No dobra, duży update (i foty), działo się - powitania, urodziny, i pożegnanie, niestety.
Pożegnaliśmy niedawno Wioletkę
Była kochanym, dobrym duszkiem, cierpliwym i życzliwym całemu światu. Przysadka się rozfikała, choć nie wystąpiły u niej oczywiste objawy, padło raczej na tylne nóżki, co przy jej wieku i tuszy sprawiało wrażenie, że starość po prostu puka. Przez jakiś czas udawało się nad nią panować, potem przyszło pogorszenie. Takie, że już mieliśmy jechać się żegnać, ale zwiększenie dawki znów pomogło na jakiś miesiąc. Wiolcia odeszła dość nagle. Wieczorem u pancia na kolanach zjadła jeszcze z apetytem dużą kolację, a rano już jej nie było
Ale spotkały nas też dobre i radosne rzeczy, aż nie wiem, od czego zacząć
Wanilia w Nowy Rok skończyła, uwaga, 3 lata i 5 miesięcy! Nie bardzo mieści mi się to w głowie, tym bardziej, że zupełnie tego po niej nie widać. Jest zdrowa, nigdy nie chorowała, nawet na przeziębienie. Jest też w miarę sprawna, a nawet bardzo sprawna, jak na ten wiek. W lepsze dni przebiera wszystkimi nóżkami! W gorsze słabiej, ale wciąż potrafi włazić do swojej miejscówki 20cm nad podłogą. A wygląd - no cóż, ona gdzieś cichaczem na liftingi chyba uczęszcza
Sami zobaczcie, foto aktualne
Nadal z nami nie gada. No, po prostu dziki-dziki szczur. Ale jest kochana i przyjazna, a gdyby nagle zaczęła teraz gryźć, to chyba złożyłabym to już na karb jakiejś starczej demencji
Kontaktowa jest na tyle, aby sygnalizować co chce do jedzenia. Apetyt dopisuje
Mieliśmy też gości specjalnych oraz dołączyły do nas dwie kochane dziewczyny (Anuszka we wrześniu i Lollipop tydzień temu).
Pod koniec sierpnia zostałam poproszona przez przyjaciółkę o przygarnięcie na weekend matki z maluchami, bo kiedy znalazł się transport z daleka, to docelowe DT akurat wyjechało na weekend. To była Anuszka właśnie. Wiele miesięcy mieszkała w parku, aż zgarnęła ją pewna pani, która ratuje zwierzaki, ale bardziej psy i koty, więc niespecjalnie miała warunki dla gryzoni, tym bardziej, że maluchy... no, ale po kolei
Całą rodzinkę podwieziono mi w sobotni poranek w sporej klatce. Piękna, młoda haszczanka z czworgiem równie pięknych, podejrzanie agucich
dzieci. Otworzyłam w domu klatkę, żeby przenieść towarzystwo do fajniejszej, i wszystko stało się jasne. Dziki, małe półdzikusy, jeden w drugiego. Zamiast, jak zwykłe maluchy, rzucić się na nową, ciekawą rękę, malce zaczęły wiać w panice w kosmicznym tempie! Ledwo je złapałam w tej klatce i przeniosłam. Przez kolejne dwa dni siedzieliśmy z towarzystwem i oswajaliśmy, bo to już były spore szczurki i nie było ani dnia do stracenia. Nie gryzły, ale zbijały się w ciasną stertkę albo uciekały. Wyjść z klatki nie chciały. Jedzenie? Jeden był odważny, brał z ręki, a reszta zrobiła z niego dystrybutor
A ich mama...? Mama, która miała swoich dzieci już po kokardkę, bo nie miała od nich chwili oddechu, wybiegła zwiedzać sypialnię jak tylko drzwiczki się otwarły i nawet się nie obejrzała! Ostatnie małe się rozdarło, kiedy złapałam. Myślę sobie - zaraz matka mi tu da do wiwatu, że jej dzieci krzywdzę, tym bardziej że przyjechała z łatką gryzącej, ale gdzie tam, nawet nie podeszła
Fruwała po sypialni ze dwie godziny, do dzieci zaglądając jedynie przez kratki
Kładła się w miejscach, gdzie nasze dziewczyny zostawiły najwięcej zapachu. No widać było, że brakuje jej towarzystwa kogoś dorosłego, kto powie więcej, niż a-gu-gu i mamo-dej
Oczywiście, karmiła ich, tuliła i opiekowała się, ale kiedy tylko miała okazję, wyfruwała z klatki.
Mówiłam, jak się kończy DT u nas, nie? Już wieczorem wiedziałam, że Anuszka tu wróci, jak tylko dzieci przestaną jej potrzebować. Czas ten się wydłużył, bo zapomnieliśmy raz dokładnie posprzątać po jej bieganiu i się nam giardie zalęgły. Ale pod koniec września, jak tylko przebadaliśmy nasze baby po leczeniu, popędziliśmy zabrać naszą Anulkę
Nie wiem, skąd to info o gryzieniu, nas nigdy nie ugryzła. Może tuż po porodzie, przez hormony i stres...?
Patrzcie na te malutki, szczególnie na agenta z pierwszej fotki
Anulka bez najmniejszych problemów dołączyła do stada. Wrzuciliśmy ją do wanny z babami wprost z transportera, tuż po wejściu do domu. Jakaż była ucieszona, jaka szcześliwa! Jest przekochaną szczurzynką, choć jej psychika nosi ślady dzikiego życia. Zaznała głodu i ludzkiej nieżyczliwości. Nerwowo reaguje przy jedzeniu - nikogo nie odpędza od miski, ale kiedy ktoś, my czy szczury, choćby jej dotknie, kiedy je, Anuszka drze się wniebogłosy. Ostatnio dopiero troszkę jej to osłabło. Źle znosi też próby brania w rękę, ucieka, boi się tego. Samego łapania, bo w ogóle to jest bardzo towarzyska i kocha ludzi, cieszy się za każdym razem, kiedy wchodzimy do szczurów, włazi na ręce, na plecy i tak dalej
Jest też bardzo opiekuńcza wobec szczurów, traktuje je chyba jak własne dzieci. "Wyleczyła" nam Tikę z jej wiecznego strachu, na tyle, że Tikcia leków bierze połowę, a przy tym znów normalnie żyje, wychodzi na wybiegi. A kiedy ma gorszy dzień, to po prostu nie wychodzi, zamiast siedzieć sztywna gdzieś w kątku. Kiedy Elcia się zadławiła, Anuszka tak się przejęła, że nie chciała odejść, póki nie zobaczyła, że już jest OK. Kiedy Wiolcia zaczęła się gorzej czuć, tak się nią opiekowała, aż Wioli dostawała cholery
Bo Anulka przy całej swej dobroci jest też bardzo narwana, namolna i nie ma, że ktoś nie chce jej opieki, musi chcieć
Tydzień temu przyjechała do nas bielutka Lollipop, zwana Lolą.
Przygarnęliśmy ją od naszych przyjaciół, bo jej towarzyszka odeszła, a oni po wielu latach opieki nad wieloma szczurami wygaszają pomału szczurzą działalność na jakiś czas. No więc Lolcia ma 2,5 roku i zaraz po przyjeździe do nas paskudnie się pochorowała, tzn. najpaskudniejszy jest katar. Loli jest sympatyczna i ciekawska, ale obie z Bonitą były zawsze ciut dziwne, trochę wycofane, trochę strachliwe. Dodatkowo to nie jest młody szczurek, więc takie zmiany też się na niej odbiły, ale radzi sobie. Jest całkowicie sprawna. Nie przywykła jeszcze do otwartej przez cały dzień czy wiele godzin klatki, więc nie wychodzi z niej sama
U przyjaciół nie ma takiego swobodnego szwendania się, bo w domu są też inne zwierzaki. Trzeba ją złapać i wyjąć, i wtedy zwiedza jak szalona
Dziewczyny przyjęły ją cudownie, łączenie to były 3 minuty w wannie i doba w kiszonce, tak dla formalności. Od razu nową utuliły, pocieszyły. To znaczy, kiedy już mogły się do niej dopchać, bo Anulka myślała, że nowa "córeczka" jest tylko dla niej
Zmieniła zdanie, kiedy dostała od Lucysi lekko w beret
Przez pierwsze noce, kiedy Lolcia nie chciała jeszcze pójść spać pod sufit, zawsze ktoś schodził do niej. A Anuszka nie kładła się, póki Loli się kręciła, czekała na nową w jej prowizorycznym posłanku (szczury dostają do klatki kilka kocyków luzem, bo lubią sobie czasem zaciągnąć je do sputnika albo uwić spanko na jakimś tarasie czy... w kuwecie
Pierwszego wieczoru w dużej klatce podałam jak zawsze zupkę na kolację, na dobranoc. Stukam paznokciami w miseczkę, stado się zbiega i wcina, ja zamykam klatkę na noc. Dziewczyny przyleciały, tylko Lolcia siedziała wyżej, na hamaczku, nie wiedząc jeszcze, o co chodzi. Miałam ją za chwilkę sama przenieść do michy. I teraz taka sytuacja... Anuszka (którą trudno oderwać od żarcia) zaczęła jeść, ale po chwili przerwała, rozejrzała się i ruszyła biegiem piętro wyżej, do Lolci. I najzwyczajniej w świecie sprowadziła nową na kolację! Wyobrażacie to sobie...? To właśnie cała Anuszka
Kilka foci luzem: bielutka Elcia albo Lycnka... Agucia Tiki u panci pod kocykiem, i dziewczyny witające panciula po powrocie z pracy