Zapraszam w takim razie do nas. Nie jest idealnie, ale trudno o to, żeby było lepiej. też mamy swoje mroczne tajemnice. Zdarzyło się, że przyjechały do nas cztery myszki, które zdechły w samochodzie kuriera z przegrzania... Przyznam, że od pierwszego dnia pracy koledzy powtarzają mi, że mam się nie przywiązywać do zwierząt, bo przez nas sklep przechodzi ich tak dużo, że nic dziwnego, ze zdarzają się czasem chore.
Właśnie, to jest kolejna kwestia. Przesadą lekką jest takie przejmowanie się warunkami w sklepach. Przynajmniej u nas wygląda to tak, że chomiki, szczury, świnki morskie, miniaturki są maksymalnie tydzień, no, bywa, że dwa. W takim krótkim przedziale czasowym, nawet gdybyśmy karmili zwierzaki Vitapolem to nic by im się nie stało. Trafią zaraz do domów, gdzie po przeszkoleniu właścicieli będą, mam nadzieję, dobrze karmione. Uczulamy zwłaszcza na to, żeby bardzo powoli wprowadzać do diety świeże jedzenie, bo ani w hodowli, ani u nas nie dostają go wcale.
Inaczej jest z koszatniczkami, myszoskoczkami czy chomikami, które mają jakieś wady. Te traktujemy z trochę większą uwagą, bo albo ich nikt nie kupi albo długo u nas posiedzą. Zwierzaki, które są już u nas jakiś czas przeważnie są oddawane do adopcji, bo nawet w przeciętnym domu będzie im lepiej niż u nas, po mimo starań. W wolierze jest głośno, a naprawdę trudno o więcej czasu dla zwierzaków, nawet jeśli jest nas trójka na zmianie.
Wiem, że w niektórych sieciówkach jest tak, że pracownicy mogą zajmować się zwierzętami tylko przez pierwsze pół godziny a potem nie mogą już robić nic. Dziwie mnie to, o tyle, że przy najszczerszych chęciach nie byłabym w stanie, posprzątać, wymienić wodę i nakarmić wszystkie zwierzaki choćby w godzinę, czy dwie. Nie mówiąc o oswajaniu.
Jeśli ktoś kiedyś dojdzie do tego gdzie pracuję, to zapraszam do wymiany doświadczeń w cztery oczy
![Smiley :)](./images/smilies/smiley.gif)