Co robić?
: wt mar 01, 2016 1:19 pm
Jak już pisałam w innym wątku, znajduje się u mnie Lucek, młody szczur rasy fuzz. Historia jest trochę zawiła, a więc postaram się objaśnić to wszystko w punktach.
1. Jakiś czas temu mieszkały u mnie dwa samce, zakupione w sklepie zoologicznym, czarno białe, poczciwe zwierzaki z tej samej sklepowej klatki. Nie były razem od samego początku, drugi - Igor, został dokupiony ok. 2-3 tygodnie później po Borysie. Wzięłam Igora do siebie, ponieważ pewna kobieta oddała go z wydłubanym oczkiem, prawdopodobnie podczas walki, a mi serce się krajało. Nie pamiętam, w jakim wieku były ogony w chwili zakupu, ale szacuję, że ok. 15-20 tygodni, jak nie więcej. Podczas łączenia Borysa i Igora nie było zbytniego problemu ( poza faktem, że spostrzegłam przejawy, i to dosyć często, szczurzego homoseksualizmu ). Lecz Igor po pewnym czasie okazał się być bardzo agresywny w stosunku do Borysa. Biły się, piszczały, gryzły, lecz kiedy jeden z nich był wyjmowany do innej klatki, drugi wydawał się być osowiały. Igor zdecydowanie był dominującym szczurem w ich stadku i nigdy nie omieszkał się tego sprezentować. Do końca pozostał praktycznie zdziczałym szczurem, na kolana pozwalał brać się tylko wtedy, kiedy Borys był z nim.
Borys zachorował, chudł, nie jadł, z noska nagminnie ciekła mu porfiryna, tuż przy pyszczku utworzyła mu się ogromna gula, która z czasem pękła, pozostawiając małemu okropną ranę. Warunki, w jakich się znajdował ( atakujący go drugi osobnik ) z pewnością nie sprzyjały jego wyzdrowieniu. Sądzę, że Igor po części przyczynił się do jego śmierci. Nie pomyślałam wtedy o kastracji.
2. Zatem, jak tamta sprawa ma się do Lucka? Po pierwsze, młody jest nadal chory, kicha, prycha, dzisiaj jedziemy na kontrolę do weterynarza, więc nawet gdybym zdecydowała się ostatecznie dokupić/zaadoptować mu towarzysza, to dopiero jak wyzdrowieje. Przeglądałam mnóstwo wątków na forum i jestem zdecydowanie zdania, że szczur nie powinien być w klatce sam. Jednakże, bardzo obawiam się powtórki z rozrywki, kolejnych szczurzych tortur i męczarni. Lucek okazał się być pieszczochem, choć nie do końca oswojony i z lekka jednak strachliwy, włazi mi na rękę, uwielbia spać na mnie, szczególnie jak mam jakąś cieplutką bluzę. O samiczce dla niego nie ma mowy, bo nie mam warunków do trzymania całej szczurzej rodziny ani na tyle znajomości, żeby w razie W pooddawać je komuś odpowiedzialnemu, a samiec z kolei wiąże się z zaciętą walką o terytorium/uwagę/jedzenie itp. Mam wrażenie, że jakby w życiu Lucka pojawił się drugi szczur, znów zaczęła by się ta cała dominacja i niekorzystne wpływanie na zdrowie drugiego szczurka, już chociażby przez sam wzgląd, że Mały może być zazdrosny. A nie mam możliwości, aby co miesiąc jeździć i wydawać pieniądze na leczenie, co przy Borysie i Igorze miało miejsce non stop, nawet po kilka razy w tygodniu.
1. Jakiś czas temu mieszkały u mnie dwa samce, zakupione w sklepie zoologicznym, czarno białe, poczciwe zwierzaki z tej samej sklepowej klatki. Nie były razem od samego początku, drugi - Igor, został dokupiony ok. 2-3 tygodnie później po Borysie. Wzięłam Igora do siebie, ponieważ pewna kobieta oddała go z wydłubanym oczkiem, prawdopodobnie podczas walki, a mi serce się krajało. Nie pamiętam, w jakim wieku były ogony w chwili zakupu, ale szacuję, że ok. 15-20 tygodni, jak nie więcej. Podczas łączenia Borysa i Igora nie było zbytniego problemu ( poza faktem, że spostrzegłam przejawy, i to dosyć często, szczurzego homoseksualizmu ). Lecz Igor po pewnym czasie okazał się być bardzo agresywny w stosunku do Borysa. Biły się, piszczały, gryzły, lecz kiedy jeden z nich był wyjmowany do innej klatki, drugi wydawał się być osowiały. Igor zdecydowanie był dominującym szczurem w ich stadku i nigdy nie omieszkał się tego sprezentować. Do końca pozostał praktycznie zdziczałym szczurem, na kolana pozwalał brać się tylko wtedy, kiedy Borys był z nim.
Borys zachorował, chudł, nie jadł, z noska nagminnie ciekła mu porfiryna, tuż przy pyszczku utworzyła mu się ogromna gula, która z czasem pękła, pozostawiając małemu okropną ranę. Warunki, w jakich się znajdował ( atakujący go drugi osobnik ) z pewnością nie sprzyjały jego wyzdrowieniu. Sądzę, że Igor po części przyczynił się do jego śmierci. Nie pomyślałam wtedy o kastracji.
2. Zatem, jak tamta sprawa ma się do Lucka? Po pierwsze, młody jest nadal chory, kicha, prycha, dzisiaj jedziemy na kontrolę do weterynarza, więc nawet gdybym zdecydowała się ostatecznie dokupić/zaadoptować mu towarzysza, to dopiero jak wyzdrowieje. Przeglądałam mnóstwo wątków na forum i jestem zdecydowanie zdania, że szczur nie powinien być w klatce sam. Jednakże, bardzo obawiam się powtórki z rozrywki, kolejnych szczurzych tortur i męczarni. Lucek okazał się być pieszczochem, choć nie do końca oswojony i z lekka jednak strachliwy, włazi mi na rękę, uwielbia spać na mnie, szczególnie jak mam jakąś cieplutką bluzę. O samiczce dla niego nie ma mowy, bo nie mam warunków do trzymania całej szczurzej rodziny ani na tyle znajomości, żeby w razie W pooddawać je komuś odpowiedzialnemu, a samiec z kolei wiąże się z zaciętą walką o terytorium/uwagę/jedzenie itp. Mam wrażenie, że jakby w życiu Lucka pojawił się drugi szczur, znów zaczęła by się ta cała dominacja i niekorzystne wpływanie na zdrowie drugiego szczurka, już chociażby przez sam wzgląd, że Mały może być zazdrosny. A nie mam możliwości, aby co miesiąc jeździć i wydawać pieniądze na leczenie, co przy Borysie i Igorze miało miejsce non stop, nawet po kilka razy w tygodniu.