smeg pisze:noovaa pisze:Pewnie przydałoby się zrobić badania w tym kierunku by potwierdzić bądź odrzucić tą tezę, jednak póki ich nie ma, wydaje mi się to całkiem możliwe
Fakt, że "Tobie się wydaje" nie jest wg mnie wystarczającym powodem, żeby głosić takie teorie na forum. Zwłaszcza, że jako doświadczona użytkowniczka jesteś wiarygodną osobą i nowe osoby mogą łatwo w to uwierzyć - a nie ma żadnego potwierdzenia tych informacji.
Ja otrzymałam taką informację od mojego weterynarza, były prowadzone badania, czy statystyki. Nie prosiłam o pokazanie wyników na papierze, wierzę w to, co dr przeczytała i mi przekazała. Wnioski były takie, że o ile kastracja samicy zmniejsza możliwość wystąpienia nowotworu przysadki - co jest logiczne i wiadomo to nie od dziś, to kastracja samca zwiększa ryzyko.
Z moich kastratów którzy dożyli wieku powyżej 1,5 roku - 2 miało objawy przysadkowe, reagowali na kabergolinę, ale znacznie gorzej niż moje samiczki, 1 miał objawy wskazujące na przysadkę, ale nie zdążył zareagować na kabergo, zabiło go coś innego, niezwiązanego z nowotworem przysadki. Tylko jeden samiec nie miał objawów wskazujących na nowotwór przysadki. Czyli u mnie wynik - 3/4.
Dodatkowo - jeśli chodzi o kastrację dla samego widzimisię jestem przeciwna. Miałam tylko jednego kastrata bez problemów pokastracyjnych. I nie jest to wina jednego weterynarza, który nieumiejętnie kastruje szczury (kastrowali różni), ani moja (np. trzymanie po zabiegu w brudzie i syfie, bo u mnie zwykle się nikt nie goił). Samce zwykle trafiały do mnie po kastracji. I tak:
Tinto - kastrowany przez poprzednią opiekunkę we Wrocławiu, przyjechał do mnie z ogromnym ropniem po kastracji, obeszło się bez komplikacji.
Kander - kastrowany w Warszawie, przez dr Rzepkę, ropnie na powrózkach nasiennych - potrzebny był drugi zabieg, też nie było komplikacji.
Hugo - to nasz wyjątek z Łodzi, brak problemów.
Fiołek - kastrowany w Zielonej Górze, przyjechał z ropniem bardzo blisko cewki, zdecydowaliśmy się na zabieg, zmarł kilka godzin po zabiegu, miał zator.
Mojmir - jedyny szczur kastrowany na miejscu, w Poznaniu, z powodu nowotworu jądra. W związku z chorym sercem, potrzebna była narkoza wziewna, wybrałam gabinet pod RTV (i odradzam, mimo dobrych opinii kolejny raz się na nich przejechałam), a nie mojego zaufanego weterynarza, posiadającego tylko iniekcję. Reakcja na szwy - ropnie. Drugi zabieg na miejscu - czyszczenie, niestety nieumiejętne, ropnie się rozrastały, nie wyjęli wszystkich szwów. Pojechał do Warszawy na trzeci zabieg, wreszcie porządnie wyczyszczony, dobrane odpowiednie antybiotyki - koniec zmagań.
Nigdy nie miałam takich problemów po zabiegach, jak po kastracji samców. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że jakby Mojmir miał usuwany inny nowotwór, na szwy zareagowałby tak samo
Przedstawiam ogólny obraz wszystkich kastratów które przeszły przez moje ręce.
Jeśli szczur nie ma problemów zdrowotnych, bądź hormonalnych, uważam, że nie ma co ryzykować zabiegu, nawet u najlepszego weterynarza, z "najlepszą" narkozą - wziewną. Przykład niezwiązany z kastracją, ale przedstawia narkozę wziewną jako tą nie zawsze bezpieczną - Tulio, brat Kandra który również miał do mnie trafić, miał czyszczonego ropnia po ugryzieniu pod narkozą wziewną-bezpieczną, młody szczur, 4-5 miesięcy, co mogło się stać? Tulio uczulony był na składnik narkozy wziewnej i mimo szybkiej reakcji doświadczonego weterynarza nie udało się go uratować.
Nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć co się wydarzy i jakie będą tego skutki.
Wszystko co napisałam wcześniej odnoszę do kastracji samców. Jestem za kastracją młodych samic, daje ona dużo korzyści, wyklucza choroby układu rozrodczego, zmniejsza możliwość występowania nowotworów hormonozależnych. W przypadku kastracji samców, moim zdaniem, ryzyko przewyższa ewentualne korzyści.