No i zapeszyłam! Nie zdążyłam nawet napisać, że Gadusia zwichnęła łapę, a już Cookie chora na całego.
Nie mam pojęcia, co Gadusia zrobiła, ani nawet czy w klatce czy na wybiegu. Tego dnia miały przez większą część dnia otwarte i wychodziły bez mojej kontroli. Zauważyłam, że coś jest nie tak, kiedy zgarniałam dziewczyny na noc. Łapka spuchnięta i podkulona. Na szczęście okazało się, że wszystko jest na miejscu i trzeba tylko poczekać, aż się zagoi. I rzeczywiście, po trzech dniach nie było już śladu.
A dzisiaj znowu byłam u weta, tym razem z Cookie. Wczoraj zaczęła posmarkiwać, dzisiaj chrumka na całego, do tego zauważyłam, że posikuje krwią! No i ma: szmery w oskrzelach i zapalenie pęcherza, na szczęście na razie nie jakieś straszne, bo zareagowałam szybko. Dostała antybiotyk na wynos, ale i tak będziemy często zaglądać do weta, bo trzeba jej wyciskać ropę, a przecież ta cho*era prędzej mi rękę odgryzie, niż pozwoli się dręczyć. Co jak co, ale jej to nawet zastrzyku nie zrobię. A wiem, bo próbowałam. Ale małż jest i tak ze mnie dumny, bo Cookie dzisiaj u weta nawet przy nieprzyjemnych zabiegach mnie nie ugryzła.
Na pocieszenie przyszły dzisiaj zamówione cztery tarasy Ferplastu - drewniane półeczki coraz dotkliwiej przypominały, że już czas ich się pozbyć. Na razie cieszę się tylko trzema tarasami, bo czwarty przyszedł pęknięty. No, ale reklamacja przyjęta bez problemu, więc mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu będę już mieć wszystkie.
Rozpędziłam się z urządzaniem na nowo klatki i dorzuciłam na górę mojej dwukuwetowej willi klatkę, w której na początku mieszkały labisie. Trochę śmiesznie to wygląda i na razie jest pusta, ale ogonkom chyba się podoba. Zdążyłam już zapomnieć, że Beziuta lubiła piłować kratki. W dwukuwetowej są odstępy 7mm, więc nie mogła, a teraz siedzi na górze i uparcie piłuje.
