Kiedy wczoraj rano wychodziłam z domu wszystko było w porządku, Mały pił sobie wodę, biegał po klatce, zaczepiał współlokatora, jak zazwyczaj. Z kolei, kiedy wróciłam, biedaczek leżał bez życia na ściółce. Z kolei drugi, najwyraźniej zadowolony z takiego obrotu spraw spał sobie w najlepsze. Myślałam, że czymś się zatruł, że jakieś choróbsko znienacka Go zaatakowało... Ale dzisiaj rano podczas sprzątania klatki okazało się, że drugi ogonek ma całe łapki i nos we krwi. Morderca...
Axl miał 2 lata, był najweselszym, najufniejszym i najbardziej kochanym ogonkiem, jakiego miałam okazję u siebie gościć... Ciężko jest zacząć mówić o nim w czasie przeszłym, uwierzcie.

[*]