Od czego by tu zacząć... od najważniejszego
2 dni temu pożegnaliśmy Afrunię
Babunia 2 tygodnie temu nabawiła się zapalenia ucha, a 2 miesiące wcześniej, chwilę po poprzednim wpisie - wet wymacał jej paskudnego, wielkiego guza na śledzionie, ponad 3cm. Coś jak piłka do nogi w człowieczym brzuchu... Rozpoczęliśmy leczenie, zabieg był za dużym ryzykiem. Guz się troszkę zmniejszył i nie sprawiał kłopotów. Niestety, jak zaczęło ustępować zapalenie uszka, coś się stało z płucami i serduszkiem. Jeszcze w poniedziałek osłuchowo było dobrze, a we wtorek gnałam z babunią taksówką do weta, bo duszność. I już nie było słychać jednego płucka, i serduszko zaokrąglone, ciężej pracujące. I już było tylko gorzej. Nie wiemy, co się dokładnie stało, czy zakażenie poszło na płuca, czy też guz jednak uciskał od dołu na te narządy i w końcu serduszko zaprotestowało, ale zrobiło się źle. Kiedy Afri odmawiała już jedzenia, picia, a nawet odizolowała się od szczurów - wiedzieliśmy, że lepiej nie będzie i że ona się wybiera w drogę, ale my musimy wskazać jej inną, niż uduszenie się
Babunia miała 2 lata i prawie 7 miesięcy.
Dziki nas wzruszały bardzo - opiekowały się Afri tak, jak jeszcze nie obserwowaliśmy. Kiedy babcia czuła się gorzej, Wanilia nawet nie wystawiała nosa z kanapy, a i Placek skrócił do minimum czas wylegiwania się w swojej klatce-samotni i czas ze mną. Ilekroć otwieraliśmy kanapę, otulali ją z obu stron. Wanilka zresztą zawsze miała słabość do starszych szczurków, Gadżet też pielęgnowała, choć nie miała jej za co lubić za bardzo. Afri i Thau to były jej najlepsze kumpelki.
Trochę ostrożnie radosnych wieści - doszczurzyliśmy się potrójnie. Dziewczyny są sympatyczne, piorunem się uczą i lubią człowieka. Rzadziej teraz piszę na forum, nie na bieżąco, ale należy im się osobny post, aby je ładnie przedstawić i pokazać.
Nie zdążyłam powiększyć stada, zanim Waniś straciła przyjaciółkę. W połowie lipca rozpoczynałam urlop i plan był, że weźmiemy 2 dziewczynki, takie spokojniejsze, starsze, o których wiadomo, jak znoszą łączenia itd. I wzięliśmy, dzień przed urlopem, 3 cudne dziewczyny ze Szczuradełka. Afri się rozchorowała, ale jeszcze nie tak bardzo, poczekaliśmy więc, aż uszko odpuści i wtedy nie było tak źle, żeby nie móc spróbować łączyć. Niestety - z łączenia nic nie wyszło. 2 z 3 dziewcząt najpierw sponiewierały trochę Dzidzię - a Dzidzia, jak to Dzidzia: wszelka agresja ją przeraża, nie umie się bronić, zareagować. Zwiała pod sufit klatki, ale no... ma ponad 2,5 roku, za długo nie wytrzymała, i siedziała znieruchomiała, przestraszona. I wtedy dziewczyny dopadły Wanilię. Po pierwszym ataku Waniś przepisowo wywaliła jedną na plecy i przytrzymała, ale to nie pomogło. Za drugim razem w ruch poszły już zęby i musiałam rozdzielić towarzystwo - obie panny zostały lekko dziurawe i krwawiące (nic poważnego, ale ostrzeżenie poważne). Kiedy je wyjęłam, były wystraszone, ale zanim je wyjęłam, nie sprawiały wrażenia, żeby miały zamiar odpuścić.
I teraz nie wiem... spróbujemy połączyć dziewczyny z bandytkami B&B, choć im nie planowałam nikogo dokwaterowywać. Oby się udało, bo nie mogę mieć w sypialni dwóch stad, biegających na zmianę i toczących wojnę na siki na moim łóżku - moje oskrzela nie dadzą rady
Trzymajcie kciuki, bo nie wyobrażam sobie oddać kobitek - są naprawdę kochane
Nie mam pojęcia, co jest grane w związku z Wanilią. Tak sobie teraz myślę - może to nie Bąbel jest wrednym łobuzem, tylko w Wanilii jest coś, co powoduje, że nowe szczury jej nie akceptują...? Wiem, wiem, do dziczego stada niełatwo dołączyć. Tylko, że poprzednie łączenie było w zasadzie formalnością - dziki nawet nie uniosły futra, przyjęły B&B życzliwie i naturalnie. Popsuło się później. Teraz - od razu. Nigdy nie miałam takiej sytuacji przy łączeniu, nie wiem, jak by się w tej sytuacji zachował domowy szczur. Tzn. wiem, jak zachowałaby się np. Liwia - pewnie byłoby gorzej, ona dziabała boleśnie pod ogon nie za takie rzeczy.Ale to tylko moje gdybanie, bo taka sytuacja jest pierwszy raz. To nie były przepychanki, próby dominacji, tylko... no atak po prostu. A może coś zadziało się za szybko, żebym zauważyła, że ktoś chciał tylko przewrócić, a Waniś się wściekła. Niemniej jednak nigdy, przenigdy dotąd nie widziałam, aby Wanilia kogoś zaatakowała, zaczepiła czy choćby pogoniła. Nawet nikogo nie próbowała dominować - oba dziki zachowują się, jakby sprawy hierarchii w stadzie zupełnie im latały. Raz jeden, kiedy się wkurzyła - opisywałam, po miesiącu dręczenia i zaczepek co-chwilę. Poza tym - serduszko na wierzchu, wszystkich lubi, starszyznę pielęgnuje, ba, człowieka w potrzebie też (choć nadal za grosz nie ufa).
A teraz wzięłam dziewczyny, które są spokojne raczej, nie są szalonymi podfruwajkami, przeszły kilka łączeń i nic podobnego nie miało miejsca - a tu takie coś. Może to jednak coś siedzi dziwnego w mojej dzikusce...?
Kiedy dzikuska zobaczyła, co te dwie wyprawiają, zasłoniła sobą Afrę i wygoniła od niej trzecią dziewczynkę, która z przerażeniem obserwowała, co robią jej kumpelki (do Afri nawet nie podeszły, Placka też zignorowały)
Co robić? Wziąć dzikom jakieś dzieciaki, takie po 3 miesiące, które jeszcze nie wykazują zachowań agresywnych, na wychowanie? Bardzo nie chcę, żeby zostali sami, są tacy towarzyscy, szczególnie Waniś. Nie chcę, aby stado składało się z 3 osobnych szczurów . Placek kocha szczury, ale troszkę z niego samotnik, Dzidzia niby też kocha, ale też potrzebuje dużo z człowiekami. Choć teraz, kiedy Afri tak chorowała i teraz jej nie ma widzę, że trzymają się bardziej razem.
A wiecie, co zrobił mój wielki, dziki chłopiec? Nic. Null. Zero. Interesowało go tylko wyjść z tego wariatkowa. Siostrę biją? Pfff, poradzi sobie, szybsza jest
Dla zachowania twarzy podszedł powoli do przerażonej trzeciej dziewczynki, wciśniętej w kątek. Podszedł i równie powoli zrobił stójkę, położył łapy na jej klacie i tak chwilę postał, po czym odszedł (chmurka nad głową: żeby nie było, że nic nie zrobiłem). To jest po prostu kwintesencja Placka. Nie zmęczyć się, mieć święty spokój