Nie pisałam nic przez długi czas, ale ponieważ dzisiaj za TM przebiegł ostatni mój ciastek, postanowiłam zamknąć całą historię.
Na początku roku Tytus przestał reagować na leki. Coraz większe dawki kabergoliny wspomagane sterydem nie dawały rezultatów. Ostatecznie jednak i tak cieszyłam się z faktu, że dałam mu dodatkowe pół roku życia, choć nie spodziewałam się, że będzie to aż tyle miesięcy. W połowie lutego zdecydowałam się udać z Tytusem na jego ostatnią podróż i tego też dnia jego brat, Festus, został moim ostatnim szczurem.
Ponieważ nie chciałam przedłużać stada, a zostawienie Festusa samego byłoby dla niego męką, postanowiłam poszukać mu nowego, zaufanego domu. Każdy kto musiał oddać swojego ukochanego zwierzaka chyba rozumie, że mimo zdroworozsądkowego myślenia jest to bardzo ciężkie i człowiek łapie się na egoistycznych przebłyskach zatrzymania zwierzaka. Na szczęście już tego samego dnia znalazł się idealny nowy człowiek dla Festusa - Basia i jej dwuszczurowe stadko. Ostatecznie jeszcze w idealności tego domu utwierdził mnie fakt, że Festus wyprowadził się do mieszkania na przeciwko
Basię poznałam przez grupę szczurową na FB.
Festus trafił idealnie, na prawdę nie wyobrażam sobie lepszego domu dla niego. Na początku były lekkie zgrzyty w łączeniu. Cierpiał po stracie brata (jeszcze tydzień spędził u mnie sam i widać było od razu, jak ta zmiana negatywnie na niego wpłynęła), a duet pierwszych lokatorów nie był za bardzo przychylny do przyjęcia nowego. W pewnym momencie nastąpiła jednak zmiana, jeden ze szczurków niestety odszedł. W tej sytuacji pozostały Czarny i Festus zbliżyli się do siebie i ostatecznie zgrały na swój sposób.
Miałam to szczęście, że mogłam odwiedzać Festusa
I byłam w stałym kontakcie z Basią. Zdarzały się różne perypetie, ale zawsze Festus wychodził z tego obronną łapą i nie mogłyśmy się nadziwić, jaki to silny szczur. Niestety, około miesiąca temu maluchowi wyrósł guz przy szczęce i przeszedł operację na znieczuleniu iniekcyjnym. Mały na szczęście wybudził się i wygoił, jednak sam zabieg obciążył kondycję Festusa. W międzyczasie wyszły dodatkowe guzy/ropnie, zaczęły się problemy typowo starcze, trudności w jedzeniu.
Mimo wszelkich starań, Festus był dzisiaj już bardzo słaby i najlepszym wyjściem było ulżenie mu w jego wędrówce. Myślę, że na prawdę dałyśmy mu tyle, ile tylko mogłyśmy. Szczególnie chciałam podziękować Basi, która bardzo mocno przywiązała się do Festusa i była najlepszym opiekunem, jakiego mogłam sobie tylko wyobrazić. Sprawiła, że jego ostatnie miesiące były na prawdę warte przeżycia.
Tak więc dzisiaj odszedł ostatni ciastek, Festus, w wieku 2 lat i prawie 7 miesięcy. Bądź szczęśliwy, gdziekolwiek jesteś.