Felicja (~13.09.12-27.01.14)
: pn sty 27, 2014 10:51 am
Myślałam, że minie jeszcze co najmniej rok, zanim zajrzę do tego działu z zamiarem założenia własnego wątku. Niestety, bardzo się myliłam.
Fela opuściła ten świat dziś w nocy, ok. 1:57. Nie miała nawet półtora roku, powinna żyć jeszcze raz tyle.
31 grudnia jej zdrowie bardzo się pogorszyło. Nastroszyła się, ciągnęła tylne łapy. Zawieziona do weta dostała steryd, a my usłyszeliśmy, że "najgorzej nie jest" i wróciliśmy do domu. Siedziała nastroszona jeszcze jakiś czas, ale następnego dnia już było o wiele lepiej. Schudła wtedy 47 g w parę dni. Po niecałym miesiącu zaczęła się "nadymać". Kości jej sterczały, tak jak sterczał brzuch. Diagnoza postawiona przez naszego weta - guz z okolic śledziony, który nacieka już na inne narządy bez możliwości operacyjnego usunięcia. Dostała immunologiczny lek dla psów, niestety nie pomógł. Wydawało mi się, że na początku widać było poprawę, że brzuch nie rośnie i, że mała jeszcze da radę. To była chyba jednak tylko zwykła naiwność z mojej strony. Brzuch pod koniec życia, mam wrażenie, że urósł jeszcze trochę. Wczoraj po wzięciu tylko połowy leku Felicja już nie miała siły. Wpełzła mi na kolana i leżała na nich dopóki nie poszłam spać. Obudziła mnie przed 2 w nocy. Wydawała dziwne dźwięki, jakby z każdym oddechem wyrzucała powietrze przez zatkany nos. Wyciągnęłam ją z klatki w ostatniej chwili - zmarła na moich rękach.
Nie pozwoliła sobie zamknąć oczu. Moja dzielna, mała wojowniczka odeszła patrząc śmierci w oczy. Nie wiem, czy się bała, ale jeśli tak to tego nie okazała. Walczyła (walczyłyśmy!) do samego końca, jednak kostucha okazała się silniejsza.
Pamiętam jak dotarły do mnie 13 listopada 2012. Prosiłam o nie 2 lata. To były moje pierwsze, poważne szczury, może dlatego śmierć Felki mnie tak boli. Fela zawsze była ciekawska, żywiołowa i wszędzie było jej pełno. 2 pierwsze noce spędziła poza klatką, bo uciekała przez szparę po wyrwanym pręcie. 2 dnia pobytu podczas łapania jej straciła pazur, ale nie przejęła się tym zbytnio. To ona przekonała Helenę do tego, że nie trzeba się mnie bać i można wleźć mi na głowę. Była tak towarzyska, że Hela czasem miała jej dosyć i uciekała przed nią, albo wywalała ją na plecy.
Fela uwielbiała skakać przez przeszkody i biegać za batem. Była moją małą wersją kopytnego bez kopyt.
Pierwsze święta i próbowanie czy toto to może jadalne czy nie?
Wystarczyło dać jej kawałek suszonego banana lub złapać odpowiednią chwilę i miało się naprawdę ładne zdjęcia nawet z tak niewielkimi umiejętnościami jak moje. Fela była urodzoną modelką.
Wczoraj, swoje ostatnie chwile spędziła w ten sposób:
A brzuch wyglądał tak:
Kiedy już brzuch zaczął ciążyć i miała duże trudności z wskoczeniem do mnie na krzesło zawsze po nieudanym skoku miała taki zdziwiony, może lekko wystraszony wzrok. Jakby chciała powiedzieć "Mamo, co mi jest? Dlaczego nie mogę już skakać?". To mnie bolało najbardziej. Jej spojrzenie.
Nie umiem dać tutaj ani jednego, czarno-białego zdjęcia. Fela była zbyt kolorowa i wnosiła zbyt wiele radości i śmiechu do mojego życia, by teraz jej te kolory odebrać.
Fela opuściła ten świat dziś w nocy, ok. 1:57. Nie miała nawet półtora roku, powinna żyć jeszcze raz tyle.
31 grudnia jej zdrowie bardzo się pogorszyło. Nastroszyła się, ciągnęła tylne łapy. Zawieziona do weta dostała steryd, a my usłyszeliśmy, że "najgorzej nie jest" i wróciliśmy do domu. Siedziała nastroszona jeszcze jakiś czas, ale następnego dnia już było o wiele lepiej. Schudła wtedy 47 g w parę dni. Po niecałym miesiącu zaczęła się "nadymać". Kości jej sterczały, tak jak sterczał brzuch. Diagnoza postawiona przez naszego weta - guz z okolic śledziony, który nacieka już na inne narządy bez możliwości operacyjnego usunięcia. Dostała immunologiczny lek dla psów, niestety nie pomógł. Wydawało mi się, że na początku widać było poprawę, że brzuch nie rośnie i, że mała jeszcze da radę. To była chyba jednak tylko zwykła naiwność z mojej strony. Brzuch pod koniec życia, mam wrażenie, że urósł jeszcze trochę. Wczoraj po wzięciu tylko połowy leku Felicja już nie miała siły. Wpełzła mi na kolana i leżała na nich dopóki nie poszłam spać. Obudziła mnie przed 2 w nocy. Wydawała dziwne dźwięki, jakby z każdym oddechem wyrzucała powietrze przez zatkany nos. Wyciągnęłam ją z klatki w ostatniej chwili - zmarła na moich rękach.
Nie pozwoliła sobie zamknąć oczu. Moja dzielna, mała wojowniczka odeszła patrząc śmierci w oczy. Nie wiem, czy się bała, ale jeśli tak to tego nie okazała. Walczyła (walczyłyśmy!) do samego końca, jednak kostucha okazała się silniejsza.
Pamiętam jak dotarły do mnie 13 listopada 2012. Prosiłam o nie 2 lata. To były moje pierwsze, poważne szczury, może dlatego śmierć Felki mnie tak boli. Fela zawsze była ciekawska, żywiołowa i wszędzie było jej pełno. 2 pierwsze noce spędziła poza klatką, bo uciekała przez szparę po wyrwanym pręcie. 2 dnia pobytu podczas łapania jej straciła pazur, ale nie przejęła się tym zbytnio. To ona przekonała Helenę do tego, że nie trzeba się mnie bać i można wleźć mi na głowę. Była tak towarzyska, że Hela czasem miała jej dosyć i uciekała przed nią, albo wywalała ją na plecy.
Fela uwielbiała skakać przez przeszkody i biegać za batem. Była moją małą wersją kopytnego bez kopyt.
Pierwsze święta i próbowanie czy toto to może jadalne czy nie?
Wystarczyło dać jej kawałek suszonego banana lub złapać odpowiednią chwilę i miało się naprawdę ładne zdjęcia nawet z tak niewielkimi umiejętnościami jak moje. Fela była urodzoną modelką.
Wczoraj, swoje ostatnie chwile spędziła w ten sposób:
A brzuch wyglądał tak:
Kiedy już brzuch zaczął ciążyć i miała duże trudności z wskoczeniem do mnie na krzesło zawsze po nieudanym skoku miała taki zdziwiony, może lekko wystraszony wzrok. Jakby chciała powiedzieć "Mamo, co mi jest? Dlaczego nie mogę już skakać?". To mnie bolało najbardziej. Jej spojrzenie.
Nie umiem dać tutaj ani jednego, czarno-białego zdjęcia. Fela była zbyt kolorowa i wnosiła zbyt wiele radości i śmiechu do mojego życia, by teraz jej te kolory odebrać.