Aj, podrywacze szerzą swój urok gdzie się tylko da. Ostatnio jak jechałam z nimi autobusem, współpasażerowie zaczęli się zastanawiać nad przygarnięciem jakichś ogonów. Zrobiły prawdziwą furorę.
Ktoś nawet powiedział, że są bardzo grzeczne, jak na samców. Właściwie nie wiem, to mój trzeci i czwarty samiec, poprzednicy również byli grzeczni. A z samiczkami nigdy nie miałam do czynienia...
Przy okazji, przedstawię chłopców troszkę "bardziej".
Alvaro
Wiek: ? (może ktoś pomoże orientacyjnie ustalić? :-D)
Wygląd: Czarny kaptur. Piękna, prawie równa, czarna kreska przez grzbiet, trzy słodkie plamki na brzuchu i wchodzący w czarną łatę cieniutki, biały pasek pod pyszczkiem. Przeuroczy.
Zachowania: Akrobata, kradziej, kombinator. Skacze z dosłownie każdej wysokości, trzeba mieć oczy w koło głowy jak się go zostawi samego. Myślę, że wejście na żyrandol po ścianach i suficie nie stanowiłoby dla niego żadnego problemu :-D. Ostatnio podczas chwili nieuwagi wykombinował jak wejść na piętrowe łóżko, a chwilę później przy mojej asekuracji zszedł z niego po drabince. Niesamowity bystrzak. Zawija do klatki wszystko, co mu się spodoba (pluszowy osiołek, mulina, gumka do włosów, nawet ołówek :-D). Przy tym zadziornym charakterku niemożliwie przytulaśny, co chwilę do mnie wraca, żebym go pomiziała albo chodzi przy moich stopach. Niesamowity ślinożłop. Tylko patrzy, jak się dostać do ust. O dziwo jest przy tym bardzo delikatny, nawet jak próbuje odchylić wargę łapką, pazurki trzyma z dala. Czasem zbierze mu się na czułości i iska mi ucho albo czesze włosy łapkami. Mniej delikatny jest niestety jak zobaczy stopy w skarpetkach. Nie wiedzieć czemu, nienawidzi skarpetek i próbuje je zgładzić w każdy możliwy sposób. Ale ma to swoje plusy - jest jedynym, który jest w stanie zmusić mnie do noszenia kapci. :-D
Życiowy priorytet: zwiedzanie, jedzenie.
WIEM, popełniłam błąd i wzięłam szczura z zoologa. Ostatni raz. :-) Tym bardziej, że ciężko o dobrego weta dla ogonka.
Mały został naszprycowany antybiotykami, które absolutnie nie rozwiązały problemu kichania, a tym bardziej krostek na uszkach. Okazało się, że krostki to grzybica. Prawie je doleczyłam. Kichanie w dużej mierze ustało po zmianie ściółki. Spróbuję jeszcze zabrać malucha do polecanego weta, może on pomoże.
Diego
Wiek: Właściwie nie pytałam. Dopytam. W sumie warto wiedzieć. (wg. weterynarza ok. 3 tygodnie młodszy od Alvara)
Wygląd: Beżowy, z lekko jaśniejszym pyszczkiem i łapkami oraz płynnym przejściem w biel na brzuszku. Do tego przepiękne, choć kontrowersyjne czerwone oczy. Ma ultramiękkie futro. Ponoć podobnie jak jego bracia. W dotyku jest jak maskotka.
Zachowania: Rozrabiaka, uciekinier. Posadzony na człowieku długo nie zejdzie sam. Najpierw obwącha, poprzytula się, spróbuje ukraść trochę śliny, wsadzi nos do ucha i pośpi na karku. Ale jak już zdecyduje się zejść, nie ma siły, która by go zatrzymała. Jest mniej odważny od Alvara, boi się skakać, za to chętniej się wspina. Zagląda we wszystkie kąty, potem bunkruje się gdzieś (najchętniej pod torbą podróżną - nie wiem, czemu...) i obserwuje życie. A jak mu się znudzi, wraca się poprzytulać. I tak w kółko. W klatce uwielbia wiszenie na kratkach oraz przechodzenie po "suficie". Odkąd go mam - a był wtedy połową z Alvara - powala większego kompana na grzbiet praktycznie przy każdej sprzeczce. Na szczęście wszystko kończy się na popiskiwaniu. Charakterystyczne dla niego jest zasypianie poza klatką - w odróżnieniu od kompana chętnie "ogląda filmy" na kanapie pod moim swetrem :-). Nie kradnie, ale niestety również nienawidzi skarpetek - pomaga Alvaro utrzymać mnie w postanowieniu noszenia kapci.
Życiowy priorytet: Ucieczka, spanie na karku.
Przy Diego nie popełniłam zoologicznego błędu - malucha przywiozłam z Wrocławia. Znalazłam ogłoszenie o miocie do oddania, pojechałam i zabrałam jednego dzikuska. Przeuroczo zniósł zarówno tramwaje, autobusy jak i pociągi. Tylko się zdenerwowałam, że wzięłam transporter - nie był w ogóle potrzebny, maluch całą drogę siedział pod moją brodą w szaliku. :-)
Kilka zdjęć i trochę przerwy od fotosesji - jutro wyjeżdżam, a maluchy trafiają do koleżanki na ponad tydzień, bo nie mogę ich ze sobą zabrać. :-( Po nowym roku postaram się coś wrzucić - chyba, że tymczasowa opiekunka uwieczni je u siebie i udostępni mi fotki.
Ojj, będę za nimi tęsknić. Chyba nigdy żaden zwierz nie uderzył mi tak do głowy jak ta dwójka. Ludzie zaczynają mi powtarzać, że jestem szczurnięta. :-D



Oj, jaka fajna, miękka zimowa bluza. :-) (przy okazji - swojego dropsa schomikował w rękawie)


Pyszny drops i mycie pyszczka.

I ciąg dalszy cyklu Alvaro + pluszowy przedstawiciel kopytnych - w dzisiejszym odcinku Alvaro pod pluszowym koniem.
Wybaczcie jakość. Nie mam aparatu, więc zdjęcia wykonuję telefonem. A jak wiadomo, telefon służy do dzwonienia, nie robienia zdjęć, więc jakość pozostawia wiele do życzenia.