Przepraszam, że tak od nas cicho ostatnio, ale uczelnia mnie wykańcza, Napiszę po troszku o każdym.
Fabio mieszka dalej sam, nie pozwala mi się dotykać, jak tylko wyczuje chłopów to nasłuch i fukanie.
Ale po przysmaki to się łasi.
Dalej jest mega czysty i pięknie się uśmiecha, gdy świeci słońce.
Rozwiązałam za to problem z gryzieniem prętów przez niego... Kolba załatwia wszystko, a dokładniej - drewno od niej. Biedaczycho po prostu musi ząbki ścierać.
Nie miał na czym - wyżywał się na prętach (te gałązki jabłonki jakoś go nie uszczęśliwiają). Teraz dbam, by miał zawsze kolbę i jeden patyk od nich, i na nich się wyżywa.
Nessie daje się miziać i głaskać normalnie już i z zapamiętaniem liże mi dłonie. Ale jak poczuje innego szczura ode mnie, to w popłochu demoluje klatkę...
Myślę nad połączeniem go z Fabiem i zrobienie z nich osobnego stada po prostu chyba... Myślę, że to dla obu tych dzikusów (
) mogłoby być najlepsze wyjście...
Dodam jeszcze ciekawostkę - Nessie to wspaniały aktor. Czegoś takiego nigdy nie widziałam. Któregoś dnia, tak mi się rozkichał, że byłam przerażona. Raz za razem kichał. Od razu nalałam mu vibovit i powiesiłam hamak (wcześniej nie miał, bo ciągle mi przegryza zawieszki). Nessie wlazł do hamaka i... magiczna cisza, koniec choroby. Trzy dni później, znowu nagle kicha, kicha, ale tak, jakby się zakichać miał na śmierć. Patrzę hamak mu się zerwał.
Powiesiłam go z powrotem - cudowne ozdrowienie.
No brak mi słów! Spotkał z Was ktoś takiego aktora?
Nessie nauczył się też reagować na nowe słówko, czyli "NES". Kiedy mówię "NES", natychmiast zamiera i spogląda na mnie, bo wie, że robi coś niegrzecznego.
Z
Zerem nie było żadnych problemów aż do zdarzenia przed chwilą... Nagle w klatce się zakotłowało, ale taki huk! Mama z ojcem aż przylecieli do pokoju. Myślałam, że może z Dante się gania, ale patrzę - Zerem po prostu rzuca po klatce. W pewnej chwili wrzuciło go do domku i stamtąd chciał podłogą spaść na dół, ale zaklinował... I zawisł tak, ale byłam już przy klatce, więc od razu zaczęłam go uwalniać, potrwało to może z 20 sekund niestety, bo on cały sztywny się zrobił, w ogóle się nie ruszał, nie szamotał, ani nic. Teraz siedzi mi na kolanach, wtulony w łokieć, mega przerażony. Zawsze biega, skacze, a teraz taki skulony, nie rusza się i leży. Sprawdziłam, chodzić może, choć w pierwszej chwili myślałam, że ma przykurcz przedniej łapki. Okazało się, że wyrwał sobie z niej cały paznokieć jeden, dwa połamał i złamał jeden przy tylnej. Ale jest tak we mnie wtulony, że chyba nie dałabym rady go teraz odciągnąć od siebie.
Nie wiem, kurde, co to było... Może faktycznie go przez chwilę Dante pogonił, bo to w jego stylu, a Zero spanikował. Nie wiem.
Minęło 10 minut od kiedy napisałam powyższy tekst i Zero mi się rozłaził po kolanach. I obsikał.
Właśnie mi nawet się na klawiaturę wpakował.
Chyba po prostu przestraszył się mega i już mu przechodzi.
Zero dalej to miziak jakich mało i pluszowa maskotka.
Nero to Nero. Gruby, powolny, je i śpi.
Nawet jak je, to włazi do miski i na wpół leży. Jak stawiam im miskę z jogurtem czy kaszką, to zwiesza się z hamaka i tak je.
Jest tak zapasiony, że nie jestem pewna, czy to już nie jest szkodą dla jego zdrowia... Ale jak niby miałabym go odchudzić, jak on nawet na wybiegu leży i ani się ruszy. (A Zero dostaje w tym czasie szaleju i jest wszędzie, gdzie tylko się da wejść).
Ostatnio kąpię go w nizoralu, potem suszę suszarką (KOCHA TO!) i trochę mu łupież zniknął.
Dante dalej piszczy, jak Zero się do niego zbliży, jakby ta ciapa miała mu coś zrobić.
Dalej jest duży, i łapczywy, zje wszystko, co się da.
Jak zbliżam palce do prętów, to muszę najpierw całą dłoń, żeby skapnął się, że ma nie łapać zębami.
Jimini... Z dziadkiem jest coraz słabiej.
Łapki już ciąga tylne za sobą, zawijają mu się, ciągle leży, często na boczku... Od wczoraj nie chce zbytnio jeść, ani gerberków, ani jabłuszka... Dałam mu serek waniliowy, to lekko podziubał. I jakoś niemrawo wygląda.
Ale generalnie widzę, że chce trzymać się dzielnie. Większość doby spędza na moim łóżku, leżąc pod polarkiem, pod który się zakopuje.
Jak usłyszy mój głos, to widzę, jak polarek się rusza. Czasem wychodzi i idzie w moją stronę, staje 10 cm od polarku i patrzy na mnie, patrzy, patrzy. Tak niemo przywołuje. Wtedy podchodzę, siadam na łóżko, on podchodzi, kładzie się obok i robimy drapanko po boczku i za uszkami. Podkładam mu rękę pod pyszczek, układa sobie go i mnie liże co i rusz. Mógłby tak cały dzień chyba siedzieć, ale wolę, jak jest pod polarkiem, bo nie chcę, aby marzł zbytnio. Pod polarkiem ma mega ciepluchno, zawsze taki zaduch tam.
Muszę codziennie praktycznie mu myć brzuszek, bo ma cały zasikany... Calutki... Kładę go do umywalki z ciepłą wodą, tak na głębokość ze 2 cm, a on tylko wodzi za mną wzrokiem, takie nieporadne biedaczysko.
Nie piśnie, ani nic, ale jak przejdę np. po ręcznik i potem w drugą stronę, żeby go ułożyć, to on tak właśnie śledzi mnie wzrokiem i pyszczek w moją stronę okręca. Kiedy już zbliżam się do umywalki, żeby go myć dalej, to robi dwa nieporadne kroczki w moją stronę, jakby szybciej chciał po prostu się znaleźć przy mnie. Potem zawijam go w ręcznik, wycieram, troszkę suszę z wierzchu i kładę na łóżku, pod polarkiem (żeby nie zmarzł) na grubej warstwie papieru, żeby mu reszta wody tam wsiąkła.
Dziś rano, kiedy wyjęłam go z transportera (niestety jakieś 4-5 godzin musi w nim spędzać na dobę), to miał suchy brzuszek i troszkę mnie to zaniepokoiło... Może właśnie przez to, że nic nie jadł wczoraj. Zauważyłam też, że i pić nie chce za bardzo.
Tak mega się o niego martwię, każdego ranka jestem koszmarnie przerażona, że może to już... I każdego ranka dziękuję wszystkiemu dookoła, że po otwarciu transportera, od razu próbuje się wspiąć na ścianę, żebym go wyjęła.
A jaki się czuje oszukany, jak tego nie zrobię! Z takim wyrzutem patrzy i robi swoje popisowe kichnięcie (jak się zdenerwuje, to robi taki ogromny kich), że aż normalnie czuję się winna.
Poza tym, to chyba u nas wszystko w porządku. Czasem mamy jakieś małe problemy, ale w tej chwili nic szczególnego, poza tym, co wypisałam, nie przychodzi mi do głowy.
Trzymajcie, proszę, kciuki za Jiminiego! Każde kciuki się przydadzą. Za około półtora miesiąca skończy 3 latka!
Mam jego fotki z marca, teraz mu jakoś nie robiłam, nie chcę go męczyć zbytnio... Może coś zrobię, jak będzie dobre światło.
Fotki chłopaków z marca/początku kwietnia. Jakieś nowsze mam na aparacie, ale nie chce mi się teraz ich zgrywać.
Ta fotka mogłaby reklamować jakieś schroniska normalnie. "Adoptuj mnie, nie chcę tak spędzić życia"
(Tak naprawdę, Fabio robi tu minę "Daj coś dobrego"
)
Właśnie sprzątałam chłopakom, odstawiłam klatkę na środek pokoju, wyjęłam wszystko, poza domkiem i pojnikami, już miałam szczury wyciągać... Ale gdy zobaczyłam, jak Zero wykorzystuje Nera jako podpórkę, to musiałam cyknąć fotę. A z minutę tak stali! A Nero nic, czekał.
A tu Nessie pozuje. No jak widzi aparat, to zastyga, jakby udawał posąg. "Mnie tu nie ma, tu nie ma nic ciekawego, ja nie istnieję".
W dodatku wyszedł tak pokracznie, jakby miał głowę wielkości ciała...
Swoją drogą, właśnie siedzi w swoim różowo-białym, kwiecistym hamaczku i bardzo się we mnie wpatruje... Nie wiem, czy powinnam się bać, czyżby chciał coś powiedzieć?
Fragment o Zero pisałam pół godziny temu, właśnie dałam go do klatki. Jest przerażony. Usiadł w rurze i tak siedzi, nie chciał nawet słonecznika, znowu ma szeroko otwarte oczy i strach. Nie wiem, o co chodzi.