
Doktorowi udało się poskładać malutkie ramię (naprawdę malutkie - u szczura ok. 120g...), choć kiedy zajrzeli do środka, okazało się, że jest jeszcze paskudniej, bo oprócz dużego przemieszczenia był tam luzem kawałek kości... jak zobaczyłam RTG, to zrobiło mi się słabo i musiałam skorzystać z krzesełka. Malusie ramię i malusi gwóźdź w środku. Rana pooperacyjna jest dość długa, ale nie wygląda źle, doktor zaszył gęsto, żeby, jak to powiedział, było co wyciągać i na czym się trzymać, jak se coś wyciągnie. Na razie nie interesuje się szwami, wcina, mój chłop z nią siedzi. Mała musi chwilowo zostać w transporterze, jutro biegiem szukam jakiejś duny albo akwarium - nawet w niskiej klatce może próbować włazić, więc żadnych prętów, bo jak pacnie, to cała ta koronkowa robota na nic... Jakoś się przemęczymy jedną noc. Jutro na kontrolę. Trochę odetchnęłam, ale jeszcze długa droga...
Ogólnie jednak jestem trochę przybita - normalnie pewnie już by dziewczyny były połączone, a jak nie, to zaraz. Mała nie dość, że ktoś ją chciał wywalić i tuła się od domu do domu, nie dość, że połamana i obolała, to jeszcze od dłuższego czasu jest sama i nadal będzie sama, dopóki wszystko się nie pozrasta. Możliwe, że trzeba będzie jeszcze gwoździa usuwać, ale liczę, że nie, że się ładnie wrośnie w kość. Także jeszcze kilka tygodni sama... na razie znosi dzielnie wszystko, daje się leciutko głaskać, nawet już się nauczyła wczoraj wieczorem wystawiać pychol, kiedy słyszy ułamywanie wafelka
 Czasem jeszcze tylko się jej przypomina, że to nowy dom i obcy ludzie, którzy wożą ją w tę i z powrotem i że w zasadzie to powinna się bać, odsuwa się wtedy powolutku.
 Czasem jeszcze tylko się jej przypomina, że to nowy dom i obcy ludzie, którzy wożą ją w tę i z powrotem i że w zasadzie to powinna się bać, odsuwa się wtedy powolutku. Oswajamy na tyle, na ile się da, prawie cały czas ktoś przy niej jest, karmimy pożywnymi smakołykami, bo jest naprawdę chudziutka, choć nie tak mała, jak się wydawało. Koło 3 miesięcy. Niech wcina i rośnie. Prosimy o dużo więcej kciuków
 Za mnie też, żebym nie osiwiała...
 Za mnie też, żebym nie osiwiała...

 Dokarmiamy ją często a po troszku, bo jak się wczoraj nażarła, to aż jej się cofnęło. Chyba jednak już zrozumiała, że jedzenie nie ucieknie
 Dokarmiamy ją często a po troszku, bo jak się wczoraj nażarła, to aż jej się cofnęło. Chyba jednak już zrozumiała, że jedzenie nie ucieknie 

 ale oczywiście to normalne, że maluchowi nie w smak siedzenie w klatce... Kupiliśmy małej coś w rodzaju duny, i ta skubana, jak się wyprostuje, to sięga prętów drzwiczek w suficie... było jeszcze takie wysokie, plastikowe pudło, ale w którym nijak by nie dosięgła góry, ale nie wiem, czy nie próbowałaby skakać. Tak źle i tak niedobrze... W każdym razie odżyła po przeprowadzce, w transporterku głównie leżała (znów, dla jej łapki lepiej...)
 ale oczywiście to normalne, że maluchowi nie w smak siedzenie w klatce... Kupiliśmy małej coś w rodzaju duny, i ta skubana, jak się wyprostuje, to sięga prętów drzwiczek w suficie... było jeszcze takie wysokie, plastikowe pudło, ale w którym nijak by nie dosięgła góry, ale nie wiem, czy nie próbowałaby skakać. Tak źle i tak niedobrze... W każdym razie odżyła po przeprowadzce, w transporterku głównie leżała (znów, dla jej łapki lepiej...)



 
 


 I to na zmianę! Jak byłam u jednych, obsiusiały mnie drugie, później znów te pierwsze, tak o swoich ludzi walczą, a my jeszcze narzekamy! ;p
 I to na zmianę! Jak byłam u jednych, obsiusiały mnie drugie, później znów te pierwsze, tak o swoich ludzi walczą, a my jeszcze narzekamy! ;p

 
 





