Dzięki, potrzebowałam słów wsparcia jak powietrza! Za dużo ostatnio się na nas zwaliło, śmierć w rodzinie, problemy w pracy, rozbity samochód, biedna Chi i Cookie-wariatka...

Ale wczoraj świętowaliśmy 6 rocznicę ślubu i wróciła odpowiednia perspektywa.
Pakt o nieagresji jest najlepszym, co osiągnęliśmy jak dotąd z Kukinką. Polegało to na tym, że my jej nie dotykamy dłońmi, a ona wraca do klatki sama, kiedy zbieramy pozostałe szczury. Można ją czasem było przenieść na przedramieniu, jeśli miała dobry humor. Poza tym, brała jedzonko z dłoni, zarówno w klatce, jak i na wybiegu. Co prawda od razu zmykała, jakby jej ktoś ogon podpalił, ale cóż... Ale wystarczy jakaś głupota: zmiana godziny posiłku, przestawienie foteli w szczurzym pokoju w nowe miejsce, żeby szczura się "zresetowała" na kilka dni.
Bałam się, co będzie, jak wrócimy z urlopu, ale o dziwo było niemal idealnie przez 2 dni. A potem wywąchały Chi w drugim pokoju. Jest taka spięta, że nie bierze nawet przysmaków z dłoni, z jedzeniem z michy czeka, aż sobie pójdę. Tzn. dzisiaj jest już ciutek lepiej, zaczęła jeść gerberka z palca. Na razie wystarczy drgnienie dłoni lub nieco zbyt wysoko uniesiony palec, żeby nie jadła, ale przynajmniej coś się poprawia.

Od początku panicznie boi się dłoni, labisia moja szalona.