Mycha pisze:
Zdjęcia są zagraniczne. Osobiście nigdy nie byłam na fermie fryzoni w Polsce, ale byłam na fermie zwierząt egzotycznych (byłam zainteresowana wielkoszczurami) - chlew. Wystarczy jednak np. we Wrocławiu udać się na ul. Karmelkową na giełdę zoologiczną - masakra.
Nie wiem czy w Polsce są takie fermy, rozmnażanie
gryzoni na taką skalę.
Pracowałam kiedyś w hurtowni zoologicznej, stosunkowo niedużej, zwierząt była tylko jedna hala - wszystkich, i ryb, i węży, i królików, i
gryzoni.
Szczurów było kilkanaście, może kilkadziesiąt jeśli liczyć i młode, bo o rozdzielaniu płci nie było mowy.
Wszystkie w jednej klateczce, mniej więcej takiej wielkości jak te pojemniki na fermie, siedziały sobie na głowach (wtedy właśnie zrozumiałam, dlaczego szczurki sklepowe nie umiały się załatwiać w jednym kąciku klatki, one nie miały wolnego kącika).
Zanim tam przyszłam o sprzątaniu w klatce nie było mowy, o wstawieniu pojemnika z jedzeniem też nie, karmienie odbywało się metodą "wrzucić garść karmy górą, lub przepchnąć patykiem trochę obierek" - wszyscy w hurtowni odczuwali lęk przed tymi gryzoniami, zaszokowani patrzyli jak wstawiam pojemnik. O dziwo, te zwierzaki naprawdę nie były agresywne, raczej zrezygnowane.
Trzeba jednak zaznaczyć, że nie wszystkie gryzonie w sklepach zoologicznych pochodzą z takich masówek. Wiele sklepów współpracuje z prywatnymi hodowcami-amatorami (niektórzy mówią: "hodofcami"), niektórzy pracownicy-hobbyści sami rozmnażają swoich pupili, często też sklepy przyjmują lub skupują za grosze zwierzaki "wpadkowe", czyli m.in. młode urodzone z samic zaciążonych kupionych wczesniej w sklepie. Zwierzaki "kiepskiego pochodzenia", ale wypieszczone, zadbane i zsocjalizowane, takie same jak te, które szukają domu na forum. Czasem nawet te same - bo bywa, że maluchy, które nie znalazły opiekunów lądują w zoologu.
Nie ma więc sensu czekać aż zwierzak trafi do sklepu, zarazi się jakimś paskudztwem, zostanie zapłodniony, ten sam maluch czeka na ratunek tutaj.