Elly, jakoś daje, chociaż bywa ciężko. Ale jestem uparta, więc daje i będe dawać rade. Mam nadzieje, że jeszcze długo.
Często słysze, że moje zwierzęta często chorują, że ciągle latam do weta. Ale pojedynczo nie chorują często, jest ich po prostu dużo (2+6+19), więc i częstotliwość chorób większa. A i tak nie za każdym razem ide do weta, bo w wielu przypadkach wiem co sie dzieje i jak pomóc oszczędzając im stresu w przychodni. A później sfochowane mordki patrzą na mnie z wyrzutem
Ostatnio sie na mnie sucza obraziła, bo jej Smecte dawałam przez kilka dni, ze strzykawki prosto do pyska. Teraz druga mnie unika, bo jej ciągle cycki smaruje jodyną, robie okłady i daje niedobre lekarstwo do pyska (ma ciąże urojoną a 2 lata temu została wykastrowana). Teraz nagromadziło mi sie ze szczurami... Za szybko w tak krótkim czasie.
Gdybym tylko mogła nie jechać na ten cholerny obóz. Z chęcią zostałabym w domu, nie zostawiała całego tego zoo na głowie mamy i sama wszystkiego pilnowała. I tak tam nie odsapne od tego wszystkiego, będzie tylko gorzej. Codzienne wydzwanianie do domu, czy aby na pewno szczury wode mają, czy Vega dostała lekarstwo, czy pamięta o wizycie u weta, czy wymieniła ściółke u Czarnej i Łatki po kolejnej dawce Ivomecu, czy Fuksa wykąpała, jak guzy u dziewczyn, jak z Himem, czy Mysia nie schudła, czy strupów nie mają, czy je wypuściła, jak oczko Ahayki, czy bawiła sie z dzieciakami. Przecież ja tam zwariuje
Mimo iż wiem, że mama będzie tego wszystkiego pilnować choć czasu jej brakuje.