radioactive4 - nie ufasz granulatowi, ale ufasz workowi pszenicy, przy założeniu, że współcześnie wszystko jest czymś pryskane...
Powiem wam, jak to wygląda z produkcyjnego punktu widzenia. Któraś tutaj przywołała, że "kiedyś" niczego się nie pryskało - jest to część prawdy, bo już dawno ludzie odkryli, że owady nie lubią niektórych roślin i to z nich można było robić wywary do oprysków. I nadal można, bo właśnie takie opryski stosuje się w rolnictwie ekologicznym (gdzie jest zakaz używania jakichkolwiek chemicznych środków ochrony roślin, nawozów mineralnych i w ogóle obostrzenia są dość duże). Można za to stosować preparaty biologiczne, czyli naturalnych wrogów szkodników (czy to larwy biedronek, czy pasożyty, bakterie) ale takie środki są droższe, niż te chemiczne.
Idąc dalej - bez sensu jest porównywać to, co było sto-dwieście lat temu ze współczesnością - kiedyś nie było takich ogromnych monokultur - było większe rozdrobnienie, kawałek ziemi na kilka osób, które uprawiały na tym terenie różne rośliny, bo przecież nikt nie jadłby przez cały rok tylko pszenicy
współcześnie rolnik podpisuje umowę na produkcję np. owsa, albo ogrodnik skupia się przede wszystkim na ogórkach, bo to się bardziej opłaca - do jednej rośliny masz określone narzędzia, do kilku różnych - musisz mieć różne. A takich hektarów uprawy nie jesteś w stanie ogarnąć z motyką. A jeśli masz kilka hektarów jednej rośliny, to nic dziwnego, że to raj dla szkodnika, który uwielbia ją jeść. No i trzeba pryskać. Już kiedyś pisałam to na forum - takie jabłka są pryskane w ciągu roku 20-30 razy (!). I to nie tylko na owady, ale też na bakterie i grzyby, które mogą nie tylko zniszczyć plon, ale i nam zaszkodzić (a propos właśnie tego, co było kiedyś - zatrucia sporyszem!).
Mnie samą przeraża ilość stosowanej chemii, ale z drugiej strony nie ma co się zachwycać przeszłością - kiedyś ludzie żyli bez szczepionek (a ci, którzy mieli za niską odporność - cóż...), kiedyś tylko połowa urodzonych dzieci dożywała 10lat... kiedyś było kiedyś.
Co zaś do naturalnych pestycydów... naturalne to np. silnie trująca (zarówno dla nas jak i owadów) nikotyna. Naturalne nie zawsze znaczy zdrowe
Ale to fakt, sami wyhodowaliśmy odporne owady. Nie zgodzę się jednak z tym, że robak jest sprytny i wie, co jeść, a czego nie - jeśli na czymś nie ma szkodnika, to może to znaczyć nie tylko tyle, że był "zalany" chemią, ale o tym, że producent (rolnik, ogrodnik) po prostu zna cykl rozwojowy szkodników danej rośliny, często kontroluje, czy nie ma objawów i szybko reaguje - a reagować można też niechemicznymi sposobami
i nawet eko-marchewka nie musi być pogryziona. Inna sprawa na ile coś w dzisiejszych czasach, przy dzisiejszym zanieczyszczeniu powietrza i gleby jest w pełni "eko"...
No i tak jak dziewczyny pisały - białko, to nie tylko białko zwierzęce, bo białko jak najbardziej jest również w warzywach (inaczej weganie długo by nie pociągnęli).