Moja klusia, odeszła dzisiaj rano. Tak potwornie źle się czuję

Była ciekawska, energiczna, oaza spokoju, nigdy mnie nie ugryzła ani nawet nie próbowała. Nie denerwowała się, nie puszyła na nowe lokatorki, sam miód. Nie mogę na nią powiedzieć ani jednego złego słowa. Nie wiem co się stało, w poniedziałek chciałam z nią jechać na usunięcie guza... Wczoraj wieczorem przed wyjściem do pracy zajrzałam do dziewczyn i zobaczyłam, że Akira leży rozpłaszczona, myślałam, że to z duchoty. Wyjęłam ją na chwilę i było ok, zjadła gerberka z lekiem, pochodziła chwilkę, wszystko w normie. Wsadziłam do klatki i wyszłam do pracy. Rano jak wróciłam to znowu leżała rozpłaszczona. Wyjęłam ją i od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Kładła się, jak szła to jakby się czołgała i za chwilę znowu kładła. Łapki miała trochę chłodne, oddychała dobrze, nie wyglądało by coś ją bolało, by miała jakieś trudności. Wsadziłam ją do transporterka. Było troszkę po 7, więc stwierdziłam, że się zdrzemnę do 8-9, i potem napiszę do Akemi, czy wie czy dr Strugała dzisiaj przyjmuje i o której. Obudziłam się przed 9, zajrzałam do transporterka ale Akirka już była za TM. Gdybym tylko wiedziała, to bym poleciała od razu do całodobowej, nie zostawiłabym ją samą w transporterze

Jaki człowiek jest głupi, naiwny...
Dopiero co pochowałam Lilcię...
Kocham Cię moja klusio
