Ech, i znowu długo nas nie było. A działo się dużo, i trochę zabawnie, ale ostatnio w większości smutno - uprzedzam, że wpis nie kończy się dobrze, niestety
Najpierw, po długiej chorobie odeszła Luna. Podjęliśmy decyzję, że pomożemy jej odejść - nie było sensu przedłużać agonii
![Cry :'(](./images/smilies/cry.gif)
i tak przeżyła długie i piękne szczurze życie - miała prawie trzy lata [']
Po śmierci Luny przygarnęłam do siebie jedną bidę - klucha była do oddania na
allegro.
Pcheła jest uroczą kapturkową szczurzycą i jest maleńka. W tej chwili, na moje oko, ma około 2 miesięcy. Rośnie jak na drożdżach, ale myślę, że imię do niej pasuje i tak już zostanie (TŻ powiedział, że będzie wesoło, jak urośnie i się roztyje
![Grin ;D](./images/smilies/grin.gif)
) Na razie zdjęć brak - aparat w komórce nie jest w stanie ogarnąć jej szybkich ruchów. Pierwsze 2 tygodnie Pcheła spędza w osobnej klatce - z przeprowadzką do woliery poczekam jeszcze do jutra/weekendu - wcześniej bałam się, że spokojnie zmieści się między prętami woliery i wolałam nie ryzykować zostawiania jej razem z wielkoszczurami. Jest urocza - nie zwiewa przed człowiekiem, lekko czasem skubnie po palcu, ale bardziej w zabawie niż na serio. Zna też szczurzą etykietę - przy poznawaniu reszty stada zachowywała się dokładnie tak jak powinna - bez podskakiwania grzecznie podporządkowała się moim potworzynom i sztywno czekała, aż wszystkie skończą ją obwąchiwać.
Nawet labinki coraz bardziej oswajają się z otoczeniem i powoli przywykają do myśli, że już nikt ich nie będzie krzywdził. Gadzinka urosła, nie ważyłam jej, ale na oko mogę powiedzieć, że wagowo mieści się w granicach 400-500g (bliżej 500), jest o wiele bardziej dojrzała niż Gryzelda. Ostatnio nawet przychodzi do mnie na kolana i nie ucieka z kawałkiem herbatnika, tylko siada i wcina na miejscu
![Smiley :)](./images/smilies/smiley.gif)
I często daje się pogłaskać, wziąć na ręce bez zwiewania.
Z Gryzeldą również lepiej - coraz mniej kąsa, robi się troszkę odważniejsza. Potrafi już wleźć na kanapę w momencie kiedy na tej kanapie siedzę, włazi też na moje kolana (dopóki się nie poruszę zbyt gwałtownie). Parę dni temu przeżyłam szok - połapałam już wszystkie ogony oprócz Gryzi, ją też zamierzałam schwytać, ale na chwilę przyłożyłam głowę do poduszki... i obudziłam się o 7:22 rano, w ubraniu i przy zapalonym świetle. O dziwo, Gryzelda nie pogryzła ani mnie, ani kabli, tylko wspięła się grzecznie na komodę, ułożyła za klatką Pcheły i tam zasnęła (o tyle dziwne, że z reguły, kiedy zasypiałam przy Gryzeldzie, to budził mnie dziab w nos, ucho albo inną część ciała).
Gorzej jest natomiast, jeśli chodzi o Ninję
![Cry :'(](./images/smilies/cry.gif)
Przez tydzień było dobrze, i nagle znów zaczęło się sypać.. najpierw zaczęła kichać, więc zabrałam ją do weta. Dostała unidox + witaminy. Pomogło, przez 3 dni, po 3 dniach obudziłam się rano i zamarłam - Ninja była spuchnięta jak balonik. Znów, jazda do weta, tym razem furosemid dostała, raz w zastrzyku, a do domu dopyszcznie po 2 krople rano i wieczorem. Furosemid pomógł, ale znów tylko chwilowo. Nie było mnie przez 1,5 dnia, w tym czasie szczurami zajmował się TŻ. W sobotę wróciłam wieczorem, zobaczyłam co dzieje się z Ninją i od razu pojechałam do lecznicy. Leżała na grzbiecie, przez chwilę myślałam, że to koniec, ale nie. Wdał się niedowład i mimowolne skurcze tylnych łapek, w sobotę wyglądało to po prostu strasznie - trzymałam ją na rękach, a ona 'pedałowała' tylnymi łapkami, ale zupełnie jakby bez udziału świadomości. W lecznicy osłuchał i obejrzał ją dr Spociński, diagnoza - prawdopodobny obrzęk mózgu (ale nie wiadomo, czym spowodowany). Ninja dostała na pierwszy rzut domięśniowo dexametazon, oraz zalecenie kontroli na drugi dzień. Późno wieczorem skurcze ustąpiły, troszkę się poprawiło. W niedzielę, kolejna wizyta w lecznicy - kolejny zastrzyk z dexa, tym razem podskórnie. W poniedziałek nie dotarłam przez warunki atmosferyczne
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
i od razu nastąpiło pogorszenie. Przedwczoraj odwiedziłyśmy lecznicę, dostałyśmy dexametazon 1 dawkę na miejscu, i 3 kolejne na 3 dni. Niestety, po dzisiejszej porannej dawce Ninja wytrzymała tylko około 8 godzin, znów zaczęły się lekkie skurcze i postępujący niedowład tylnych łapek..
Rozmawiałam na ten temat z Krwiopijką i konsultowałam się telefonicznie z dr Jóźwik - podejrzewamy guz przysadki... i niestety, jeśli nawet sterydy już nie pomagają, to nie ma sensu dalej trzymać Ninji na poziomie wegetacji... nawet jeść już prawie nie może, nie trzyma pokarmu w łapkach, twardsze rzeczy jej przytrzymuję, podaję kaszkę z palca, podsuwam poidło pod sam pyszczek.. Ale już po prostu nie mogę patrzyć, jak się maleństwo męczy, jak powoli, dzień po dniu traci siły i wolę walki.. Jutro rano jedziemy do lecznicy i prawdopodobnie będzie to ostatnia jej podróż
![Cry :'(](./images/smilies/cry.gif)