Moje stadko - Krysia ['], L,Tasha [']

Dział poświęcony wszystkim zwierzakom, które macie lub chcielibyście mieć. Można tutaj się chwalić i słodzić do woli!

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
ESTI
Posty: 8271
Rejestracja: śr sty 21, 2004 11:27 pm
Lokalizacja: DUBLIN

RE: Moje stadko - Demi, Nadia :( - trzymajcie kciuki

Post autor: ESTI »

Ja trzymam kciuki caly czas.
Bardzo, bardzo, bardzo mocno. Obrazek
Obrazek
IVA
Posty: 1513
Rejestracja: śr lut 04, 2004 11:30 am
Lokalizacja: Gliwice

RE: Moje stadko - Demi, Nadia :( - trzymajcie kciuki

Post autor: IVA »

Deminka nadal na antybiotyku, poza tym rano dostaje Vedmedin a wieczorem Fortecor (zaznaczam, że z tego co powiedział mi wet fortecor jest częścią składową vetmedinu). W płucach juz niby czysto ale ona furkocze jak stary fagot (furkot ma byc z górnych dróg oddechowych), nie wiem jak to opanowac, martwi mnie to. Poza tym kilka dni temu pod jej przednią łapką znalazłam guzek, nie jest duży ale jednak jest :(. W jej sytuacji to bardzo duzy problem, bo przy chorym serduszku operacja nie wchodzi w grę.
Nadia była juz w bardzo kiepskim stanie, przestała jeść i pić, sterydy juz nie stymulowały, na dodatek doszły silne duszności. W środę poszliśmy aby ja uśpić, jednak ona u weta zaczęła biegać, wyrywać się, widać że chciała zyć. Wet ja osłuchał, okazało się, że do ropnia w pochwie, chorego serducha doszło zapalenie płuc (zaznaczam, że 3 dni wcześniej była badana i płuca były czyste). Dostała szansę na 1 dzień. Wet podał jej Tylosin, Furosemid, Catosal, Glukozę. Mała odzyskała trochę wigoru, zaczęła dużo pić, minimalnie jeść. Mam z nia problem, bo je naprawdę za mało a nie chce pic ani niutri drinka ani tej diety wzmacniającej dla zwierząt jaka specjalnie dla niej kupiłam. Od czasu do czasu skubnie trochę serka, chlebek z masełkiem jakieś płatki, chetnie zjada ogórka, pomidorka, jabłko. Innych rzeczy nie rusza. Nadal wybiera się na spacerki, chociaz trwaja krótko. Gdy ktoś wchodzi do jej ukochanego pudła to walecznie go broni i przepędza intruza. Nie wiem jak to długo potrwa, wiem jednak jedno - ona jeszcze nie chce odchodzić.

Pozostałe ogoniaste zdrowe.
W poniedziałek dojechali do nas chłopcy ze Szczecina Gucio i Misiak. Obaj kochani, przy czym Misiak to przylepka a Gucio to mały zaczepliwy łobuziak. Niuniek jak na razie nie bardzo ich akceptuje, sa ciągłe kłótnie ale bez krwawych walk. Niuniek zajął koszyk z którego prawie nie wychodzi, to jego terytorium i dzielnie go broni. Misiak całkowicie nie interesuje się Niuńskiem, natomiast Gucio ciągle wkrada się do koszyka, stroszy futro czym drażni Niuńka i dochodzi do kłotni. Czasami, gdy Misiak ma juz tych kłótni dosyc to wchodzi do akcji i przepędza Gucia od Niuńka, po czym spokojnie wraca na swój hamaczek. Poza klatka chłopcy się omijają, więc nie ma żadnych awantur. Omijają czyli braciaki biegaja wszystko zwiedzając, a Niuniek jak dawniej bywało siedzi na nas.
Moje dziewczyny w większości wykazały zainteresowanie nowymi chłopakami. Najpierw na ich widok zaczęła trzepotac uszami Kreseczka. Dzień po niej Lataszka. Lilu i Liloo interesują sie nimi tylko wtedy, gdy można im wlać. Poza tym uszate uznały, że klatka chłopaków to niezłe kino. Wieczorami gdy jest u nich awantura, uszatki we trójeczke siadają na domku i z ciekawiścią przygladają się czym skończy się draka.
Ostatnio zmieniony pt kwie 27, 2007 1:48 pm przez IVA, łącznie zmieniany 1 raz.
z prawie 100 kochanych ogonków pozostał tylko 1 :(
http://stylowabizuteria.com.pl/
odmienna
Posty: 3065
Rejestracja: pt gru 15, 2006 4:45 pm
Lokalizacja: kraków

RE: Moje stadko - Demi, Nadia :( - trzymajcie kciuki

Post autor: odmienna »

rany! jak Ta Nadia dzielnie walczy! to aż zapiera dech!(a że beczeć się chce- to inna sprawa) wywalczyła już sobie tydzień- to wielkie zwycięstwo. Niechże ją w tej walce wspierają wszystkie anioły.
Obrazek
Awatar użytkownika
Paweł69
Posty: 672
Rejestracja: wt gru 19, 2006 3:28 pm
Lokalizacja: Szczecin

RE: Moje stadko - Demi, Nadia :( - trzymajcie kciuki

Post autor: Paweł69 »

Trzymamy kciuki bardzo mocno
Dziewczynki nie poddawajcie się, walczcie!
JESTEM KOBIETĄ :)

ZAWSZE z NAMI GUCIO,CEZAR, ŻWIRCIA,MUCHOMORCIA,NIKITA,SHILA,KRUSZYN,JUNIOR, DUDUŚ, POLDEK, JACEK, PLACEK, NEON, IGNIS [ * ]
ESTI
Posty: 8271
Rejestracja: śr sty 21, 2004 11:27 pm
Lokalizacja: DUBLIN

RE: Moje stadko - Demi, Nadia :( - trzymajcie kciuki

Post autor: ESTI »

Kciuki caly czas trzymane. [T]

Co do nowych towarzyszy to moze jakies foteczki w wolnym czasie oczywiscie.
Obrazek
IVA
Posty: 1513
Rejestracja: śr lut 04, 2004 11:30 am
Lokalizacja: Gliwice

RE: Moje stadko - Demi, Nadia :( - trzymajcie kciuki

Post autor: IVA »

Dziękuję, widać te wsparcie bardzo sie im przydaje, bo Nadia zaczęła samodzielnie jeść, niewiele ale jednak sama.
Demisia nadal chruma, lecz futerko już przestało byc nastroszone, a dziewczynka znowu troszkę nabrała ciałka. Zaczęłam smarować nosek maścia majerankową, jeśli to chrumanie jest z górnych dróg oddechowych, to powinno przynieść jej ulgę.

Esti foteczki będą, wyslę Ci Liluś, zresztą chyba jakieś nowsze mam, tylko nie wysłałam. Niestety nasz grubasek wrócił do swojej poprzeniej wagi. Na nic zdały sie moje próby odchodzenia jej. Ona jak czegos nie umie wyżebrac u mnie ( co wcale nie jest aż takie trudne), to biegusiem do R, daje mu parę buziaczków i już ma go w kieszeni ;)

Fotki nowych chłopaczków tez zrobię, na forum niestety nie zamieszczę, bo po prostu nie potrafie, o czym starzy forumowiecze wiedzą :-? . Chłopaki sa przekochane i bardzo, bardzo ciekawskie. Tylko Niuniek jakos nie potrafi się do nich przekonać, widac te kilka miesięcy bez towarzystwa spowodowały, że zapomniał co to jest stadko, konieczna socjalizacja ale jestem dobrej myśli.
z prawie 100 kochanych ogonków pozostał tylko 1 :(
http://stylowabizuteria.com.pl/
ESTI
Posty: 8271
Rejestracja: śr sty 21, 2004 11:27 pm
Lokalizacja: DUBLIN

RE: Moje stadko - Demi, Nadia :( - trzymajcie kciuki

Post autor: ESTI »

IVUs ja wiem, ze Lilus to maly lakomczuch i nic na to sie nie poradzi, tzw. efekt jojo. Ale wazne, zeby sie nie przelewalo po bokach. ;)
Czekam niecierpliwie na fotki, ale nie spieszy sie - w wolnej chwili.

Ciesze sie, ze dziewczynki walcza i sie nie poddaja. Mam nadzieje, ze im sie uda.
Obrazek
Awatar użytkownika
yss
Posty: 6442
Rejestracja: pt sty 05, 2007 8:12 pm
Lokalizacja: szczecin

RE: Moje stadko - Demi, Nadia :( - trzymajcie kciuki

Post autor: yss »

trzymam kciuki....

i z wielką ciekawością czytam o szczecińskich chłopakach w ich nowym domu. w końcu dane mi było poznać łobuzów :D pozdrowienia dla gucia i misiaka od ich - bądź co bądź - sióstr :)
ten się nie myli, kto nic nie robi
Awatar użytkownika
Paweł69
Posty: 672
Rejestracja: wt gru 19, 2006 3:28 pm
Lokalizacja: Szczecin

RE: Moje stadko - Demi, Nadia :( - trzymajcie kciuki

Post autor: Paweł69 »

IVUs jakie wieści z frontu
JESTEM KOBIETĄ :)

ZAWSZE z NAMI GUCIO,CEZAR, ŻWIRCIA,MUCHOMORCIA,NIKITA,SHILA,KRUSZYN,JUNIOR, DUDUŚ, POLDEK, JACEK, PLACEK, NEON, IGNIS [ * ]
IVA
Posty: 1513
Rejestracja: śr lut 04, 2004 11:30 am
Lokalizacja: Gliwice

RE: Moje stadko - Demi, Nadia :( - trzymajcie kciuki

Post autor: IVA »

Ostatnio znowu bywam tu rzadko i chyba tylko po to by prowadzić ten smutny pamiętnych chorób i odejść moich maluchów, a ten rok ponownie jest szczególnie smutny.
Starzy forumowicze być może pamiętają historię Nadusi, Boryska i Demi. Borysek odszedł już w grudniu ;( .
Nadusia - mimo wieku, przeżyć a ostatnio i chorób trzymała się dzielnie. Moja mała, krucha wojowniczka. Jedna z tych niezapomnianych. Kiedy trafiła do mnie w lutym ubiegłego roku była oazą spokoju, łagodności mimo, że po niej samej widać było, ze niewiele dobrego doznała od ludzi, bo tak naprawdę to chyba pierwszym człowiekiem, który o nią zadbał była Goha, niedługo później trafiła właśnie do mnie. Nikt po tej spokojnej, małej, chudej kruszynce nie spodziewał, ze ma serce wojownika. A ona właśnie taka była. Na co dzień spokojna, pełna cierpliwości dla innych członków jej małego stadka ale w chwilach, gdy coś uznała za zagrożenie pierwsza ruszała do ataku i przepędzała ewentualnego agresora. Jej waleczność pierwszy poznał mój psiak Dafi, nie chciał zrobić nic złego, chciał tylko powąchać nowe ogonki ale ona uznała, że może być niebezpieczny. Cała najeżona jak kulka przegoniła wielkiego dla niej przeciwnika tak, że Dafik już zawsze trzymał się od niej z daleka. Zresztą i później jeśli stał jej na drodze to ani myślała go omijać, to on musiał jej ustąpić na drodze. Taką pozostała już do końca. Nawet wtedy, gdy choroba nie pozwalała na jakieś dłuższe spacerki, gdy ruch zaczynał sprawiać trudność nauczyła innego psiaka Maksia, że nie wolno pchać nosa do cudzego pudła, że należy jej się spokój i szacunek. To samo dotyczyło szczurzych facetów, żaden nie miał prawa zakłócać jej spokoju, bo poznawał siłę jej pazurków i zębów. Mówiliśmy do niej różnie, Nadia, Dusia, Niuniu a nawet Babcia, bo przecież po odejściu Komarka była najstarszą w naszym stadku. Z mojej oceny wynika, teraz że miała pomiędzy 2,5 roku a 3 latka Od kilku miesięcy moja kruszynka ciężko chorowała, trzykrotnie byłam z nią u weta, bo wydawało mi się, że już ma dosyć, ze nie chce cierpieć, ale wtedy Nadia nagle dostawała sił, starała się wyrwać i uciec tak, że nawet mój wet mówił, że ona bardzo chce żyć. Za każdym więc razem decyzję odkładałam na następny dzień i tak mijały kolejne tygodnie. Po trzeciej takiej wizycie postanowiłam, że Nadia sama wybierze, ja tylko nie pozwolę się jej udusić. A ataki przychodziły coraz częściej, by ustąpiły konieczne były coraz większe dawki leków, dłużej też trzeba było czekać na efekt ich działania. Jednak Nadia ciągle walczyła, ciągle chciała żyć, niewiele już jadła i przede wszystkim nutri drinki lub specjalną dietę wzmacniająca dla chorych zwierzaków. W końcu przyszedł 5 czerwca, dzień w którym musiałam wyjechać kilkaset kilometrów od domu. Miałam do wyboru albo pójść ją uśpić, albo zabrać ze sobą w podróż albo też pozostawić ją w domu i mieć nadzieję, że w trakcie mojej nieobecności nie będzie ataku duszności, bo Rysiek nie potrafiłby podać jej koniecznych wtedy leków. Zdecydowałam się, że zabiorę ją ze sobą, jechałam samochodem w nocy, więc podróż nie byłaby dla niej zbyt męcząca, liczyłam się jednak z tym, że ona może z tej podróży już nie wrócić. I tak się stało. 6 czerwca rano czuła się nadzwyczaj dobrze. Sama zjadła śniadanko, leki, położyła się spać. Około południa zaczęła być trochę niespokojna, miała bardzo smutne oczka. Widziałam w nich, że tym razem jest już zmęczona, wzięłam na kolana, tak przesiedziałyśmy prawie godzinę a ona oddychała coraz spokojniej, coraz wolniej. Kilka minut po godzinie 13 odeszła moja mała, dzielna, niezapomniana dziewczynka. Nie wróciła już do domu, spoczęła w cieniu drzew, niedaleko od morza. Przybyła do mnie ponad 600 kilometrów i tyle samo przejechała by odejść.
Naduś, moje słoneczko, mam nadzieję, że pomimo tej odległości odnalazłaś Boryska i resztę stadka.

Wydawało się, że czarna seria tego roku już się skończyła, reszta stadka żyła w nienajgorszym zdrowiu. No może oprócz Demisi, która choruje na serduszko i u której rozwinął się niewielki guzek, ale jej leki pomagały a guzek zdawał się nie rosnąć.
Niestety to były tylko płonne nadzieje.

Liluś – przybyła do nas z Warszawy, mieliśmy to szczęście, bo Esti musiała wyjechać i wybrała dla niej nasz dom. Ta słodką łobuzicę poznałam już wcześniej, wtedy była panią w swoim domku i chciała mnie, intruza, przepędzić. Za drugim razem wykazała już mniejsze zainteresowanie moja osobą, bo na chwilę w jej domu pojawili się szczurzy panowie, którzy bardziej ją zainteresowali. Kiedy więc trafiła na stałe do nas zastanawiałam się czy też będzie wprowadzać swoje porządki, tym bardziej, że Esti uprzedzała, że jest mała dominatorką. Obawy jednak były płonne, Lilu dała się poznać ze swej najlepszej strony. W ciągu dwóch dni dogadała się ze swoimi córeczkami a nas po prostu rozpieszczała. Stale przychodziło po pieszczotki, dawała buziaczki, po prostu sama słodycz. Przez krótki czas miała problemy z zaakceptowaniem Nadii, jednak i to po niedługim czasie minęło. Nie wiem też, czy zmiana domu spowodowała, ze jej dominatorskie zapędy zniknęły, czy też fakt, że w nowym stadzie było więcej równie silnych jak ona dziewczyn, w każdym bądź razie, po kilku niewielkich awanturach nastąpił totalny spokój. I do dziś nie wiem kto się komu podporządkował, bo dziewczynki wszędzie biegały razem, tak samo przepychały się do smakołyków, a domek zajmowały na zmianę, bo na hamaczkach, czy w koszyczku to nie było żadnych przepychanek, najwyżej na jednym leżały wszystkie dziewczyny a inne miejsca były puste. Liluś była zdrowiutka i bardzo sprawna, tylko przez kilka pierwszych dni miała drobne wycieki porfiryny, później szybko to minęło, tym bardziej, że widząc te wycieki podawałam wszystkim ogonkom scanomune. Lilusia najwięcej biegała ze swoja córą Liloo, kiedy tak biegały trudno było odróżnić jedną od drugiej, bo Liloo to wierna kopia swojej mamy, no oprócz łatki na brzuszku – Lilu miała ja dużą, Liloo ma jedynie nieregularna kreskę. Ileż to mieliśmy radości, gdy przybiegała i stawała na stopie, żeby ją podnieść do góry, mówiliśmy wtedy „co winda bliżej”. Nie był to brak sprawności a wygoda, bo gdy trzeba było Lilu bardzo sprawnie wskakiwała na różne przeszkody. Poruszała się szybko, bez oznak zmęczenia. Nie chowała się po katach, nie przysypiała gdy był czas na spacerki, cały czas była aktywna. Kiedy na stole stały szklanki z jakimś sokiem, piwem czy kubek z kawą Lilu była pierwszą, która się tym częstowała. Nie było też problemu żeby otworzyć sobie jakieś pudełko ze smakołykami. Otworzyć a nie wygryźć dziurę, bo Lilus oprócz tego, że była przekochana, to wykazywała też nieprzeciętną inteligencję. Jedyne co mnie martwiło to jej tusza, gdy do mnie przybyła ważyła 580 g, na krótki czas udało mi się ją troszkę odchudzić, jednak szybko wróciła do swojej wagi. Nie bez znaczenia było to, że podbiła serce Ryśka. Ja nie umiała wyżebrać smakołyka u mnie to szybciutko biegła do Ryśka i od niego dostawała wszystko na co miała ochotę. Na nic było moje krzyki na Ryśka, by nie podsuwał jej ciągle jedzonka, tych dwoje świetnie się dogadywało i jak nie można było oficjalnie to po cichu spiskowali przeciwko odchudzeniu malutkiej. Od czasu nadejścia upałów patrzyłam na nią z niepokojem, jednak nic nie wskazywało na to, że może stać się cos złego. Tak było do soboty 9 czerwca. Dziewczynki pobiegały sobie trochę, ze względu na upał były trochę ospałe, więc wsadziłam je do klatki, tym bardziej, że był czas na spacerki chłopaków. Przygotowałam im ziemniaczki z fasolką, i patrzyłam jak pałaszują. W pewnej chwili zobaczyłam, że Demisia ma problemy z utrzymaniem jedzenie w przednich łapach, po chwili spadła z półeczki a później nie potrafiła wskoczyć na domek. Wyjęłam ją z klatki żeby zobaczyć co się stało. Gdy zajmowałam się Demi, usłyszałam dochodzący od klatek odgłos duszenia się, dobiegłam do klatki dziewczyn, zobaczyłam, że jedna z czarnych dumbusi się dusi, to była Liluś. W pierwszej chwili pomyślałam, że może się zadławiła, jednak kiedy ja wyjęłam wiedziałam, że sprawa jest znacznie poważniejsza. Natychmiast podałam jej steryd i zadzwoniłam do weta, żeby chwilę poczekał. Była 13,40 i mogłabym nie zdążyć przed zamknięciem. Dojechaliśmy przed godziną 14, w poczekalni było jeszcze sporo czekających pacjentów ale Lilu została przyjęta poza kolejką. Natychmiast dostała furosemid, większą dawkę sterydu, antybiotyk, później została położona pod tlen. Mój wet stwierdził, że objawy wskazują na zawał płucny. Wet został ponad godzinę dłużej już po przyjęciu innych pacjentów aby zająć się Lilu Niestety ani leki ani tlen niewiele pomogły. Zaczęłam się zastanawiać czy nie ulżyć Lilusi w cierpieniach, ale ze względu na odległość nie mogłam skontaktować się z Esti a takiej decyzji nie chciałam podejmować sama. Siedziałam do wieczora z Lilu na kolanach rycząc z bezsilności, bo następne leki mogłam jej podać dopiero po 8 godzinach. Około 19 zauważyłam, że Liluś nadal źle oddycha ale jest jakaś niewielka poprawa. Po 20-tej Lilu oddychała już prawie dobrze, była słaba, wymęczona ale nie dusiła się. Nie chciała jeszcze jeść i pić, ale zaczęła oddychać normalnie. W ciągu tych kilku godzin straciła 50 g. W niedzielę czuła się nieźle, zaczęła jeść, mało piła ale piła. W poniedziałek było jeszcze lepiej, w moim sercu zagościła nadzieja. Poszliśmy na kontrolę. Wet osłuchał ja, powiedział, że jeszcze nie jest dobrze ale znacznie lepiej niż w sobotę. Należało podtrzymać dotychczasowe leczenie i przyjść na kontrole w piątek, wtedy miał podjąć decyzję jakie leki pozostaną a jakie będzie można odstawić. Poniedziałek był dla Lilu dobrym dniem, pobiegała sobie trochę, była słaba ale już nie miała żadnych problemów żeby dostać się tam, gdzie miała ochotę. Sporo też zjadła, zaczęła pić z poidełka a nie tylko jak dotychczas z łyżki. Źle znosiła tylko zastrzyki ale musiała je dostawać przynajmniej do piątku. Zresztą po godzinie od zastrzyku Lilu się ożywiała i była tylko trochę na mnie obrażona. Wtorek też miną nie najgorzej. Tak samo jak i środa do południa. Wszystko wskazywało na to, że idzie coraz bardziej ku lepszemu. Martwiły mnie tylko te nieustające upały, wiedziałam, że utrudniają one powrót do zdrowia dziewczynek. Czekałam, żeby stan Lilu znacznie się poprawił albo żeby chociaż minęły upały, bo chciałam zawieźć ją na rtg do Katowic. W środę popołudniu Lilu bardzo zesmutniała. Z tego powodu do weta poszłam z nią do weta w czwartek 14 czerwca a nie jak było planowane, w piątek. Tym bardziej, że w czwartek rano Lilu była także słaba jak dzień wcześniej, nie dusiła się ale znowu straciła zainteresowanie jedzeniem, tylko dużo piła. Wet osłuchał ją ale nie wysłuchał nic co świadczyłoby o jakimś pogorszeniu. Jego jednak też niepokoił stan Lilu, dokładnie sprawdził jej brzuszek i nad prawą nerką znalazł jakiś guzek. Lilus już niecierpliwiła się przy badaniu i denerwowała, dlatego też kolejne dokładne badanie miała mieć w poniedziałek. Ponieważ źle znosiła zastrzyki powiedziałam o tym wetowi. Zapadła decyzja o zmianie i dopyszcznym podawaniu antybiotyku. Ze względu na osłabienie nadal miała mieć podawane leki wzmacniające serce i furosemid – również dopyszcznie, chyba, że nastąpiłby nawrót duszności. Dodatkowo dostałam od weta w prezencie dla chorych dziewczynek opakowanie kapsułek oleju z wątroby rekina grenlandzkiego na wzmocnienie.
Po powrocie do domu Liluś poszła spać. Ja musiałam wyjść na kilka godzin. Kiedy wróciłam do domu wzięłam Lilu na kolana, Demisia położyła się na fotelu, za moimi plecami. Tak siedziałyśmy do ok. 19, kiedy to najpierw Demi a później Liluś wróciły same do klatki. Patrzyłam co robią. Demi położyła się na hamaczku, Lilu w domku ale po chwili poszła na hamaczek do Demi. Pomimo wieczornej pory, zaciemnionego pokoju i chłodzącego wentylatora, było gorąco, Demi chyba niezadowolona z towarzystwa przeniosła się na drugi hamaczek. Liluś prawie natychmiast do niej dołączyła. Demisia zrezygnowała już z przenoszenia się i po chwili obie spały przytulone do siebie. Zajęłam się swoimi sprawami, ale stale byłam przy klatce, nic złego się nie działo, obie dziewczynki spały, Po 20 zaczęłam przygotowywać leki, żeby podać chorym dziewczynkom. Podsunęłam Lilu pod pysio łyżeczkę z serkiem i lekami, nie zareagowała, myślałam, że mocno śpi, bo czasem tak jej się zdarzało, wzięłam ją do ręki i już wiedziałam. Nasze małe Słoneczko, kochana Kluseczka, nasz Uszatek, Dumbusia odeszła we śnie. Była jeszcze cieplutka, próbowałam, starałam się ale serduszko nie podjęło pracy ;( . Już nigdy łobuziasta Lilusia nie ponadgryza nam klapek, nie obgryzie oparcia fotela, nie da buziaczka albo nie podpije mi kawy z kubka ;( . Esti, ja wiem, że Liluś była Twoja ale przez te pół roku, pokochalismy ją bardzo, była słoneczkiem nie tylko Twoim, ale też i naszym, nasza radością, jej odejście pozostawiło dużą pustkę

W ciągu tygodnia odeszły dwie cudowne, wspaniałe, niezapomniane dziewczynki,. Zabrały nie tylko po kawałku serca, zabrały również znaczną część sił do walki, do pożegnań. Po raz pierwszy od wielu lat nie wiem, czy gdy odejdą już ogonki, które teraz mam, to będę miała siły aby zajmować się kolejnymi ;( .
Bo to jeszcze nie koniec. Objawy, które w sobotę wystąpiły a pogłębiły się w niedzielę u Demisi, wskazują, iż najprawdopodobniej oprócz chorego serduszka ma także przerzuty guza do mózgu. Na razie pomagają leki, jednak duża dawka Wit. B spowodowała ujawnienie się kolejnych guzków i znaczny wzrost tego pierwotnego. Także kiedy sterydy przestają działać dziewczynka ma problemy z chodzeniem i samodzielnym jedzeniem i piciem. Ale dopóki leki jej pomagają, dopóki ona się nie poddaje, będziemy walczyć. Nie wiem jak dużo sił ma Demi, znacznie schudła, zrobiła się podobna do Nadii ale walczy, wiec i ja nie mogę pozostawić jej samej. Być może tych sił starczy jej na kilka dni, kilka tygodni a może jak Nadii, na kilka miesięcy.

Stadka nie będę powiększać, tym bardziej, że jak rzadko się zdarza mam teraz same przytulaste ogonki, dają nam ogromnie dużo radości ale staja się coraz starsze, że wszystkimi problemami jakie niesie ze sobą wiek. W tej chwili nie potrafię patrzeć na nie inaczej jak ze strachem, które następne 
z prawie 100 kochanych ogonków pozostał tylko 1 :(
http://stylowabizuteria.com.pl/
soho
Posty: 977
Rejestracja: czw lut 17, 2005 10:55 pm
Kontakt:

RE: Moje stadko - Nadusia, Lilusia żegnajcie słoneczka ;(

Post autor: soho »

brak slow
starsznie mi przykro :-(

. . . ['] . . . ['] . . . :aniolrat:
tak wiele ich oststnio odchodzi :cryrat:
sciskam mocno :loverat:
w serduszq... Kisiel ,Bingo,Trysia,Pacio,Glucia,Blutek
ik hou van je schatjes :*
moje gwiazdki na niebie
ESTI
Posty: 8271
Rejestracja: śr sty 21, 2004 11:27 pm
Lokalizacja: DUBLIN

RE: Moje stadko - Nadusia, Lilusia żegnajcie słoneczka ;(

Post autor: ESTI »

Ja nadal nie moge uwierzyc...
Ty wiesz, jak Ci dziekuje...

Ja nie bede miala wiecej szczurow, bo nawet z takiej odleglosci plakac przestac nie moge...
Obrazek
IVA
Posty: 1513
Rejestracja: śr lut 04, 2004 11:30 am
Lokalizacja: Gliwice

RE: Moje stadko - Nadusia, Lilusia żegnajcie słoneczka ;(

Post autor: IVA »

Wczoraj musieliśmy podjąć bolesną decyzję i pomóc Demisi w odejściu. Od ponad pół roku chorowała na serduszko ale leki dawały dobre efekty, Demisia była wesoła, biegała rozrabiała z innymi, nie traciła na wadze. Jakiś czas temu pod jej przednia łapka pojawił się guzek, nieduży ale w dotyku był nieciekawy, kalafiorowaty z wyczuwalnym dużym naczyniem doprowadzającym krew. Ze względu na chore serduszko wet nie zdecydował sie na operację, tym bardziej, że krótko po pojawieniu się guzka Demi zaczęła mieć problemy z oddychanie,. Leczenie antybiotykiem przyniosło jednak poprawę, więc była nadzieja, że to jakieś przeziębienie a nie przerzut. Do feralnej soboty, kiedy nagle rozchorowały się i Demi i Lilusia - każda na cos innego. Demisia miała objawy mózgowe, o czym pisałam kilka dni temu. Podanie witaminy B, sterydów i antybiotyków przyniosło szybka poprawę, jednak u Demisi w ciągu 3 dni pojawiły się kolejne 3 guzki a pierwotny zwiększył dwukrotnie swoja wielkość. Przez kilka dni było nie najgorzej, chociaż widoczne było, że do zdrowia już nie wróci, mocno schudła, była cieniem dawnej Demi ale mogła juz sama jeść i pić, nie miała kłopotów z wchodzeniem na półeczki, nie spadała z nich. W dniu odejścia Lilusi zaczęła mieć duszności, wróciły tez problemy z jedzeniem i piciem. Po podaniu sterydów i furosemidu duszności minęły i wrócił apetyt. I tak się zaczęło, przez te kilka dni okresy poprawy były coraz krótsze a leków musiała dostawać coraz więcej. W końcu wczoraj duszności nie ustepowały mimo sporej dawki leków. Nie mogliśmy pozwolić aby się tak męczyła, pojechaliśmy do weta. Najpierw dostała narkozę, trzymałam ją przy zastrzyku, później przytuliłam i głaskałam. Demisia oddychała coraz spokojniej i wolniej, zasnęła, jej zmęczone serduszko przestało bić, drugi zastrzyk już nie był konieczny. Mam nadzieję, że wybaczyła mi ta decyzję. Wiem, że bardzo chciała życ, była jeszcze młoda, miała zaledwie półtorej roku. Decyzja ta była dla mnie bardzo ciężka, ale jej dalsze życie to byłby tylko ciąg cierpienia, a ja nie potrafiłabym jej pomóc inaczej niż to zrobiłam.
Jest mi źle, przekonuje sama siebie, że to była właściwa decyzja i mam cichą nadzieję że Demi tez tak uznała, gdy odchodziła. Wybacz mi słoneczko.
W ciągu niespełna dwóch tygodni straciłam trzy cudowne szczurcie, niech ten czarny czerwiec już się skończy ;(
Ostatnio zmieniony sob cze 23, 2007 9:16 am przez IVA, łącznie zmieniany 1 raz.
z prawie 100 kochanych ogonków pozostał tylko 1 :(
http://stylowabizuteria.com.pl/
KEN-KON
Posty: 386
Rejestracja: śr mar 21, 2007 11:43 am
Lokalizacja: Zawichost

RE: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem ;(

Post autor: KEN-KON »

Ło ale sczurasów.Jestem pod wrażeniem.:-)
Korzystaj z każdej chwili swojego życia.Bo niewiadomo kiedy możesz odejść z tego świata.
7818944:-)
Awatar użytkownika
Paweł69
Posty: 672
Rejestracja: wt gru 19, 2006 3:28 pm
Lokalizacja: Szczecin

RE: Moje stadko - Nadusia, Lilusia i Demisia, teraz znowu razem ;(

Post autor: Paweł69 »

IVA bardzo Ci współczuję
wiem, że walczysz o swoje ogonki dopóki istnieje choćby iskierka nadziei, więc z pewnością decyzja, którą podjęłaś była słuszna, nie obwiniaj się, bo gdyby nie Ty nie wiadomo co by było z dziewczynkami
dałaś im całą siebie, swój dom i ogromną miłość

[*] [*] dla dwóch małych aniołeczków
JESTEM KOBIETĄ :)

ZAWSZE z NAMI GUCIO,CEZAR, ŻWIRCIA,MUCHOMORCIA,NIKITA,SHILA,KRUSZYN,JUNIOR, DUDUŚ, POLDEK, JACEK, PLACEK, NEON, IGNIS [ * ]
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nasi pupile”