Nie ma już kochanych czortów - Kisha [*]

Dział poświęcony wszystkim zwierzakom, które macie lub chcielibyście mieć. Można tutaj się chwalić i słodzić do woli!

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
Naixinka
Posty: 653
Rejestracja: sob sie 09, 2008 6:05 pm
Lokalizacja: Szczecin/Łódź/Wrocław

Nie ma już kochanych czortów - Kisha [*]

Post autor: Naixinka »

Czas chyba przedstawić moje czorty ;) Obecnie na stanie mam koszatniczkę o imieniu Nemo (grudzień 2003), psa Miktora (maj 2004) i dwie przeurocze szczurzynki Sigmę i Megi (od 23.08.2008). Ale zaczynając od początku… w 1991 roku kupiliśmy od znajomej mojej mamy znajomej szczeniaczka (nasz pierwszy pies), taka mała szaro-brązowa klucha. Daliśmy mu na imię Max. Później była cała masa chomików, nie jestem w stanie wymienić ich wszystkich z pamięci z imienia ale mam w domu zapisane wszystkie. Były też trzy myszki, Nutka, Fred i Szkrabcia. Była i świnka morska, którą ktoś podrzucił u nas na klatkę schodową (oddałam ją koleżance, która akurat chciała kupić sobie świnkę). Króliki Kreseczka, Kropka i Grace, i były też szczurki, Rocky i Molly, a także żółw Mutant (zdrobniale zwany przez wszystkich Mucio). Żółw wodny, akwarium z rybkami też gdzieś się przewinęły. Był też mały agresor - chomik dżungarski Mike. No i obecnie jest wspomniany wcześniej Miktor, Nemo i Sigma z Megi. Postaram się powrzucać fotki do niektórych, jako że album został w Szczecinie więc mam tylko nieliczne foty. Ale opiszę wszystkie zwierzaki ;) Trochę to zajmie :P

Max
U nas od małego. Zwany też „sierściuch”, „chomik”. Pieszczoch ale na dystans, lubił się kłaść pod kanapą jak ktoś na niej leżał i żeby go drapać po brzuchu. Wyrósł z niego niemały mieszaniec wilczurowaty. Niestety zdarzało mu się uciekać na kilka godzin, czasem na całą noc. Raz nie było go 3 dni, ja cała zaryczana bo akurat następnego dnia po jego ucieczce wyjechałam na wycieczkę. Okazało się, że dzień wcześniej kolega z klasy ze znajomym znaleźli potrąconego psa z opisu podobnego do mojego, wezwali weterynarza który miał blisko swój gabinet (niechlubnego dr Pępniaka). Zaniósł go do siebie do gabinetu, stwierdził, że nic mu nie jest i zabrali go do schroniska. Jak kolega mi to powiedział to od razu na pierwszym postoju zadzwoniłam do domu i wszystko powiedziałam. Tata ze zdjęcieciem Maxa poszedł do weta i zapytał się o niego, okazało się, że to Max. Rodzice pojechali do schroniska i siedział przy siatce. Podobno nic nie jadł tylko cały czas siedział (tak powiedziała pracownica), za to strasznie się ucieszył na widok rodziców. Kochana morda z niego była, uczulony na koty, ścigał jak tylko wypatrzył. Niestety w wieku 12 lat zaczął chorować, coś mu się stało, stracił apetyt, brzuch mu spuchł, to nie ten sam pies. Poszliśmy z nim do weterynarza, dostawał zastrzyki i jakieś inne leki. Jego stan był ciężki, i strasznie ciężko było na to patrzeć, ale weterynarka twierdziła, że nie jest w aż takim krytycznym stanie i da radę go uratować. Maxowi zaczął się zbierać płyn w brzuchu, prawie nie jadł, nie mógł chodzić, jak wychodziliśmy z nim na dwór to co chwilę się kładł. Naprawdę nie szło na to patrzeć tak, by łzy nie leciały. Zresztą lecą do dziś na samo wspomnienie :( Zabraliśmy go do innego weta, spojrzał tylko na niego i już wiedział co mu jest, dla pewności zrobił USG. Okazało się, że Max ma żółtaczkę, postrzępioną wątrobę, płyn w brzuchu i zatrucie pokarmowe. Nie pamiętam czy czegoś jeszcze nie wykrył. Odciągnął płyn z brzucha, podał leki przeciwbólowe i jeszcze jakieś inne, ale niestety nie pomogło, ulżyło mu trochę ale nie pomogło… Gdybyśmy od razu do niego poszli a nie do tej naszej osiedlowej to możliwe, że udałoby się go uratować. Odszedł 01.12.2003 około godziny 12, był przy nim mój brat, ja wtedy siedziałam na zajęciach na uczelni niczego nie świadoma. Najkochańszy pies pod słońcem.

Nie pamiętam kiedy robiona fota - http://i33.tinypic.com/1zr0sbm.jpg

Nutka, Fred i Szkrabcia
Nutka – biały, śliczny albinosek. Fred – czarna piękność. Szkrabcia – czarne, z kremowym brzuszkiem maleństwo. Wszystkie piękne i delikatne. Pierwsza była Nutka z Fredem. To nie miała być parka. W zoologu się pomylili. Więc musieliśmy trzymać osobno. Tata zrobił ogromne akwarium, podzielił na pół. W jednej połowie Nutka, w drugiej Fred. Mam gdzieś foty Nutki, jak będę w Szczecinie i znajdę to wrzucę. Żyły krótko jak dla mnie, niby normalnie ale za krótko. Pierwszy odszedł Fred. Wróciłam z podwórka (wakacje) i patrzę a go nie ma w akwarium. Szybko do rodziców gdzie jest Fred, bo może ktoś go wyjął na ręce. Tata powiedział, że Fred uciekł. Ja oczywiście histeria, że trzeba go szukać, bo może coś sobie zrobić, że jak w domu nie znajdziemy to do sąsiadów pytać czy nie znaleźli (kiedyś chomik mi uciekł i rurami w kuchni przeszedł do sąsiadki z piętra niżej). I jak zaczęłam go szukać po całym domu to tata powiedział prawdę, że Fred nie uciekł tylko odszedł. Skończyło się oczywiście wielkim rykiem, jak to zawsze u mnie po stracie jakiegokolwiek zwierzaka. Później odeszła Nutka. Kupiłam Szkrabcię, mała słodka mysia. Żyła u mnie do późnej starości.

Kreseczka, Kropka i Grace
Pierwsza była Kreseczka, dziki królik złapany i przyniesiony przez mojego psa. Odniosłam na miejsca ale matka nie wróciła, więc zabrałam do domu. Kochane maleństwo, chodziło za człowiekiem po domu jak piesek. Max przed nią uciekał bo chciała ssać z jego cycków :D Spała ze mną w łóżku jako, że nie miałam wtedy ani kartonu ani klatki odpowiednich rozmiarów. Z poduszek ozdobnych zrobiłam jej taki kojec gdzie mogła spać. Niestety drugiej czy trzeciej nocy wyszła z tego kojca i weszła pod kołdrę. Nawet nie poczułam… Obudziłam się w środku nocy sprawdzić co tam u niej, nie było jej, zaczęłam szukać i gdy odkryłam kołdrę… Obudziłam mamę z rykiem, zaczęła robić jej masaż serca ale nie pomogło. Do dziś mam okropne wyrzuty sumienia, że zginęła przeze mnie. Ale dzięki niej zobaczyłam jakie to króliki są urocze, jakie to zwierzątka. Kupiłam Kropkę, pierwszy zwierzak z rodowodem, choć rodowód najmniej mnie interesował. Kropka tak jak kreseczka biegała po domu za ludźmi, w dodatku reagował jak ją wołałam. Wszędzie za mną chodziła. Wychodziłam z nią na dwór, siadałam na trawie a ona biegała wokół mnie. Strasznie była do mnie przywiązana. Odeszła ze starości. Ostatnia była Grace, mały diabeł wcielony ;) Czarno-biała włochata kulka, płochliwa, stukająca tylnymi łapkami, brykająca i uciekająca ile sił w łapkach. Gryzła, drapała, kompletne przeciwieństwo swoich poprzedniczek. Uwielbiała gryźć kable, ale była taka śliczna, że nie było jak się na nią gniewać. Gdy odeszła postanowiłam, że to był mój ostatni królik.

Rocky i Molly
Nie pamiętam kiedy kupiłam Rockiego i kiedy dołączyła Molly, ale mam wszystko zapisane, jak znajdę to dopiszę ;) Nie była to parka, nie były trzymane razem. Rockiego kupiłam w zoologu, chciałam mieć szczurka, zawsze mi się podobały. Był strasznie dziki, kompletnie nie oswojony, bał się wychodzić z klatki, gryzł gdy chciało się go pogłaskać, więc i mało kto się nim w domu interesował. Dostawał tylko jedzenie i picie, rodzinka bała się go głaskać i wyjmować. Żył tak sobie jakiś czas, aż razem z kuzynką doszłam do wniosku, że najwyższa pora go oswoić, no bo przecież nie może być w klatce cały czas, też na pewno chce sobie pobiegać tylko się boi. Zaczęłyśmy od tego, że przysuwałyśmy klatkę do łóżka, akurat drzwiczki były na tej wysokości co łóżko, że jakby chciał to by sobie wyszedł wprost na nie. Nie chciał wychodzić ale był wyraźnie zaciekawiony. Zaczęłyśmy go kusić różnymi przysmakami. I tak dzień w dzień po kilka godzin, sam zaczął wychodzić, nie trzeba było przysmaków. Chodził po łóżku, wąchał nas. Okazał się strasznym pieszczochem. Od tamtej pory nie miałam z nim nigdy żadnych problemów. Często leżałam na łóżku oglądając TV a Rocky spał pod poduszką, wychodziłam z nim na dwór lub do sklepu, siedział sobie wtedy spokojnie albo w kieszeni z przodu, albo w kapturze. Zazwyczaj spał sobie. Bardzo spokojny, strasznie miziasty szczur :) Nie pamiętam dokładnie ale miałam go ponad 2 lata. Odszedł w nocy, tydzień przed moimi urodzinami. Wróciłam w nocy z kuzynką z jakiejś imprezy i gdy rano się obudziłam i chciałam zobaczyć co tam u niego, leżało już sztywne ciałko.
Molly dołączyła do nas jakieś pół roku przed śmiercią Rockiego. Taty kolega w drodze do pracy zauważył „coś białego” przy krawężniku. Podszedł przyjrzeć się i młody szczurek wdrapał się na niego po spodniach. Zabrał do pracy, tata zadzwonił i zapytał czy chcę szczurka. Jak mogłam odmówić? Jasne, że chcę. Ale niestety kolega zadzwonił do domu i jego córka też chciała, a jako, że to on znalazł to zabrał ze sobą do domu. Ależ byłam zła :D Po 2 dniach kolega szczurka przyniósł z powrotem, nie pamiętam już dokładnie ale chyba żona się nie zgodziła albo był jakiś konflikt między zwierzakami. W każdym bądź razie tata przyniósł ją do nas :D Zdrowa, biało-szara, młoda i bardzo towarzyska szczurka została nazwana Molly. Jako, że samiczka to przytaszczyłam z piwnicy drugą klatkę, bo nie chciałam młodych i nie wiedziałam czy się nie pogryzą (wtedy moja wiedza na temat szczurków nie była taka jak teraz). Molly była strasznie żywa, ADHD w czystej postaci. Kilka razy zrobiła mi w nocy pobudkę, biegając po mnie zamiast siedzieć w klatce. Musiałam porobić dodatkowe zabezpieczenia, żeby nie mogła otworzyć drzwiczek. Praktycznie w dzień biegała sobie po całym domu, Max w ogóle nie zwracał na nią uwagi, wszyscy byli nią zachwyceni. Niestety po ok. 2 miesiącach Molly odeszła… wieczorem zobaczyłam że coś z nią nie tak. Było już za późno na wizytę u weta, godzina ok. 22-23. Pozostał tylko telefon, zadzwoniłam i powiedziałam wszystko, miałam trzymać ją w ciepłym miejscu, żeby nie straciła temperatury, bo robiła się chłodna i rano na wizytę. Nie dożyła ranka, prawdopodobną przyczyną było zatrucie pokarmowe. Rodzice kupili jakiś nieciekawy pokarm (produkowany przez polska firmę, obecnie nie ma już tej firmy a przynajmniej nie zajmują się pokarmem dla zwierząt) i wet podejrzewał, że w skład mogły wchodzić pryskane rośliny. I tak straciłam dwa kochane szczurki w kilka miesięcy.

Między tymi zwierzakami były też przybłędy takie jak wspomniana wcześniej świnka morska, którą ktoś podrzucił na klatkę schodową. Zabrałam od razu do domu i zadzwoniłam do koleżanki czy nie chce. Następnego dnia była już u niej. Były kotki, jednego wyleczyłam bo był chory ale z racji, że Max nie tolerował kotów a nikt ze znajomych nie chciał, ja nie mogłam go trzymać to musiałam oddać do schroniska. Wcześniej innego wcisnęłam mojej cioci, ma go do dziś, wyrosła na piękną kotkę :) Były u mnie też wróbelki, wyciągnięte z krat przy okienkach piwnic gdzie wpadły. Był też żółw który spadł komuś z balkonu, zobaczyłam go jak leżał skorupką do góry nogami na dachu zaplecza sklepu, który mam pod balkonem. Na początku myśleliśmy, że nie żyje, ale jak zobaczyłam, że się rusza to weszłam na ten dach i zabrałam żółwia do domu. Miał pękniętą skorupę, poszłam do weta który stwierdził, że żółw jest już martwy, gdy wróciłam z nim do domu ruszył się więc jak mógł być martwy? Umarł jakieś 2-3 godziny później, i wtedy było widać, że naprawdę jest martwy. Okazało się, że żółw był sąsiadki i spadł z 6 piętra. Czysty wypadek, strasznie jej było przykro, mi również.

Mutant vel Mucio
Żółw którego dostałam od kolegi z klasy. Nie miał czasu się nim opiekować i po prostu nie chciał go już, wiedząc że uwielbiam wszelakie zwierzaki zapytał się czy bym chciała. I tak dostałam żółwia w akwarium. W akwarium tylko na noc, w dzień zazwyczaj albo siedział w toalecie przy rurze bo ciepło mu było albo wygrzewał się w słońcu przy drzwiach balkonowych. Często balkon specjalnie ogradzaliśmy i puszczaliśmy go żeby mógł się powygrzewać. Wbrew pozorom żółwie to zajmujące stworzenia, które wymagają czasu. U mnie taki okres nadszedł po bodajże 2 latach, musiałam go oddać. Znaczy nie musiałam ale chciałam, nie miałam czasu a chciałam dla niego jak najlepiej. Tata popytał w pracy czy ktoś nie chce żółwia. Akurat pracuje z nim taki kolega który ma bzika na punkcie takich zwierzaków. Miał już żółwia, chętnie zgodził się na przyjęcie do siebie Mucia. Ma on tam teraz prawdziwy raj i świetnie się chowa :) Lepiej chyba z wyborem domu trafić nie mogłam.

Mike
Chomik dżungarski, mały agresywny pyciek. Gryzł mocno ale dawał się wyciągać na ręce, zawsze poliki napakowane, spłaszczony do ziemi i gotowy do ucieczki. Nazywaliśmy go małym czołgiem. Fajnie było go obserwować.

Nemo
Nema dostałam od koleżanki, tak na małe pocieszenie po śmierci Maxa. Wiedziała, że bardzo mi się podobają koszatniczki, akurat wtedy były to stosunkowo „nowe” zwierzaki i byłam nimi strasznie zauroczona. Poszłyśmy pewnego razu do zoologa pooglądać, chciała żebym jej pokazała jak ta koszatniczka o której tyle jej opowiadam wygląda, bo jeszcze nie widziała. Gdy jej pokazałam powiedziała do sprzedawcy, że bierze jedną a ja mam sobie wybrać która. Byłam w szoku, ale w ten właśnie sposób Nemo znalazł się u nas w domu. Wszystkim od razu się spodobał jego kudłaty ogonek. Nemo jest ze mną do dziś, niestety w Szczecinie, ale mam w planach sprowadzenie go do siebie do Wrocławia. Chociaż obserwując reakcję rodziców to nie wiem czy mi go oddadzą ;) Moja rodzina w ogóle jest pozytywnie nastawiona do zwierząt, zwłaszcza do gryzoni których trochę już miałam ;) A Nemo jest ciekawski, żywotny i zwinny. Chociaż z tą zwinnością to wychodzi mu najlepiej jak się go puści by sobie pobiegał. Niedawno zrobiłam mu kompletne przemeblowanie w klatce, całkowicie inny wystrój (zbliżony do natury :P) i mój malutki ma trochę problemów z chodzeniem po gałęziach między półkami, okazuje się, że w wspinaczce po gałązkach mała niezdara z niego ;)

25.07.2005 - http://i33.tinypic.com/hsjs0l.jpg
25.07.2005 - http://i36.tinypic.com/9pul53.jpg
24.08.2008 - http://i33.tinypic.com/2wq768z.jpg
24.08.2008 pierwszy raz w kołowrotku - http://i38.tinypic.com/dnklu1.jpg
26.08.2008 - http://i33.tinypic.com/15yzztf.jpg
26.08.2008 przemeblowanie klatki, z zawziętością niszczy zrobioną przeze mnie kulę z papieru - http://i36.tinypic.com/3522g53.jpg
26.08.2008 zajadający się kolbą - http://i34.tinypic.com/2lia5qo.jpg
26.08.2008 nowy wystrój klatki już po ostatnich poprawkach - http://i35.tinypic.com/10fp8vn.jpg

Miktor
Pierwszy raz go ujrzałam jak miałam praktyki w stadninie koni. Przyjechałyśmy we 3 na praktyki i z drugiej strony bramy ujrzałam pirata, 2 wilczury i jakiś mały kundelek, którego bardziej było słychać niż widać. Od razu zaczęłam go wołać do siebie, żeby pogłaskać, był piękny. Biały w czarne łaty i ta czarna plama na oku… ahh :D To było w maju 2004, pół roku po stracie Maxa. W domu strasznie dokuczała cisza, już nie było słychać tupotu łap, nikt nie witał gdy się wracało do domu, tylko cisza. Zapytałam jak się wabi, jeden z pracowników, który tam pomaga powiedział, że nazwał go Miktor. Średnio na jeża reagował na to imię, biegał gdzie chciał, robił co chciał i jedyne co się rzucało w oczy to to, że był strasznie głodny, lgnął do ludzi ale co chwilę uciekał, nie dał się długo głaskać. Okazało się, że w stadninie jest od miesiąca, przybłąkał się i został. Chcieli go oddać ale nie było komu, nie stać ich było na wyżywienie ok. 40 koni, kozy, kilku kotów, psów i innych zwierząt. Miktor jadł to, co znalazł lub co ukradł. Spał albo pod gołym niebem albo zamknięty w boksie dla koni. Jak wypuszczali konie gdzieś tam za lasem, Miktor zawsze biegał z nimi, jak nie wracał to się cieszyli, że problem z głowy ale on wracał. Biegał miedzy nogami koni, starał się je zaganiać choć nie bardzo mu wychodziło. Raz tak biegał pod sporym ogierem, serce mi zamarło jak to zobaczyłam, jakby go kopnął byłoby po psie. A ten wariat biegał i się cieszył. To było przygotowanie do praktyk, które miały być w wakacje. Na razie jeździłyśmy tam co tydzień w weekendy. Właścicielka wydawała się bardzo sympatyczna, ale szybko to się zmieniło. Okazała się straszna. Nie będę się tu rozpisywać o tym jaka była i co tam robiłyśmy. Skupię się na moim piracie ;) Jak tylko wróciłam do domu zaczęłam o nim opowiadać, mama z bratem szybko się napalili na psa. Tata nie chciał, protestował, ale nie miał wyjścia, został przegłosowany ;) Powiedziałam kobiecie, czy mogę go zabrać, zgodziła się. Dla nich to ulga a dla nas ogromna radość. Na tych „praktykach” byłam 2 razy, za 3 razem czyli po 3 tygodniach odkąd tam pierwszy raz przyjechałyśmy, przyjechałam z bratem i jego dziewczyną po Miktora, ciężko było bo nie chciał wsiąść do samochodu. Na początku nie puszczaliśmy go bo tęsknił i chciał uciekać. Był chudy jak przecinek, za chudy jak na psa tej wielkości. Ważył jakieś 20-22kg. Jadł strasznie łapczywie więc musieliśmy mu ograniczać i wydzielać porcje, miał biegunkę, na dwór wychodził dosłownie co godzinę albo i co pół godziny, obojętnie czy w dzień w czy w nocy. Byliśmy z nim u weta, wtedy już u tego porządnego co się zna na rzeczy. Powiedział, że Miktor ma ok. roku i 4 miesięcy. Nic mu nie chciał robić do czasu unormowania się jedzenia i przejścia biegunki. Dał nam zalecenia jak postępować. Później go odrobaczyliśmy i zaszczepiliśmy. Długo nie mogliśmy go oduczyć by jadł powoli, nie tak zachłannie, dosłownie pochłaniał wszystko w mgnieniu oka, jakbyśmy mieli zamiar zaraz mu zabrać i więcej nie dać. Do tego podkradał jedzenie, nic nie mogło stać w jego zasięgu, nie ważne czy stało na stole, szafce czy gdziekolwiek. Tam gdzie sięgnął tam kradł jedzenie. Czasami śmieszne sytuacje z tego wychodziły, i się wszyscy śmieliśmy a czasami tata się denerwował, ze wstał tylko na chwilę a tu kanapki już nie ma ;) Okazało się również, że był bity. Zanim trafił do stadniny ktoś musiał się nad nim znęcać. Nie ma żadnych śladów, ale to widać po jego zachowaniu, ślady w psychice zostały. Bał się obcych ludzi, zwłaszcza mężczyzn, wszelkich rur, krzyków, kijów, w ogóle nie szczekał i nie umiał bawić się piłką. Szybko nadrobił straty, teraz szczeka jak opętany jak ktoś dzwoni, jak ktoś wraca do domu to szczeka, skacze i w ogóle kompletne szaleństwo. Wszyscy w domu muszą wiedzieć, że ta osoba wróciła ;) Uwielbia jak mu się rzuca kije, piłki, najbardziej lubi swojego gumowego kurczaka, któremu już odgryzł głowę. Z jedzenie już jest normalnie, oduczył się podkradania i nabrał na masie, teraz waży ok. 28kg, chociaż kto wie czy czasami nie waży nawet 30kg. Zawsze jak mówię mamie, że znów go spasła to twierdzi, że teraz tak ładnie wygląda, jak pies a nie chucherko i że jest za co złapać. W ogóle zrobił się z niego straszny arystokrata, ja na niego mówię czasami „Blondii”, no i zadzior z niego, nieustępliwy, z zawziętością walczy do końca. Taki wesoły głupol z niego, uwielbia pluskać się w wodzie i potem szaleć na piachu, aż cały czarny jest i na dokładkę poryć trochę w ziemi :D Już się tak nie boi ludzi, za to nadal boi się gdy ktoś krzyczy. Nawet w domu jak ktoś krzyknie to on ucieka do innego pokoju się schować, najczęściej do mnie i siada mi przy nodze i się tuli. Dla mnie to taka kochana sierotka, nie wiem jak ktoś mógł się go pozbyć, a już tym bardziej znęcać się nad nim. Rodzice na początku często mówili, że mają już dość, a bo to trzeba często z nim wychodzić, specjalna dieta, do weterynarza itp. i często padały słowa „a oddam go w cholerę” ale jak zaczynałam się burzyć to od razu było „no coś Ty, w życiu bym go nie oddała, już się przyzwyczaił do nas”. No i jest tak z nami już kilka latek. Zrobił się z niego pies kanapowiec. Wciska się na kolana jakby był kotem, myśli że się zmieści. Śpi na sofie albo na fotelu u rodziców w pokoju, na podłodze okazjonalnie tak samo jak na swoim miejscu. Ale nikomu to nie przeszkadza, więc nikt mu nie zabrania. Goniony jest tylko z łóżka rodziców, ale na sofie obok może sobie spać ;) No dobra wystarczy bo o nim referat bym mogła napisać a i tak byłoby za mało. A zapomniałabym, jedyna jego „wada” to notoryczne problemy z uchem. Co jakiś czas odnawia mu się i się strasznie drapie, ma zakraplane i pomaga, ale po paru miesiącach albo i częściej znowu to samo. Nie wiemy od czego tak ma, jakieś zapalenie.

11.08.2004 nasz szczypiorek – http://i35.tinypic.com/5l1afr.jpg
11.08.2004 – http://i34.tinypic.com/14tqb6t.jpg
19.07.2005 buszujący w zbożu – http://i38.tinypic.com/t8rrmg.jpg
25.07.2005 lekkie przymulenie - http://i35.tinypic.com/24gvpfc.jpg
12.08.2006 po przymusowej kąpieli w wannie - http://i34.tinypic.com/2econe8.jpg
29.09.2006 arystokrata – http://i37.tinypic.com/28tw2nb.jpg
11.03.2007 ahh te oczęta… - http://i34.tinypic.com/2cd8kdt.jpg
11.03.2007 jedna z moich ulubionych fot - http://i34.tinypic.com/2qiy22w.jpg
13.03.2007 bawimy się - http://i36.tinypic.com/fjixjn.jpg
13.03.2007 chwila odpoczynku - http://i33.tinypic.com/25plg1t.jpg
11.06.2007 remont mu nie straszny, zawsze znajdzie sobie miejsce - http://i38.tinypic.com/20jgyh3.jpg
11.06.2007 trochę na podłodze, trochę na łóżku - http://i33.tinypic.com/nod9xz.jpg
30.06.2008 tak robi gdy ja chcę iść w jedną stronę a on w drugą (mały osioł) - http://i34.tinypic.com/11qqttz.jpg
01.06.2008 - http://i33.tinypic.com/20537zn.jpg
24.08.2008 jedno z ulubionych zajęć - http://i37.tinypic.com/289gef6.jpg
24.08.2008 - http://i33.tinypic.com/p0hgx.jpg
24.08.2008 - http://i38.tinypic.com/34gvmvr.jpg
24.08.2008 - http://i35.tinypic.com/2cxaq36.jpg

Sigma i Megi
Długo oczekiwane szczurcie. Zawsze chorowałam na punkcie szczurków, w ogóle na punkcie gryzonie. Jak chodzę do zoologicznych to zawsze oglądam chomiki, myszy, króliki, koszatniczki i szczurki. To jest regułą, nie wyjdę z zoologicznego jeśli nie obejrzę, choćbym przyszła tylko po pokarm albo siano, muszę obejrzeć i koniec. Ostatnio coś mnie wzięło na gryzonia. Zaczęłam namawiać narzeczonego na zwierzaka. Chociaż chomik. Nie zgadzał się, ale później przemyślał i stwierdził, że chomik może być. Więc zaczęły się maratony po zoologicznych w poszukiwaniu młodego chomiczka syryjskiego. Nie chciałam ani dżungara, ani robo rowskiego, chciałam coś, co można potrzymać na ręce i można poczuć, że coś się ma. A takie 5 cm pyćki są leciutkie jak piórko, bardzo delikatne i kruche, trzeba bardzo uważać, żeby się gdzieś nie wcisnęły itp. Więc szukaliśmy, wszędzie były duże, przy okazji takich maratonów pokazywałam Łukaszowi (narzeczony) szczurki i męczyłam go czy może jednak nie wzięlibyśmy takiego maleństwa. Ale stanowczo odmawiał bo to „szczur”, bo ma „obrzydliwy ogon” itp. Aż w końcu Łukasz wyjechał w delegację do Gdyni na kilka dni, wtedy ja trafiłam na aukcję na allegro, gdzie były szczurki, 5 samczyków z jakiejś hodowli. Zadzwoniłam do Łukasza i zaczęłam mu mówić, i o dziwo zgodził się (chyba miał już dość mojego marudzenia), przy okazji dowiedział się, że mam na myśli 2 szczurki a nie 1 :D No i już miałam zamawiać, ale grzebałam jeszcze w necie i trafiłam na to forum. Zaczęłam czytać i czytać i czytać… Przywitałam się i napisałam, że planuję mieć ale nie ma żadnych ofert z Wrocławia. Wtedy Babli mi napisała, że transport to nie problem, i podesłała link gdzie były do oddania maluchy z Gdańska. Akemi zaoferowała pomoc w transporcie, bo jej znajoma akurat miałam wracać z Gdańska do Wrocławia. Porozmawiałam z dziewczyną która oddawała, zarezerwowałam maluchy itp. Jak tylko Łukasz wrócił zamówiliśmy klatkę i różne akcesoria. Gdy już wszystko było dograne dostałam wiadomość, że szczurki zostały już oddane… Nie powiem, przykro mi było bo czułam się jakby one już były moje a tu zonk, no ale trudno. Potem pokazała się oferta szczurków z Kielc, ale z transportem ciężko. Rozmawiałam sobie ze znajomy na gg, i mu powiedziałam, że nie wypaliło i nie mam szczurków, że są w Kielcach ale nie ma transportu (ogólnie same żale :P). Powiedział, że niestety nie pomoże, że gdyby były z Gdyni… i ja mu mówię, że akurat jest ogłoszenie z Gdyni, tak się złożyło, że za kilka dni miał jechać do Szczecina. Zagadałam do właścicielki, powiedziała, że nadal aktualne. Zaczęłam wszystko ustalać itp. Znajomy zgodził się je przetransportować do Szczecina, mi pasowało bo akurat wtedy miałam też jechać do Szczecina po odbiór dyplomu na uczelni. Dotarły bezpiecznie w sobotę, we wtorek wyjechałam z nimi do Wrocławia. Nasz pech, że jakaś grupa kilkunastu osób niepełnosprawnych spóźniła się na pociąg w Poznaniu i musieliśmy na nich czekać, w rezultacie we Wrocławiu zamiast o 22:53 byłam o 24. Wsadziłam tylko szczurki do klatki, nasypałam jedzenia, zmieniłam wodę i spać. I takim o to sposobem jestem szczęśliwą posiadaczką, dwóch piękności. Kolega mówił, że jedna jest bardziej bojaźliwa, a druga odważna. Przesłał mi filmik tej odważnej, bo tej bojaźliwej nie chciał stresować i nie wyjmował jej. Od razu postanowiłam, że to będzie Sigma :D ale nie wiedziałam jak nazwać tą strachliwą istotkę. Myślałam długo, aż w pociągu do Szczecina wymyśliłam, że to będzie Megi. Faktycznie Sigma jest odważna, wszędzie wścibia ten swój różowiutki nosek, a Megi jest ostrożna, pierwsza się nie wychyla, idzie dopiero jak zobaczy, że siostra wyszła. O dziwo jak zaczęłam je obserwować u siebie już to okazało się, że ta „nieśmiała i bojaźliwa” dominuje Sigmę i robi się z niej taki mały czort :D Podgryza mnie, chociaż nie wiem czy tak to można nazwać, po prostu łapie za palce i puszcza, jakby próbowała a za chwilę liże :) Jak je puszczam to jak dwie błyskawice, nie nadążam za nimi jak chcę zrobić zdjęcie. Zmiana kierunku co sekundę, wiecznie zabiegane, cały czas gdzieś im się śpieszy. Zanim aparat załapie to już tylko pusty kadr albo kawałek zadka z ogonem. Moje szczęście, że pilnują się mnie. Niby biegają wszędzie ale jak tylko się ruszę zaraz obie są przy mnie i sprawdzają co się dzieje. Jak się czegoś wystraszą to teraz lecą na ślepo do mnie :) Takie małe kochane istotki, zauroczona jestem nieziemsko. Czekam tylko aż Łukasz się do nich przekona, w myśl zasady nic na siłę ;)

Sigma
24.08.2008 - http://i37.tinypic.com/ou7ihk.jpg
26.08.2008 - http://i33.tinypic.com/23hkm0w.jpg
27.08.2008 - http://i34.tinypic.com/6s6udx.jpg
28.08.2008 - http://i38.tinypic.com/302bg3m.jpg
29.08.2008 - http://i34.tinypic.com/2wgvvo8.jpg

Megi
24.08.2008 - http://i35.tinypic.com/29xzz48.jpg
26.08.2008 - http://i37.tinypic.com/v8ljd0.jpg
27.08.2008 - http://i35.tinypic.com/2uihjck.jpg
28.08.2008 - http://i38.tinypic.com/1zwg9j6.jpg
29.08.2008 - http://i37.tinypic.com/35in5ds.jpg

Razem
26.08.2008 zaraz po podróży, nie było zamontowanych półek jeszcze, chciałam już iść spać - http://i34.tinypic.com/b63cxk.jpg
27.08.2008 tak zastałam je rano jak się obudziłam ;) - http://i33.tinypic.com/16kvu4p.jpg
27.08.2008 zwiedzanie klatki - http://i37.tinypic.com/ete8vo.jpg
27.08.2008 - http://i35.tinypic.com/lfmgp.jpg
27.08.2008 wprowadziły małe poprawki do domku, zrobiły dodatkowe wyjście z tyłu - http://i33.tinypic.com/msmwiv.jpg
28.08.2008 ranek - http://i36.tinypic.com/2cxszn8.jpg
29.08.2008 jedyne zdjęcie na wybiegu gdzie obie są obok siebie i udało mi się złapać je w kadr :D - http://i38.tinypic.com/2hcizxk.jpg


Uff, chyba wszystko. Jeśli coś pominęłam, to jak sobie przypomnę to dopiszę ;) (o mały włos a zapomniałabym o Miktorze…)
Korzystając z okazji chciałabym tylko podziękować Babli za naprowadzenie na adopcję z innego miasta, czego wcześniej nie brałam pod uwagę i Akemi za pomoc w organizowaniu transportu.

Jeśli komuś udało się przebrnąć przez ten strasznie długi post to ogromne gratulacje ;)
Ostatnio zmieniony pt sie 29, 2008 6:04 pm przez Naixinka, łącznie zmieniany 1 raz.
Babli
Posty: 4604
Rejestracja: ndz kwie 27, 2008 10:21 am
Lokalizacja: Maków Podhalański

Re: Moje czorty kochane

Post autor: Babli »

:o Ledwo doczytałam ;D Ale warto było. Gratulację za napisanie tekstu.. ładne fotki :D
Awatar użytkownika
Czerwonaona
Posty: 1093
Rejestracja: ndz sty 21, 2007 1:55 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: Moje czorty kochane

Post autor: Czerwonaona »

Jej jak oglądałam zdjęcia Miktora to pare razy sie przyglądałam na tym pierwszym zdjęciu taka chudzinka a pozniej takie piekny zadbany pies...ehh co ludzie potrafia zrobić ze zwierzątkami.No i gratuluje pieknych szczurzych panienek:)Kocham małe huskulce zreszta ja wszystkie kocham ale do tych jakis specjalny sentyment mam:)Mizianko i głaskanko dla wszystkich czorcików:)
lxxx
Posty: 352
Rejestracja: pn kwie 23, 2007 5:27 pm

Re: Moje czorty kochane

Post autor: lxxx »

Wiesz Naixinko, obserwowałam Twoje starania o szczurki od pierwszego Twego wejścia na forum i zostaje mi tylko Cię pochwalić za determinację i dobrą organizację. Nie było to proste, prawda? Ale za to satysfakcja ogromna. Takich opiekunów lubię, takim uważam można zaufać.
W odróżnieniu od chętnych na adopcję, którzy piszą, że chcą by im szczurka dostarczyć pod wskazany adres, a najlepiej opakowanego i przewiązanego czerwoną tasiemką. To czywiście żart, ale pokazuje, jak można różnie podejść do tego samego tematu.
Tym większe słowa uznania za to co zrobiłaś.
Naixinka
Posty: 653
Rejestracja: sob sie 09, 2008 6:05 pm
Lokalizacja: Szczecin/Łódź/Wrocław

Re: Moje czorty kochane

Post autor: Naixinka »

Aj bo się zarumienię ;) Dzięki. W sprawach związanych ze zwierzętami zawsze jestem zdeterminowana, dla nich wszystko :)
A co do Miktora, zapomniałam napisać (skleroza postępująca :P) odebraliśmy go "w ostatniej chwili". Jak rano przyjechaliśmy okazało się, że w nocy jeden z wilczurów też o imieniu Max (przyznam wielkie bydle z niego) rzucił się na Miktora i trochę poszarpał mu ucho. Po tym babka zdecydowała, że jeszcze tego samego dnia albo następnego odwozi go do schroniska, więc dzień zwłoki i już bym nie miała takiego wyjątkowego psiaka. Mówiła wcześniej, że Max dominuje i pogania inne psy, ale Miktor wtedy był chudziutki, młody i zwinny to mu umykał. Raz się nie udało ale ucho ładnie się zagoiło. No i pamiętam, że jak wychodziłam z nim na spacer to wszyscy sąsiedzi się patrzyli, albo zaczepiali mnie i pytali o niego, skąd taką piękność mamy. Ba, nawet obcy ludzie mnie zaczepiali co to za rasa. Jak go trochę podtuczyliśmy i już nie był tak przeraźliwie chudy to zaczepiali i pytali co robimy, że ma taki puszysty ogon, że ma taką ładną sylwetkę. Normalnie same ohy i ahy :D
Awatar użytkownika
strup
Posty: 937
Rejestracja: pn cze 30, 2008 8:46 pm
Lokalizacja: wołów/wrocław

Re: Moje czorty kochane

Post autor: strup »

Niesamowite opowieści, warto przczytać jaki to zwierzyniec piękny miałaś, i cudownych rodziców. ;)
ruth. oktawia. mela. fibi. odetta. bit. box. bletka. blesss ya. puff. bella. dorotka.
(*) hera. schizma. kryszna. kometa. sziwa. freya.

Obrazek
Naixinka
Posty: 653
Rejestracja: sob sie 09, 2008 6:05 pm
Lokalizacja: Szczecin/Łódź/Wrocław

Re: Moje czorty kochane

Post autor: Naixinka »

Ja nie wiem, Megi zaczyna pokazywać rogi. Nie dość, że jak dłużej sobie biega to szuka co było by dobre dla jej ząbków, to teraz łapie Sigmę za ogon i ciągnie. Wasze szczury też tak robią? boję się, że jej coś zrobi z tym ogonkiem.

W ogóle z Megi to taki mały łakomczuch, dostają zawsze po tyle samo ale Megi je szybko i potem leci do Sigmy i próbuje jej zabrać, a ta biedna musi uciekać i chować się po kątach, żeby zjeść w spokoju. A na początku wydawało mi się, że Megi taka spokojna a Sigma będzie łapserdakiem, a tu proszę - niespodzianka ;)
Nakasha
Posty: 5397
Rejestracja: wt sty 04, 2005 7:14 pm
Numer GG: 4379189
Lokalizacja: Białystok - Kuriany
Kontakt:

Re: Moje czorty kochane

Post autor: Nakasha »

wow, jak dużo napisałaś :D fajnie się czytało :).

A dwie huskolki są super, śliczności :D. Kupiłaś im fajną klatkę, gratulacje! :). Na pewno będą dla Ciebie wspaniałymi towarzyszami :).
Z nami: Ganix, Yetta, Inari, Cerridwen, Ceres Ciel i dziczek Włóczykij
Za TM: 88 szczurzych duszyczek

Obrazek
martucha1991
Posty: 171
Rejestracja: pt cze 27, 2008 8:34 am
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: Moje czorty kochane

Post autor: martucha1991 »

huskulinki śliczne, niewątpliwie mają swój urok:) podziwiam za napisanie tak długiego tekstu, ja jestem zbyt leniwa na taki wyczyn:P mam pytanie odnośnie klatki:jakie ma wymiary? znalazłam dziś na allegro chyba identyczną, ale widziałam niestety tylko foty ;)
ze mną: Nano i Piko ;)
za TM: Kropka, Rudzielec, Burbon, Gwiazdka, Czarek, Whisky, Ząbek, Zadzior, Zawias, Spidi, Imbir, Goździk, Karolinek, Gruby, Rocky, Cynamon, Rambo
Naixinka
Posty: 653
Rejestracja: sob sie 09, 2008 6:05 pm
Lokalizacja: Szczecin/Łódź/Wrocław

Re: Moje czorty kochane

Post autor: Naixinka »

Klatka dokładnie TAKA z tym, że ja kupiłam poprzez stronę Zoohandlu a nie Allegro. Wymiary 70x40x80. Ja jestem z niej zadowolona póki co ;)

A co do tekstu, fakt trochę mi zajęło pisanie (kilka godzin z przerwami :P), ale myślę że było warto. Nie chciałam nic pominąć przy którymś zwierzaku, choć i tak mogłabym jeszcze sporo dodać :)
Nakasha
Posty: 5397
Rejestracja: wt sty 04, 2005 7:14 pm
Numer GG: 4379189
Lokalizacja: Białystok - Kuriany
Kontakt:

Re: Moje czorty kochane

Post autor: Nakasha »

Jeśli kocha się swoje zwierzaki, to zawsze można coś dodać :D

A taka klatka jest idealna dla 2 szczurków :).
Z nami: Ganix, Yetta, Inari, Cerridwen, Ceres Ciel i dziczek Włóczykij
Za TM: 88 szczurzych duszyczek

Obrazek
Naixinka
Posty: 653
Rejestracja: sob sie 09, 2008 6:05 pm
Lokalizacja: Szczecin/Łódź/Wrocław

Re: Moje czorty kochane

Post autor: Naixinka »

Dawno nic nie pisałam a fotki czekały ;)

Jakiś spory czas temu dałam do klatki papierowy dom. Na początku panienki się bały, schowały się w swoim drewnianym i niepewnie z daleka wąchały. Sigma trzymała się z daleka, Megi jako pierwsza wlazła do środka i zaczęła demolować...

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Megi w akcji i jej dzieło po...
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Śmiać mi się chciało bo po doszczętnym rozebraniu domku na czynniki pierwsze panienki doszły do wniosku, że papier to dobra rzecz by sobie zrobić gniazdo. Naznosiły go do domku, zapchały cały tak, że potem żadna nie mogła wejść do środka i spały na górze. Musiałam im trochę ogarnąć to pobojowisko, żeby znowu sobie mogły spać w domku ;) Ale za to jak słodko sobie spały.
Obrazek Obrazek

I trochę fotek z wybiegu, kupiłam ściółkę dla gryzoni "Chomik". Wygląda jak ziemia. Mój TŻ przyniósł z pracy mały kartonik, nasypałam i puściłam panienki. Na początku zero zainteresowania, czasem któraś podbiegła powąchała i dalej pobiegła. Teraz za każdym razem wskakują do kartonika i zawzięcie kopią ;)
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Jak dostały po dropsie to każda zwiała w inną stronę
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

A na koniec mój mały brudasek - Megi po zabawie w kopanie ;)
Obrazek

W weekend czeka nas przemeblowanie w klatce bo doszły nowe zabawki. Panienki są kochane, jak wracam z pracy to zawsze pierwsze co, to mówię do nich jak tam minął im dzień. Jak tylko usłyszą mój głos to już na drzwiczkach wiszą :)
Nakasha
Posty: 5397
Rejestracja: wt sty 04, 2005 7:14 pm
Numer GG: 4379189
Lokalizacja: Białystok - Kuriany
Kontakt:

Re: Moje czorty kochane

Post autor: Nakasha »

Śliczne panienki :D na pewno miały wspaniałą zabawę :D
Z nami: Ganix, Yetta, Inari, Cerridwen, Ceres Ciel i dziczek Włóczykij
Za TM: 88 szczurzych duszyczek

Obrazek
Awatar użytkownika
strup
Posty: 937
Rejestracja: pn cze 30, 2008 8:46 pm
Lokalizacja: wołów/wrocław

Re: Moje czorty kochane

Post autor: strup »

Śliczne. ;) Ale mają atrakcji. ; D
ruth. oktawia. mela. fibi. odetta. bit. box. bletka. blesss ya. puff. bella. dorotka.
(*) hera. schizma. kryszna. kometa. sziwa. freya.

Obrazek
Naixinka
Posty: 653
Rejestracja: sob sie 09, 2008 6:05 pm
Lokalizacja: Szczecin/Łódź/Wrocław

Re: Moje czorty kochane

Post autor: Naixinka »

Dzisiaj zrobiłam generalne porządki w klatce i przy okazji zmieniłam wystrój. Jak tylko wpuściłam panienki, zaczęły zwiedzanie, Megi oczywiście wzięła się za jedzenie. Godzina nie minęła a już któraś przegryzła jeden pasek w hamaku :-\ Cholery moje małe, tylko jak tu się złościć jak potem dostaje się takie buziaki... ::) Mam tylko nadzieję, że więcej nie nabroją i hamak jakoś przeżyje.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nasi pupile”