Ech... moje wstręciuchy zrobiły mi paskudną demolkę w pokoju.
A zaczęło się od tego, że rodzice pojechali na działkę. Stwierdziłam więc, że pojadę na 1,5 dnia do dziadka do Opola. Kapsel, ponieważ nie jest jeszcze do końca sprawny, trafił na przechowanie do Kameliowej - trzeba go troszkę częściej karmić miękkimi rzeczami.
Reszta szajbusów miała zostać w domu. Przed wyjazdem starannie u nich posprzątałam, dałam im zapas jedzenia, jaki z reguły pochłaniają w ciągu 2 dni (to tak na wypadek nieprzewidzianych okoliczności). Ogarnęłam trochę w pokoju, zabezpieczyłam drzwi do klatki łyżeczkami (do dzisiaj to był sprawdzony motyw) i pojechałam.
Wróciłam i co zastałam? Groza...
Na swoje własne szczęście drzwi od pokoju zamknęłam. Dziewczyny jakimś cudem wypchnęły łyżeczkę spomiędzy prętów i wylazły na zewnątrz. Nie wiem, czy to się stało w piątek wieczorem, czy wczoraj, czy też może dzisiaj rano. W każdym razie, małe łobuzy dokonały dzieła zniszczenia. Oto lista ich przewinień:
- rozwaliły worek z trocinami po sprzątaniu i rozwlokły trociny po całym pokoju
- zrzuciły kwiatek z półki i trochę go ponadgryzały
- zrzuciły ze stołu koszyk jr farma i rozsypały całe sianko po dywanie
- wyjadły z torebki leżącej na parapecie cały zapas suszonego banana
- zeżarły mi dwie malagi, które zostawiłam na biurku. I oczywiście zostawiły czekoladowe odciski łapek na blacie
- pozrzucały różne drobiazgi z półki nad komputerem (dobrze, że laptopa wzięłam ze sobą

)
- porozwalały ziemię z kwiatka po całym biurku i okolicach (co te cholery widzą w grzebaniu w ziemi??
- zrzuciły z parapetu paczkę świeżo kupionych kopert
- szczury w klatce, która stała na podłodze, niezwłocznie wciągnęły paczkę do siebie, wszystkie 20 kopert drobniutko posiekane posłużyło za dodatkową pościel.
- zabawiały się w łowienie listków zielonej herbaty, której niedopity kubek zostawiłam nieopatrznie na parapecie
- porozwalały te listki wszędzie dookoła
- pokupały po kątach całe sterty bobków (i to chyba świadczy za tym, że dość długo były na wolności

)
i najgorsze:
- pogryzły kabel zasilający od modemu (na szczęście przed wyjściem odłączyłam wszystko od prądu)
Grrraaaaaarrr!! przez te paskudy muszę się łączyć z internetem przez telefon... przynajmniej do czasu, aż wymienię zasilacz..
Babska wstrętne moje dostały szlaban, a jakże. Zamiast łyżeczki mają kłódkę na drzwiczkach i o, tyle wybiegu dzisiaj będą miały ---> . . Przynajmniej dopóki nie posprzątam tego syfu i nie zorientuję się po znajomych, kto ma sprawny zasilacz od modemu.
Po tym, jak zobaczyłam pobojowisko w pokoju, musiałam jeszcze oczywiście szukać scur po całym pokoju. Na szczęście Ninja i siostry ADHD były na tyle wygodnickie, że na spanie wracały do klatki (i tam je zastałam, jak wróciłam). Mała, Bezogonka i Lily szlajały się po całym pokoju. Lilkę wyciągnęłam z półki za kompem rodziców. Bezogonka sama (na szczęście) wylazła zza szafy, jak usłyszała, że przyszłam. Najgorzej było z Małą. Schowała się pod szafą i siedziała cichutko jak trusia. Dopiero, jak skusiłam ją bananem, to wysunęła łepek z bezpiecznego schowanka. Ale żeby wyjść dalej, to już nieee, drodzy państwo. Czekałam dobre 20 minut, przyczajona przy rogu szafy jak kot przy mysiej dziurze i wabiłam banankiem, aż łaskawie Mała Cholera raczy wyjść i dać się złapać.
No. Wyżaliłam się na moje paskudy ogoniaste. Idę dalej ogarniać ten bałagan. A potem dam im coś dobrego do przegryzienia. 