Re: Moje panieneczki i kawalerów dwóch
: pn paź 09, 2017 11:47 pm
No więc... no więc dziewczęta z interwencji nigdzie nie odfruną! Bo tak: przez kilka tygodni miałam najszczerszy zamiar doprowadzić je do równowagi fizycznej i psychicznej, a potem znaleźć im dobry, kochający dom. Kiedy poprosiłam męża, ażeby pocykał im parę reklamowych fotek, bo umie, to najpierw się ociągał (eee... dobrze, ale najpierw... eee... zobaczę, czy w domu coś nie ma do zrobienia <...?>). Następnie porobił fotki. Niezupełnie reklamowe A potem... przyszedł taki dzień, kiedy dziewczęta zaczęły cieszyć się, kiedy wchodziliśmy do pokoju, wyciągać do nas łapcie i biec za nami, kiedy wychodziliśmy. I było już za późno na szukanie domu... złamałabym sobie serce, gdybym je oddała. Tyle przeszły, patrzyłam, jak się uczą wszystkich szczurzych spraw, otwierają się i zaczynają nam ufać... DT ze mnie do bani.
Zostaną więc wbrew wszystkiemu: że miałam przez jakiś czas mieć trochę mniej ogonów; że zaniedbałam działania trzymające alergię i astmę za pysk, więc się podduszam nocami, bo dziewczyny mieszkają w naszej sypialni, a leją więcej niż pozostała szóstka; że może być trudno dołączyć je do stada. Bo będzie. Bąbel aka Królewna Łobuziara ma jeszcze większy tupet, niż Dzidzia, i lubi się bić. Spotkałam ją w kuchni z Dzidzią, Thau i Afri, to je przeraziła, posypało się futro, dziewczyny cupnęły każda w innym kącie, a Bąbelita nic, ale to nic nie robiła sobie z bycia w obcym miejscu z trzema większymi od siebie, obcymi szczurami. Sądzę, że Gadżet nie nadaje się już do tak przebiegającego łączenia. Starzeje się, potrzebuje dużo świętego spokoju, a tu widzę, że na Dzidzię tonującą nastroje nie będzie można liczyć.
Filipek był starszy i też już niezbyt sprawny, kiedy dołączałam dziki, ale Filipek raz, że miał zawsze na wszystko wywalone, na nowych też, a dwa - oni nie byli tak bojowo nastawieni, byli dwójką przestraszonych malców.
Dzidzia była absolutnie zszokowana i zasmucona takimi manierami. Przywykła, że szczury po prostu jej podlegają i padają przed nią od pierwszej chwili, ulegając jej czarowi/chryźmie, czy cokolwiek ma ona w sobie. Nigdy nie została zaatakowana ani sama nie zaatakowała nikogo. Nie zna bijatyk i fruwających kłaków, nie uznaje przemocy. Nie lubi nawet, kiedy najeżona Wanilia fuczy pod drzwiami sypialni do dziewczyn. W domu ma być spokój, miło itd. Przysiadła więc skulona pod płotkiem kuchni i patrzyła na mnie, zadzierając główkę do góry - proszę, zabierz mnie stąd, ja nie będę się szarpać z łobuzami, co jaj jej złego zrobiłam... ech.
Będziemy próbować powolutku, może najpierw Biankę zapoznać ze stadem. Nie pali się, nikt nie jest sam, wybiegu też dziewczynom nie brakuje, sypialnia szczuroodporna.
Wanilia otworzyła wraz z nadejściem jesieni sezon udzielania się towarzyskiego. Bo pojawiły się kocyki, a ja chodzę w wielkich swetrach. Tam Waniś lubi wleźć i nawet poleżeć u człowieka (w każdym razie, póki jej na tym Dzidka nie dorwie). Nie lubi natomiast być widoczna, unika otwartego eksponowania się (chyba, że najdzie ją na fukanie do dziewczyn pod drzwiami sypialni ). Choć i ona czasem pofruwa po pokoju i przyjdzie normalnie do człowieka, a nawet pobawi się i pogoni za ręką Wanilia jest dzikiem. Oswojonym, ale widać, że to dziki szczur, choć pocieszny i wesolutki Placek zaś przechodzi sam siebie i z dzika została mu głównie nazwa Ma dni, kiedy po prostu namolnie za mną łazi, chce na ręce, chce się bawić tym, co akurat mam w rękach, albo po prostu być obok. Mogę wziąć na ręce, przytulić, pomiąchać, i jeśli nie przeginam, to znosi to cierpliwie Traci płochliwość, serdecznie olewa szeleszczące torebki, a nawet pstrykanie palcami i klaskanie mu nad głową, kiedy obgryza nogę od stołu (to jego sposób na wymuszanie uwagi, kiedy nie mam czasu, a on ma chęć ze mną pobyć). Wanilia odwrotnie, pstryknij i patrz, jak wystrzeliwuje na pół metra w górę I nadal Placzido potwornie się obraża, kiedy nie wrócę na noc do domu.
Znów czeka nas wet z Gadżet. Chudnie, ale jakoś nierówno... bo coś jej rośnie z boku. Rozlazłe jak tłuszczak i nie do uchwycenia wcześniej, szczególnie na flaczejącej, rozlewającej się skórze starszawego, chudnącego grubaska. Ale nabiera kształtu, a po drugiej stronie mini-groszki jakieś... pojedziemy zdecydować, co z tym robić.
Zostaną więc wbrew wszystkiemu: że miałam przez jakiś czas mieć trochę mniej ogonów; że zaniedbałam działania trzymające alergię i astmę za pysk, więc się podduszam nocami, bo dziewczyny mieszkają w naszej sypialni, a leją więcej niż pozostała szóstka; że może być trudno dołączyć je do stada. Bo będzie. Bąbel aka Królewna Łobuziara ma jeszcze większy tupet, niż Dzidzia, i lubi się bić. Spotkałam ją w kuchni z Dzidzią, Thau i Afri, to je przeraziła, posypało się futro, dziewczyny cupnęły każda w innym kącie, a Bąbelita nic, ale to nic nie robiła sobie z bycia w obcym miejscu z trzema większymi od siebie, obcymi szczurami. Sądzę, że Gadżet nie nadaje się już do tak przebiegającego łączenia. Starzeje się, potrzebuje dużo świętego spokoju, a tu widzę, że na Dzidzię tonującą nastroje nie będzie można liczyć.
Filipek był starszy i też już niezbyt sprawny, kiedy dołączałam dziki, ale Filipek raz, że miał zawsze na wszystko wywalone, na nowych też, a dwa - oni nie byli tak bojowo nastawieni, byli dwójką przestraszonych malców.
Dzidzia była absolutnie zszokowana i zasmucona takimi manierami. Przywykła, że szczury po prostu jej podlegają i padają przed nią od pierwszej chwili, ulegając jej czarowi/chryźmie, czy cokolwiek ma ona w sobie. Nigdy nie została zaatakowana ani sama nie zaatakowała nikogo. Nie zna bijatyk i fruwających kłaków, nie uznaje przemocy. Nie lubi nawet, kiedy najeżona Wanilia fuczy pod drzwiami sypialni do dziewczyn. W domu ma być spokój, miło itd. Przysiadła więc skulona pod płotkiem kuchni i patrzyła na mnie, zadzierając główkę do góry - proszę, zabierz mnie stąd, ja nie będę się szarpać z łobuzami, co jaj jej złego zrobiłam... ech.
Będziemy próbować powolutku, może najpierw Biankę zapoznać ze stadem. Nie pali się, nikt nie jest sam, wybiegu też dziewczynom nie brakuje, sypialnia szczuroodporna.
Wanilia otworzyła wraz z nadejściem jesieni sezon udzielania się towarzyskiego. Bo pojawiły się kocyki, a ja chodzę w wielkich swetrach. Tam Waniś lubi wleźć i nawet poleżeć u człowieka (w każdym razie, póki jej na tym Dzidka nie dorwie). Nie lubi natomiast być widoczna, unika otwartego eksponowania się (chyba, że najdzie ją na fukanie do dziewczyn pod drzwiami sypialni ). Choć i ona czasem pofruwa po pokoju i przyjdzie normalnie do człowieka, a nawet pobawi się i pogoni za ręką Wanilia jest dzikiem. Oswojonym, ale widać, że to dziki szczur, choć pocieszny i wesolutki Placek zaś przechodzi sam siebie i z dzika została mu głównie nazwa Ma dni, kiedy po prostu namolnie za mną łazi, chce na ręce, chce się bawić tym, co akurat mam w rękach, albo po prostu być obok. Mogę wziąć na ręce, przytulić, pomiąchać, i jeśli nie przeginam, to znosi to cierpliwie Traci płochliwość, serdecznie olewa szeleszczące torebki, a nawet pstrykanie palcami i klaskanie mu nad głową, kiedy obgryza nogę od stołu (to jego sposób na wymuszanie uwagi, kiedy nie mam czasu, a on ma chęć ze mną pobyć). Wanilia odwrotnie, pstryknij i patrz, jak wystrzeliwuje na pół metra w górę I nadal Placzido potwornie się obraża, kiedy nie wrócę na noc do domu.
Znów czeka nas wet z Gadżet. Chudnie, ale jakoś nierówno... bo coś jej rośnie z boku. Rozlazłe jak tłuszczak i nie do uchwycenia wcześniej, szczególnie na flaczejącej, rozlewającej się skórze starszawego, chudnącego grubaska. Ale nabiera kształtu, a po drugiej stronie mini-groszki jakieś... pojedziemy zdecydować, co z tym robić.