Misiaki
: ndz sty 11, 2015 12:46 am
Pewnego dnia, a było to lato, mój stary kocurek postanowił zapolować A ja, jak to ja, postanowiłam uratować biedną ofiarę złego głodomora... I zdążyłam! Kociaka wzięłam do domu, a myszkę puściłam wolno I to był ten dzień, w którym zaczęło tlić się we mnie pragnienie posiadania takiego cudeńka. Początkowo stwierdziłam, że mama się nie zgodzi w życiu, więc po cichu sobie marzyłam... Ale z czasem z nudów zaczęłam szukać informacji o myszkach, dużo czytałam. Z czasem spotkałam się z opinią, że szczury są inteligentniejsze i mniej śmierdzą I tak też zaczęła się moja teoretyczna przygoda z tymi stworzonkami. Zaintrygowały mnie i oczarowały swoim pięknem. A to zdjęcie w nagłówku forum, te uszka... Tak więc w styczniu podjęłam nieśmiałą próbę namawiania mamy ma takiego jednego koleżkę, co zakończyło się fiaskiem, lecz ja bardzo upierdliwą i upartą osobą jestem i nie dałam za wygraną. Gdy mama zgodziła się na szczurka, dowiedziała się, że będą dwa (chomiki kuzynów posłużyły za argument) Z trudem, ale jakoś to przebolała. Zaczęło się szukanie szczurków, klatki, małe zakupy czyli jedzonko, miseczki...
Aż w końcu 18.02.2013 zawitały u mnie dwie czarno-białe kluchy. No przecudowne! Zakochałam się od pierwszego wejrzenia
Willie - ten odważniejszy. Wiecznie wesoły i skory do zabawy. Przy obiadkach zawsze chomikował jedzonko gdzieś w drugi kąt pokoju/klatki i gdy uznał, że ta ilość mu odpowiada szedł się pożywić
Charlie - bardziej cichy chłopak, bał się długo wyjść z klatki. Ale potem, gdy już skosztował smaku wolności, jaki był wyraz jego buntu po zamknięciu w klatce! Jak nie wywracał domku to biegał po prętach klatki, skakał jak szalony... No nie ten sam szczur! Zawsze taki bardziej do miziania, a tu masz...
Niunie trzymały się świetnie, na zimę tylko bardziej zdarzało im się kichać, a wtedy działaliśmy echinaceą i vibovitem. Willie przez ubiegłe dwa lata(bo wczoraj miał urodzinki kochany ) nie chorował na nic, oprócz lekkiego przeziębienia. Charlie był trochę bardziej podatny na choroby. Raz miał ropniaka, którego sprawnie wyleczyliśmy, niewyciętego mięśniaka, ponieważ nie rósł i w wieku roku i 8 miesięcy pojawiła się cukrzyca. Charlie walczył dzielnie, jestem z niego dumna. Niestety odszedł od nas dokładnie 10 dni temu (tęsknimy!). Kochana ol. bardzo nam pomogła i jestem jej niezmiernie wdzięczna za znoszenie mnie przez te kilka miesięcy i cierpliwe doradzanie
Chudzinka - wtedy 260g, a brat 450 (wcześniej obaj ważyli w okolicach 450g)
Najprawdopodobniej cukrzycy towarzyszyła inna choroba, której badanie biochemiczne(nie wykonane wszystkie parametry, za mała próbka krwi) nie wykazało, lub też dodatkowa choroba przyszła później. Niestety mój aniołek nie doczekał swoich drugich urodzin i nie udało nam się odwiedzić Pulsvetu do którego jechać mieliśmy w lutym... Krótko przed śmiercią jego stan zaczął się poprawiać... i nagle bach! Willie zaczął więcej spać, nie biega i nie skacze tak często jak jeszcze 2 tygodnie temu...
Taki smutny, że aż do mnie przyszedł na pocieszenie, czego wcześniej raczej nie robił. Zawsze rozrywkowy chłopak był - nie do miziania.
Jesteśmy w trakcie załatwiania mu 2 nowych kumpli, mam nadzieję, że się pokochają Oczywiście dopiero po (jak przypuszczam) burzliwych kłótniach i walkach...
Tak więc wątek odwiedzi za jakiś czas dwóch nowych miśków
Willie od kilku dni coś popsikuje i bardziej porofirynka z noska leci, więc pije sobie wodę z miodkiem, dostaje 1/2 rutinoscorbinu 2 razy dziennie, tak znalazłam tu na forum. W poniedziałek zakupimy echinaceę oraz vibovit, bo na razie bieda w domu, leków brak W środę też się wybierzemy na wizytę do weta, bo wymacałam dziś na jego klacie (ale na tej części pod szyją, na piersi) jakąś malutką wielkości ziarenka kaszy jaglanej kuleczkę, która jest ona ruchoma. Guzki zwykle są przyczepione do mięśnia czy czegoś tam, więc mam nadzieję, że to nie to. Kuleczka jest pod warstwą skóry, tak czuję, przynajmniej tak mi się wydaje. U weterynarza chciałabym aby zostało zrobione rtg/usg mimo wszystko, tak zapobiegawczo.
Trzymać kciuki, żeby to ziarenko nie było niczym groźnym!
Jeżeli dotrwaliście do końca to podziwiam, bo nie mam talentu pisarskiego i wydaje mi się, że piszę nudno(jakbym siebie miała czytać to bym nie czytała ). Ale na koniec, na osłodę, jeszcze trochę zdjęć moich dwóch miłości, najlepszych klusków jakie mogłam przygarnąć pod swoje skrzydła
Tak świątecznie
Charlie
Buziak
William
Aż w końcu 18.02.2013 zawitały u mnie dwie czarno-białe kluchy. No przecudowne! Zakochałam się od pierwszego wejrzenia
Willie - ten odważniejszy. Wiecznie wesoły i skory do zabawy. Przy obiadkach zawsze chomikował jedzonko gdzieś w drugi kąt pokoju/klatki i gdy uznał, że ta ilość mu odpowiada szedł się pożywić
Charlie - bardziej cichy chłopak, bał się długo wyjść z klatki. Ale potem, gdy już skosztował smaku wolności, jaki był wyraz jego buntu po zamknięciu w klatce! Jak nie wywracał domku to biegał po prętach klatki, skakał jak szalony... No nie ten sam szczur! Zawsze taki bardziej do miziania, a tu masz...
Niunie trzymały się świetnie, na zimę tylko bardziej zdarzało im się kichać, a wtedy działaliśmy echinaceą i vibovitem. Willie przez ubiegłe dwa lata(bo wczoraj miał urodzinki kochany ) nie chorował na nic, oprócz lekkiego przeziębienia. Charlie był trochę bardziej podatny na choroby. Raz miał ropniaka, którego sprawnie wyleczyliśmy, niewyciętego mięśniaka, ponieważ nie rósł i w wieku roku i 8 miesięcy pojawiła się cukrzyca. Charlie walczył dzielnie, jestem z niego dumna. Niestety odszedł od nas dokładnie 10 dni temu (tęsknimy!). Kochana ol. bardzo nam pomogła i jestem jej niezmiernie wdzięczna za znoszenie mnie przez te kilka miesięcy i cierpliwe doradzanie
Chudzinka - wtedy 260g, a brat 450 (wcześniej obaj ważyli w okolicach 450g)
Najprawdopodobniej cukrzycy towarzyszyła inna choroba, której badanie biochemiczne(nie wykonane wszystkie parametry, za mała próbka krwi) nie wykazało, lub też dodatkowa choroba przyszła później. Niestety mój aniołek nie doczekał swoich drugich urodzin i nie udało nam się odwiedzić Pulsvetu do którego jechać mieliśmy w lutym... Krótko przed śmiercią jego stan zaczął się poprawiać... i nagle bach! Willie zaczął więcej spać, nie biega i nie skacze tak często jak jeszcze 2 tygodnie temu...
Taki smutny, że aż do mnie przyszedł na pocieszenie, czego wcześniej raczej nie robił. Zawsze rozrywkowy chłopak był - nie do miziania.
Jesteśmy w trakcie załatwiania mu 2 nowych kumpli, mam nadzieję, że się pokochają Oczywiście dopiero po (jak przypuszczam) burzliwych kłótniach i walkach...
Tak więc wątek odwiedzi za jakiś czas dwóch nowych miśków
Willie od kilku dni coś popsikuje i bardziej porofirynka z noska leci, więc pije sobie wodę z miodkiem, dostaje 1/2 rutinoscorbinu 2 razy dziennie, tak znalazłam tu na forum. W poniedziałek zakupimy echinaceę oraz vibovit, bo na razie bieda w domu, leków brak W środę też się wybierzemy na wizytę do weta, bo wymacałam dziś na jego klacie (ale na tej części pod szyją, na piersi) jakąś malutką wielkości ziarenka kaszy jaglanej kuleczkę, która jest ona ruchoma. Guzki zwykle są przyczepione do mięśnia czy czegoś tam, więc mam nadzieję, że to nie to. Kuleczka jest pod warstwą skóry, tak czuję, przynajmniej tak mi się wydaje. U weterynarza chciałabym aby zostało zrobione rtg/usg mimo wszystko, tak zapobiegawczo.
Trzymać kciuki, żeby to ziarenko nie było niczym groźnym!
Jeżeli dotrwaliście do końca to podziwiam, bo nie mam talentu pisarskiego i wydaje mi się, że piszę nudno(jakbym siebie miała czytać to bym nie czytała ). Ale na koniec, na osłodę, jeszcze trochę zdjęć moich dwóch miłości, najlepszych klusków jakie mogłam przygarnąć pod swoje skrzydła
Tak świątecznie
Charlie
Buziak
William