słuchajcie, jest coraz gorzej. Piorą się nawet jak biegają wolno, czasem jeden zaczyna, czasem drugi. Na Białym lepiej widać zadrapania, ale i tak mam wrażenie, że bardziej obrywa. Biegaja po pokoju właściwie cały czas, kiedy mogą, Czarny ma cały pokój, jako swój teren, Biały pare punktów, ale zazwyczaj "chowa się" u mnie. Dziś, mimo, że starałam się jakoś ich rozdzielić, pobili się na moim brzuchu (dzięki temu mam paskudne zadrapania). Dałam im jeszcze pobiegać, ale po zamknięciu do klatki posprzeczali się jeszcze ze 3x (bardziej rozochoceni jakby).
Zauważyłam też, że zmieniaq się też ich zachowanie w stos. do nas - Czarny już wogóle nie przychodzi na cmokanie, nawet zachęta w postaci przysmaku nie skutkuje. Tzn przychodzi sam, jak zaczepia, podgryza i "znaczy", ale nie daje się kompletnie dotknąć, a o złapaniu mowy nie ma. Już pare razy ugryzł mnie przy próbie schwytania, więc dziś, gdy musiałam to szybko zrobić, potrzebowałam kawałka ręcznika (zwłaszcza po tych wcześniejszych bójkach). Biały też powoli zaczyna próbować dominować nad moją dłonią (potrafi się podkładać do głaskania, żeby za chwile ukąsić).
Za każdym razem, gdy któremuś przytrafi się takie gryzienie, staram się go złapać i potrzymać brzuszkiem do góry, ale np Czarnego to jeszcze bardziej rozjusza i ciągle rpzeraźliwie piszczy, jakby działa mu się jakaś krzywda). Chcieliśmy go też "oswoić" ponownie, ale złazi po nogawce, albo od razu skacze i ucieka. Paradoskalnie, musieliśmy wyjechać na dwa dni, a rodzice nie wypuścili ich z klatki (bo się bali, że ich nie złapią), był spokój i cisza (rodzice w ogóle nie słyszeli żadnych gwaltownych ruchów), nawet nie chciało im się wychodzić za bardzo, gdy my już je wypuszczaliśmy.
Kurcze, boje się ich kastrować, tzn operacji, bo mam uraz do weterynarzy (tak jak i do wszelkiego rodzaju szpitali), ale to chyba jedyne wyjście
Chyba, że ktoś ma jeszcze jakiś pomysł na ogarnięcie tego wszystkiego