Mój kocurek Pusiek.

Dział poświęcony wszystkim innym zwierzakom, tym małym i tym dużym. Szczurkom wstęp wzbroniony :)

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
Awatar użytkownika
PiM
Posty: 145
Rejestracja: śr sie 17, 2011 3:56 pm
Lokalizacja: Wałbrzych

Re: Mój kocurek Pusiek.

Post autor: PiM »

XX.04.2002 - 25.10.2011. Pusiek dziś został uśpiony... Przegrał walkę z chorobą, zaczął się męczyć, nóżki odmawiały mu posłuszeństwa, przestał jeść :(. To było najlepsze rozwiązanie [*]... Był z nami od 02.06.2002...
Awatar użytkownika
Sky
Posty: 1567
Rejestracja: pn cze 15, 2009 4:27 pm
Lokalizacja: Wrocław

Re: Mój kocurek Pusiek.

Post autor: Sky »

Przykro mi :( Niech hasa sobie radośnie po drugiej stronie tęczy
W pamięci Cookie, Biscuit, Manu, Muffin, Anouk, Kavi, Tytus i Festus.

http://www.szkicz.blogspot.com <- rysuję sobie.
Awatar użytkownika
PiM
Posty: 145
Rejestracja: śr sie 17, 2011 3:56 pm
Lokalizacja: Wałbrzych

Re: Mój kocurek Pusiek.

Post autor: PiM »

Od początku napiszę, jak to się wszystko rozwijało. Puśkowi strasznie zaczęło śmierdzieć z pyszczka, stał się mniej ruchliwy niż zwykle. Pierwsze przypuszczenia - że to przez nerki - okazały się niewłaściwe. Po oględzinach pani weterynarz stwierdziła, iż należy zrobić operację, polegającą na usunięciu kamienia nazębnego, gdyż to on MOŻE, ale nie musi powodować jego śmierdzenia i osowienia zarazem. Jednak to był strzał w 10. Pusiek powoli usypiał do zabiegu z oczami jak 5 złotych i otwartą mordką, tak znieruchomiał - aż mama z paniką wypytywała, czy on czasem nie umrze na tym operacyjnym stole. Później przez pewien czas był spokój, ale zaczęło się na nowo. Zaczęły mu się robić rany po jednej stronie ząbków przy ich końcu, przez co jadł tylko drugą stroną i wyraźnie go to demotywowało. Tak więc kolejna wizyta i zastrzyk tak jakby gojący rany i znieczulający, na 4 dni. Odżył nam chłopak jak nigdy! Biegał, skakał, normalnie przeżywał drugą młodość. No, i po 4 dniach trzeba było dać zastrzyk na 14 dni, gdyż tamten nie był wystarczający. Tyle, że ten - silniejszy, nie był testowany na zwierzętach chorych na nerki. Ale lepiej było zaryzykować, niż gdyby miało mu się wszystko w środku psuć, co byłoby chyba jeszcze gorsze. Liczyliśmy, iż znowu ożyje. Wręcz przeciwnie. Od zastrzyku był osowiały jak nigdy, chował się na całe dnie w szafie, gdzie spał, szukając spokoju... Tłumaczyliśmy sobie, że to objawy sędziwego wieku, bo koty tak robią na starość. Jednak nie... Później zaczął się męczyć. Dziś miał minąć 14 dzień od podania antybiotyku... Później tylne nóżki odmawiały mu posłuszeństwa. Przestał jeść, dużo pił. Wszystko mu donosiliśmy do szafy, liczyliśmy, że to po zastrzyku minie. Jednak nie mijało... Nie chcieliśmy go męczyć tak długo, bo wiedzieliśmy, że jego energia nie wróci. Powoli obumierał na naszych oczach, nawet przy usypianiu nie miał drgawek, które "wykańczają nerwy" - on już najwyraźniej je wcześniej powoli tracił. Organizował energię na bieg do kuwety, bo trzymał potrzebę do końca, aż go naprawdę przyciśnie i dopiero biegł - a z powrotem już nie miał siły. Wychodził z kuwety i jego tylne nóżki padały bezwładnie na ziemię, trzeba było go przenosić. Czasem sami go zanosiliśmy do kuwety, by czasem nocy nie wybiegł i na zimnych kafelkach nie leżał bezsilnie, bo któż by wiedział, śpiąc, że on tam się męczy? Tak było ostatnie 3 dni, z tymi nóżkami. W końcu podjęliśmy decyzję i uświadomiliśmy sobie, że jego życie dobiega końca. A to był weekend, pani weterynarz nie pracowała, miała dopiero wolny wtorek i to dosłownie chwilę, dzięki płaczliwym wytłumaczeniu mojej mamy i prośbom przez telefon, bo nie miała czasu - zbyt duży ruch w lecznicy. My nie mogliśmy przyjechać, rodzice nie mogli, jeszcze tata by z nerwów spowodował wypadek, a kot by się tylko stresował podróżą, której nigdy nie lubił - do weterynarza, ani gdziekolwiek. Do wtorku opublikuję ostatnie jego zdjęcia, nawet z ostatniego dnia, kiedy to zaniosłam go - bezwładnego, do szafy i ułożyłam... Boże, że też kociak nie mógł zasnąć i się nie obudzić, tylko na koniec tak się męczył... A dzień wcześniej, w poniedziałek - leżał na mamie i patrzył na mnie tak dziwnym wzrokiem, jakby nie wiedział co się dzieje, taki pusty wzrok... Oglądał się za mną, co robię i gdzie idę, no i ostatkami sił mruczał do mnie i miauczał, chyba się żegnał... Może chciał mi coś powiedzieć. Myślałam, że już się pozbierałam, a znowu ryczę, jak to piszę ;(
Awatar użytkownika
zyberka
Posty: 1043
Rejestracja: pt sie 29, 2008 3:08 pm
Lokalizacja: wlkp.

Re: Mój kocurek Pusiek.

Post autor: zyberka »

Strasznie smutna historia :( . Na szczęście Pusiek miał u Ciebie tysiące szczęśliwych chwil, a choroba, która go spotkała to tylko mały fragment jego życia.
Przykro mi, dla kocura [*]
Awatar użytkownika
Kluska123
Posty: 3096
Rejestracja: ndz sty 30, 2011 10:35 am
Lokalizacja: Wrocław

Re: Mój kocurek Pusiek.

Post autor: Kluska123 »

[*] dla Puśka :(
To takie przykre...
Moje szczurze szczęście za TM: Kluska Iwan Filipek Lucky Remy Tempuś Julek Szymuś Stuart Biały Teddy Kołtun Batman Toffi Fado Robin

Do zobaczenia Skarby moje...
baja0799
Posty: 202
Rejestracja: pn lip 11, 2011 2:06 pm
Lokalizacja: Mysłowice

Re: Mój kocurek Pusiek.

Post autor: baja0799 »

Dla kochanego Puśka !
[*]
ODPOWIEDZ

Wróć do „Inne Zwierzaki”