A dzisiaj sprzatałem w klatce , brzdące latały. Wracam, a Sorana nie ma .. Hmm .... Po krótkich poszukiwaniach odnalazł sie pod łózkiem. Ładnie , a ja za chwilę muszę wyjśc do miasta na spotkanie.
Więc posiedziałem szeleszcząc dropsami, a Soran wybiegał i niemal juz był przy pudelku, ale nie dawał się zgarnąc. W końcu w jakimś momencie go chwyciłem i trzymam. Oczywiscie, zaraz sie wysmyknął, chwyciłem drugi raz, a tu jak sie nie odwinie i zatopił zęby w mojej lewej ręce. Tak między kciukiem i palcem wskazującym i glamdzi. A ja tu w pół sekundy muszę podjąc decyzję. Albo go puszczam , on wbiega pod łózko i nastepne godziny spedzam na kolejnych mini dziabach i próbie wyciagniecia go stamtąd . Albo go trzymam i szybko do klatki.
Wybrałem drugą opcję. Myk do klatki, zdązyłem jeszce tam wrzucic dropsy , zasunąc drzwiczki. Krew zachlapała dywan, plecak, biurko, rozejrzałem sie za chusteczką . Najblizszą znalazłem w smietniku, w miarę czystą , bo papierowymi scierałem wodę z mokrej kuwety.
No i tak sobie siedziałem na łózku, walcząc z zawrotami głowy. Ruszylem palcami-ok. No to teraz - do chirurga czy na spotkanie ? Luknąłem na ślady po dziabach. Dziura. Nie rozcięcie. Dziura na niecały centymetr, za to chlapie.
Pózniej zdołalem przyciąc włosy, umyć je , zakleiłem plastrami i polazłem na miasto.
Sorankowi dałem dropsa i herbatnika. Żal mi go, bo tą jedną akcją zepsułem tak dużo
 Już podchodził na wybiegu do dropsów.
 Już podchodził na wybiegu do dropsów.Jak wróciłem po kilku godzinach to przybiegł po herbatniczki. Oczywiscie cały czas dostawał głaski i przeprosiny ( Kredka na nim lezała i łypala groznie i dostałem ostroznego dziaba w palec)
Człowiek głupi jest jednak.
 
		
		

 
 





 
  
 