Jestem posiadaczką trzech przefajnych szczurzych chłopaków.
Niestety od samego początku mojej przygody ze szczurami, towarzyszy nam mykoplazmoza i infekcje wpływające na górne i dolne drogi oddechowe.
Szczurki notorycznie leczone są unidoxem, enrobiofloxem- z reguły pomaga na kilka dni i znowu to samo.
Wszystko było by całkiem znośne gdyby nie reakcja na chorobę Songa.
Gdy choroba powraca on traci oddech, stroszy sierść, porfiryna wycieka mu z nosa.
Dzisiaj w nocy wydawał okropne dźwięki, zdażyło mu się pisnąć i czołgać się po całej klatce.
Z samego rana poleciałam do weta i czekałam na otwarcie.
Dostałam dexasone, jako że szczur był już jedną łapką na tamtym świecie.
Wróciłam do domu i zaaplikowałam mu lek.
Dostał ataku paniki.
Nie mógł oddychać i otwierał pyszczek, rzucał się po całej klatce i co raz bardziej słabł.
Nie mogłam na to patrzeć ale siedziałam przy nim i czekałam na najgorsze...
Songo wydawał okropne dźwięki, wytrzeszczał oczy... Najgorszy widok jaki może wyobrazić sobie właściciel zwierzaka.
W tym wszystkim bezradność że nie mogę mu pomóc.
Wyszłam z pokoju i wróciłam po 30 minutach, myśląc że już po wszystkim.
NASZCZĘŚCIE lekarstwo chyba zaczęło działać bo szczur oddychał już dużo lepiej, wszedł do hamaka i spokojnie się mył i drapał.
Potem przystawiłam mu do pysia wodę, pił chyba z 10 minut, później dostał kawałek sera i kanapeczkę z hummusem- wziął i zjadł

Teraz śpi razem ze Struclem, wtulony do niego.
Niesamowita ulga, jednak nadal chcę mi się płakać.
Jak to jest że do tej pory nie wymyślono lekarstwa które na stałe zapobiegło by nawrotom tej wstrętnej choroby?

Planuję zakupić inhalator, czy to faktycznie pomaga?
Jakie są wasze doświadczenia z tym choróbskiem?