścić i dopiero mogłam wymiziać chłopaków. Tego dnia nie przybiegł, znalazłam go leżącego w kałuży siuśków na dnie kuwety. W pierwszej chwili pomyślałam, że nie żyje, był strasznie spięty. Po wzięciu na ręce dopiero jakby "oprzytomniał". W Oazie dostał ponownie steryd i antybiotyk gdyby to było zapalenie mózgu i mimo, że objawy nie były stricte przysadkowe mieliśmy mu podać na drugi dzień Dostinex gdyby steryd nie zadziałał.
Nie polepszyło się, wręcz przeciwnie Późnym wieczorem Duszek kompletnie odpłynął. Wyglądał jakby zapadł w jakąś "śpiączkę", w ogóle nie kontaktował. Popędziliśmy do Ogonka, bo o tej porze tylko oni byli w stanie cokolwiek zrobić. Naszpikowali go lekami, dali kroplówkę i kazali podać w domu Dostinex. W jakiś sobie tylko znany sposób wykluczyli wylew/udar/zapalenie mózgu i stwierdzili, że to na bank przysadka
Po podaniu Dostinexu nie było poprawy. Duszek nie chciał jeść, musieliśmy go dokarmiać strzykawką. Mało się ruszał, tylko spał lub leżał patrząc się gdzieś tam daleko Kroplówki, leki, kroplówki leki i tak w kółko... w piątek w Oazie postanowiliśmy, że w sobotę podamy mu kolejną dawkę Dostinexu, tym razem większą i jak nie będzie poprawy, to pozwolimy Mu odejść. Modliłam się o jakąkolwiek poprawę, chcieliśmy mu zrobić w tym tygodniu dodatkowe badania, które potwierdziłyby lub wykluczyły jakieś inne choróbska. W sobotę z samego rana poszłam po Niego, żeby jak zwykle podać mu w kuchni leki. Ale Duszka już z nami nie było Spał owinięty w polarki
Nie wiemy, co spieprzyliśmy Czego mogłam nie zauważyć? Duszek nie miał żadnych niedowładów do samego końca, trzymał jedzonko w łapkach, ale nie miał siły go jeść. Wyglądał jak balonik, z którego nagle uszło całe powietrze Nieobecny, myślami gdzieś bardzo daleko. To wszystko stało się tak szybko... właściwie to co się stało? Nie wiem
Coś się wydarzyło, coś tak surrealistycznego, że nawet teraz, kiedy piszę ten post zastanawiam się, czy to wszystko zdarzyło się naprawdę W nocy z piątku na sobotę opuścił nas Duszek Najradośniejszy z radosnych, najbardziej rozbiegany i najzdrowszy szczur jakiego miałam w ciągu kilku dni stracił jakąkolwiek siłę życia i zasnął Nie wiemy tak naprawdę, co się stało, czekamy na wyniki sekcji.
Wszystko zaczęło się w piątek 1-go sierpnia. Jak zwykle po powrocie do domu wypuściliśmy chłopaków na wybieg. Buszowali po pokoju, włazili pod kanapę, dzień jak każdy inny. O godz. 17 zaczęły wyć syreny, więc wyszliśmy na balkon popatrzeć. Kiedy wróciliśmy Duszek leżał pod poduszką bez sił. Miał przymrużone oczka, uciekał pod poduszkę pełzając. Pierwszą moją myślą było - może to wylew? Zapakowaliśmy go do transportera i pojechaliśmy do Oazy. W drodze do weta troszkę się ożywił, dlatego też pojawiła się myśl, że może jednak tylko tak potwornie przestraszył się syren. Wetka nie stwierdziła na miejscu żadnych typowych zaburzeń neurologicznych, Duszek był smutny, przygaszony, ale nic poza tym. Stwierdziliśmy, że może faktycznie to był tylko paraliżujący strach. Dostał steryd i wróciliśmy do domu. Wszystko wróciło do normy. Duszek był znowu sobą, wyjątkowo uważnie go obserwowałam, nie działo się nic niepokojącego. Aż do ubiegłej środy
Po powrocie do domu, jak zwykle pobiegłam do klatki. Zawsze pierwszy przybiegał do mnie Duszek sprawdzić, czy dobrze umyłam ręce, bo jak nie to najpierw on musiał je doczyścić i dopiero mogłam wymiziać chłopaków. Tego dnia nie przybiegł, znalazłam go leżącego w kałuży siuśków na dnie kuwety. W pierwszej chwili pomyślałam, że nie żyje, był strasznie spięty. Po wzięciu na ręce dopiero jakby "oprzytomniał". W Oazie dostał ponownie steryd i antybiotyk gdyby to było zapalenie mózgu i mimo, że objawy nie były stricte przysadkowe mieliśmy mu podać na drugi dzień Dostinex gdyby steryd nie zadziałał.
Nie polepszyło się, wręcz przeciwnie Późnym wieczorem Duszek kompletnie odpłynął. Wyglądał jakby zapadł w jakąś "śpiączkę", w ogóle nie kontaktował. Popędziliśmy do Ogonka, bo o tej porze tylko oni byli w stanie cokolwiek zrobić. Naszpikowali go lekami, dali kroplówkę i kazali podać w domu Dostinex. W jakiś sobie tylko znany sposób wykluczyli wylew/udar/zapalenie mózgu i stwierdzili, że to na bank przysadka
Po podaniu Dostinexu nie było poprawy. Duszek nie chciał jeść, musieliśmy go dokarmiać strzykawką. Mało się ruszał, tylko spał lub leżał patrząc się gdzieś tam daleko Kroplówki, leki, kroplówki leki i tak w kółko... w piątek w Oazie postanowiliśmy, że w sobotę podamy mu kolejną dawkę Dostinexu, tym razem większą i jak nie będzie poprawy, to pozwolimy Mu odejść. Modliłam się o jakąkolwiek poprawę, chcieliśmy mu zrobić w tym tygodniu dodatkowe badania, które potwierdziłyby lub wykluczyły jakieś inne choróbska. W sobotę z samego rana poszłam po Niego, żeby jak zwykle podać mu w kuchni leki. Ale Duszka już z nami nie było Spał owinięty w polarki
Nie wiemy, co spieprzyliśmy Czego mogłam nie zauważyć? Duszek nie miał żadnych niedowładów do samego końca, trzymał jedzonko w łapkach, ale nie miał siły go jeść. Wyglądał jak balonik, z którego nagle uszło całe powietrze Nieobecny, myślami gdzieś bardzo daleko. To wszystko stało się tak szybko... właściwie to co się stało? Nie wiem
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Bardzo mi przykro
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Sylwuś... Tak bardzo mi przykro...
Rzeczywiście, to brzmi jak jakiś sen, straszny...Nie wiem nawet, co napisać.
Myślę, że jeśli Ty widziałaś, że szczur jest smutny i przygaszony, to był najlepszy dowód na to, że coś się stało. Niestety, nie zawsze możemy odkryć przyczyny, w tych małych ciałkach, którym chcielibyśmy oddać wszystko co najlepsze...
Jak odszedł mój Kacperek, to przez wiele dni zadawałam sobie pytanie, czego nie zauważyłam, że może coś źle zrozumiałam, może coś... Jest wiele znaków zapytania
Napisz, proszę, co wykazała sekcja. Może to nas czegoś nauczy...
Rzeczywiście, to brzmi jak jakiś sen, straszny...Nie wiem nawet, co napisać.
Myślę, że jeśli Ty widziałaś, że szczur jest smutny i przygaszony, to był najlepszy dowód na to, że coś się stało. Niestety, nie zawsze możemy odkryć przyczyny, w tych małych ciałkach, którym chcielibyśmy oddać wszystko co najlepsze...
Jak odszedł mój Kacperek, to przez wiele dni zadawałam sobie pytanie, czego nie zauważyłam, że może coś źle zrozumiałam, może coś... Jest wiele znaków zapytania
Napisz, proszę, co wykazała sekcja. Może to nas czegoś nauczy...
http://szczury.org/viewtopic.php?f=37&t ... 00#p982390
-------------------------------------------------------------
Kubuś [*], Kacperek [*], Boguś[*], Marcelek[*]
-------------------------------------------------------------
Kubuś [*], Kacperek [*], Boguś[*], Marcelek[*]
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
No i zapeszyłam...
Bogusiowi odnawia się to dziadostwo W sobotę kiedy dokładnie go zmacałam nic nie było, wczoraj już dało się wyczuć guza. Jakby tego było mało mamy chyba przerzuty, ponieważ poprzednim razem guz był "tylko" z boku szyi, tym razem ciągnie się aż pod gardło:( Jedziemy dzisiaj do Oazy, ale przyznam szczerze, że nie wiem, co z tym zrobić... 17 dni po operacji mamy powtórkę z rozrywki. Biję się z myślami, bo z jednej strony nie wyobrażam sobie, żeby Boguś z rosnącym guzem mógł długo żyć, a z drugiej przeprowadzanie zabiegów co 2 tygodnie, z czego 10 dni musi spędzać w odosobnieniu też jest kiepskim rozwiązaniem
Wyników sekcji Duszka niestety jeszcze nie mam, dzisiaj ich ponaglę.
Bogusiowi odnawia się to dziadostwo W sobotę kiedy dokładnie go zmacałam nic nie było, wczoraj już dało się wyczuć guza. Jakby tego było mało mamy chyba przerzuty, ponieważ poprzednim razem guz był "tylko" z boku szyi, tym razem ciągnie się aż pod gardło:( Jedziemy dzisiaj do Oazy, ale przyznam szczerze, że nie wiem, co z tym zrobić... 17 dni po operacji mamy powtórkę z rozrywki. Biję się z myślami, bo z jednej strony nie wyobrażam sobie, żeby Boguś z rosnącym guzem mógł długo żyć, a z drugiej przeprowadzanie zabiegów co 2 tygodnie, z czego 10 dni musi spędzać w odosobnieniu też jest kiepskim rozwiązaniem
Wyników sekcji Duszka niestety jeszcze nie mam, dzisiaj ich ponaglę.
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Mamy wyniki sekcji Duszka Serduszko powiększone, wątroba zniszczona, przysadka też powiększona, ale nie była główną przyczyną śmierci. Przyczyną była niewydolność wątroby, stąd też najprawdopodobniej wynikała ta "śpiączka", o której pisałam wcześniej. Beznadziejna jestem, nie wiem jak mogłam nie widzieć, że coś złego się dzieje
Jeśli chodzi o guz Bogusia - póki co wstrzymujemy się z ponowną operacją ze względu na jego wiek, na czas jaki minął od poprzedniego zabiegu i na to w jakim miejscu guz się znajduje (nie ma szans na usunięcie całej nowotworowej tkanki, więc guz co chwila będzie się odnawiał). Narkoza, mimo że wziewna serwowana szczurowi co kilkanaście dni bardziej go obciąży niż guz, który w tej chwili mu w niczym nie przeszkadza. Mam nadzieję, że paskudztwo będzie rosło wolno i jak najdłużej będzie mógł normalnie funkcjonować. Za tydzień mamy wizytę kontrolną i zdecydujemy, czy jest na tyle silny, żeby poradzić sobie po zabiegu i czy guz bardzo przez ten czas urósł. Jeśli tak będzie zaryzykujemy kolejną operację.
Z milszych wieści - Moris jest już z nami Jest prześliczny i milusi i bardzo dziękuję Maszce, że nam go wcisnęła Nie mogłam się powstrzymać, zapoznałam już chłopaków ze sobą Boguś miał Mu coś do przekazania, napierał na niego kilkukrotnie dupencją, ale chyba wstępnie sobie wyjaśnili i teraz kimają już razem w transporterze Dzisiaj jeszcze ich rozdzielę i każdy pójdzie do swojej klatki, ale od jutra nie ma zmiłuj
Jeśli chodzi o guz Bogusia - póki co wstrzymujemy się z ponowną operacją ze względu na jego wiek, na czas jaki minął od poprzedniego zabiegu i na to w jakim miejscu guz się znajduje (nie ma szans na usunięcie całej nowotworowej tkanki, więc guz co chwila będzie się odnawiał). Narkoza, mimo że wziewna serwowana szczurowi co kilkanaście dni bardziej go obciąży niż guz, który w tej chwili mu w niczym nie przeszkadza. Mam nadzieję, że paskudztwo będzie rosło wolno i jak najdłużej będzie mógł normalnie funkcjonować. Za tydzień mamy wizytę kontrolną i zdecydujemy, czy jest na tyle silny, żeby poradzić sobie po zabiegu i czy guz bardzo przez ten czas urósł. Jeśli tak będzie zaryzykujemy kolejną operację.
Z milszych wieści - Moris jest już z nami Jest prześliczny i milusi i bardzo dziękuję Maszce, że nam go wcisnęła Nie mogłam się powstrzymać, zapoznałam już chłopaków ze sobą Boguś miał Mu coś do przekazania, napierał na niego kilkukrotnie dupencją, ale chyba wstępnie sobie wyjaśnili i teraz kimają już razem w transporterze Dzisiaj jeszcze ich rozdzielę i każdy pójdzie do swojej klatki, ale od jutra nie ma zmiłuj
Re: Bo szczęście szczurzy ogon ma...
Kochana, zawsze może się zdarzyć, że coś przegapimy.
Moja mama ma problemy z sercem i wiele razy mówiła, że kiedy coś się dzieje, to człowiek odczuwa niepokój, dyskomfort, kiepskie samopoczucie. Właśnie tak zachowywał się Kacperek - niespokojny, zdenerwowany. A ja byłam przekonana, że przyszłam śmierdząca kotem i on się denerwuje, bo jest panikarzem. Powinnam była wiedzieć, że to serduszko.. Często o tym myślę...
Nie wiem, po prostu szczurki mogą mieć dziesiątki różnych objawów. Nie zawsze wiemy...
Cieszę się z Twojego nowego lokatora!
Może jakieś fotki? :>
Trzymam kciuki za Bogusia! A nuż to wszystko jakoś się ustabilizuje i nie będzie potrzebna operacja.
A poza tym... pewnie w Oazie masz kogoś zaufanego, ale gdyby coś, to polecam dr Judytę z Medicavetu, w kwestii chirurgi jest świetna.
Moja mama ma problemy z sercem i wiele razy mówiła, że kiedy coś się dzieje, to człowiek odczuwa niepokój, dyskomfort, kiepskie samopoczucie. Właśnie tak zachowywał się Kacperek - niespokojny, zdenerwowany. A ja byłam przekonana, że przyszłam śmierdząca kotem i on się denerwuje, bo jest panikarzem. Powinnam była wiedzieć, że to serduszko.. Często o tym myślę...
Nie wiem, po prostu szczurki mogą mieć dziesiątki różnych objawów. Nie zawsze wiemy...
Cieszę się z Twojego nowego lokatora!
Może jakieś fotki? :>
Trzymam kciuki za Bogusia! A nuż to wszystko jakoś się ustabilizuje i nie będzie potrzebna operacja.
A poza tym... pewnie w Oazie masz kogoś zaufanego, ale gdyby coś, to polecam dr Judytę z Medicavetu, w kwestii chirurgi jest świetna.
http://szczury.org/viewtopic.php?f=37&t ... 00#p982390
-------------------------------------------------------------
Kubuś [*], Kacperek [*], Boguś[*], Marcelek[*]
-------------------------------------------------------------
Kubuś [*], Kacperek [*], Boguś[*], Marcelek[*]