U mnie instynkt macierzyński jeszcze "śpi"... jakoś nie ciągnie mnie jeszcze do dzieci, mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni. Teraz nie wyobrażam sobie mieć dziecka - kiedyś na pewno tak o ile się uda.
Na razie chcę zrealizować marzenia, a one wcale nie są wygórowane.
Ja odkąd wyszłam za mąż to na uczelni mogę normalnie pogadać tylko z koleżankami mężatkami (nielicznymi) lub planującymi ślub (też nie jest ich wiele). Dla reszty osób jakbym przestała istnieć. Nie, że jakoś mnie to strasznie boli, bo i tak mam przyjaciół i znajomych głównie poza studiami, ale nie rozumiem, czemu właściwie tak jest. Zabawne jest też to, że jak ktoś mieszka razem z partnerem, to takiego wykluczenia nie ma. Ale już jak jest ślub, a nie daj Boże dziecko - to tak.
O normalnie jakbyś mówiła o mnie. To samo!
A o szczurach to już w ogóle nie mówię, bo całkiem uznają mnie za posraną za przeproszeniem.
W ogóle rozwala mnie to, że ludzie, którzy mają po te 21-24 lata będąc na studiach zachowują się gorzej jak dzieci z podstawówki... rzucanie papierkami, przyklejanie komuś do pleców rysunków penisa, obśmiewanie, szydzenie i obgadywanie, tematy kończące się na bibkach i imprach... no ludzie... wszystko jest dla ludzi, można się pośmiać, ale bez przesady... mam wrażenie, że ludzie w dzisiejszych czasach cofają się rozwoju, a ja czuję się jak kosmita mając narzeczonego, planując ślub i wspólne życie...