
Z ostatnich dni:
Kazimierzowi trudno odmówić charakteru i raczej nie wiele znaczy dlań fakt, że 9 lat temu pozbawiono go klejnotów rodowych. Królik o mężnym sercu.

Nasza córka nie lubi imienia Kazimierz, uważając, że jego nie jego, nadane czy nie nadane- co z tego, skoro nie pasuje, i woła go wdzięcznym i niepoważnym:"Kubusiu!"
I zawsze, kiedy wraca do domu, wchodzi do pokoju, robi dwa, trzy kroki w stronę Szaraka przyzywając go, a potem - gdy on jest już u jej nóg - przykuca i zagłaskuje rozpłaszczonego niczym placek.

Aliści ostatnio zrobiła coś dziwnego, mianowicie otworzyła drzwi i w butach jeszcze i w wiosennej kapotce, zaraz przy drzwiach opadła na czworaki i wyciągnęła ręce w stronę Kazimierza.
Na to on jednym susem znalazł się na wersalce, myknął za poduchy, dopiero po chwili zza zasłonki wychynął pełen obawy pyszczek, oczy spenetrowały teren zagrożenia, a potem pełne rezerwy nóżki zaniosły marmurkowe ciałko na tyły pani leżącej w łóżku. I dopiero wówczas króliś odważył się wyjrzeć zza mnie - nie całością swej osoby, o nie - główką jedynie i oczami, no i może trochę uszami. Jak dziecko chowające się za mamę i stamtąd dopiero na straszny świat wyglądające
