zapraszam, zapraszam
ale od razu uprzedzam, że brzoswinka duszą i ciałem oddana jednemu jedynemu, także dla innych możliwa tylko konsumpcja wizualna
Bo tak, sssouzie:
czyżby Misiu takiego przyjacioła nie miał?
oczywiście, istnieje ktoś taki jak przyjaciel Misia
aczkolwiek...
Kilka faktów z ostatnich 24 godzin:
Wczoraj na obiad była wątróbka i marchew. Herman tylko pierwszy głód zaspokaja przy misce razem z innymi, po kęsie czy dwóch zabiera się za magazynowanie i wynosi się z prowiantem precz. I tym razem z krążkiem marchewki i kawałkiem wątróbki wyniósł się na hamak. Coś mu jednak w łepetynie zaświtało i zbiegł jeszcze dla pewności obadać czy spodek rzeczywiście jest pusty i wylizany. Nie mogło być inaczej, więc uspokojony wrócił na górę, ale ...nie do tego hamaka, gdzie zostawił był swój prowiant (ma się tą specyficzną umysłu właściwość

), tam z kolei chwilę potem udał się Misiu.
Misiowi coś się stało w łapkę. Nie wiem co, rano nic mu nie było, przy obiedzie już utykał, obmacałam, powyginałam, wszystkie stawy sprawne, tylko podbicia nie dał dokładnie obejrzeć. Miś nie ma tendencji do forsowania się jak Herman w podobnych sytuacjach, ale wolałam, żeby spędził tę noc w niskiej klatce. Ale to dopiero noc.
Wracając do popołudnia: Herman w jednym hamaku, hermanckie zapasy i Misiu - w drugim.
Nie minęła chwila jak widzę, że czub daje susa przez półeczkę do Misia. Mówię sobie – ładnie z jego strony wesprzeć duchowo przyjaciela.
Tylko, że po pierwszym, następuje drugi jeszcze szybszy sus z powrotem – z wyszarpniętym spod Misia jedzeniem,
myk na swój hamak
To jeden przyczynek do obrazu przyjaźni czarnego i białego.
Drugi. Wieczór - Misiu na komodzie przekopuje chorobówkę – wszystkie szmatki w kąt, i Misiu zostaje sam na sam z ceratą
Tutaj też się dobrali jak Paweł i Gaweł: kiedy jeszcze byli tylko we dwóch ich wspólne gospodarzenie wywoływało mój nieustający chichot. Herman-gniazdownik lubował się w wypychaniu domku po brzegi znaleźnymi szmatkami, Misiu–asceta w wygarnianiu wszelkich zbędnych szpargałów. Była na przykład tak, że czarne ułożyło każdą fałdkę wspólnego gniazdka z centymetrem w zębach i szło coś przekąsić. Kiedy wróciło misternie utkane gniazdo leżało wywalone poza domek, a białe smacznie już spało na gołej glebie.
Nieraz trzymałam się za brzuch widząc ich nos w nos, negocjujących czy jakiś papier trafi do domku czy z niego wyfrunie.
Kochane stare dobre małżeństwo. To zdjęcie sprzed roku, wyszło czarno-białe, dla mnie ponadczasowe http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C03141.jpg
Znów odbiegłam.
A więc wczoraj wieczór, Misiu w samotni, pogrążony w ascezie. Hermanowi coś nie pasuje w dużej klatce: gdzie wierna poduszeczka ?, brzoskwinka miła, puszysta, cieplutka ? Nie ma ?!

- A masz trzy bobki na półeczkę ! Foch !
(normalnie Herman czyścioszek nigdy tego nie robi)
Rano.
Misia wypuściłam najpierw, jak co dzień pierwsza styczność ze światem jest mu znośna tylko pod osłoną pierzyny.
Hermana też tam skierowałam, ale nie zmienisz woli grzmota, który ma w zamyśle poranny obchód pokoju.
Później przylazł pod kołdrę, ale Misiu zdążył już był zejść pod tapczan

.
Spotkali się dopiero z powrotem w klatce. (Miś jeszcze kuleje, ale większość dnia prześpią, niech więc będą razem)
Miś z nabożnością pielgrzyma spragnionego wody zanurkował pod Hermana.
Delikatność i ufność całkowita z jaką zawsze oddaje się czarnemu zapaleństwu jest poruszająca.
Jeden ma masywny profil bulteriera, drugi cygańskie oczy. Są dla siebie stworzeni.
Teraz śpią w hamaku, jak dobrze mieć kogoś spokojnego na kim oprzeć zbyt pełną głowę
http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C09282.jpg
gadam tyle i gadam, bo czekam na 11-stą, żeby dzwonić do weta w sprawie Hermana; i właśnie wybiła
...........................
piątek, 11