Wczoraj przed nocą Dżuma ożywiła się na zapach jajeczka, ale nie mogła go zjeść - ani pyszczkiem , ani nie wylizać; jakby coś jej nie pozwalało albo móżg nie wysyłał sygnału co trzeba zrobić, żeby móc zjeść.

Mąż myśli , że może dolne zęby są za długie, ale przecież wet oglądał szukając ropnia w podniebieniu czy przy zębach - może skupił uwagę na dole zębów nie patrząc na ich długość? Choć czy Piasecki by tego nie wziął pod uwagę słysząc , że szczura ma chęć jeść ale widać , że coś jej nie pozwala?

Mówił , że zęby i w pyszczku ok... Przed kryzysem, a już po tych dławieniach Dżuma gryzła kostkę wapienną, skrobała nam też ściany; teraz od soboty nic twardego, to może być problem bo ząbki nie ścierane ...
Jest lepiej, bo przecież była już taka wiotka, a teraz choć takim pijanym krokiem, ale chodzi; dziś rano udało się podać nieco płynnego żółtka z jajka na miękko, tartego jabłuszka, picia, a później troszkę rosołku z gerbera, rozprowadzonego żółtkiem, jeszcze jabłuszka z brzoskwinią i więcej płynu niż zazwyczaj. Na dodatek widać było że chce, i sama początkowo pyszczkiem obejmowała końcówkę strzykawki, dopiero później trzeba było odrobiny perswazji i próśb, bo się torszkę najadła i już wycofywała. Chciała się dossać do masy serowej, ale nie umiała jej w żaden sposób zjeść. Doktor Piasecki mówi , że szczura musi mieć cały czas dostęp do jedzenia i ma, ale co z tego kiedy nie umie - nie może z tego jedzenia skorzystać? Nawet napić się nie umie i wpada z noskiem w jedzenie i picie, zniechęcając się do prób.

Ponoć przez niewydolne serce mózg jest permanentnie niedotleniony i stąd te objawy jakby natury nerologicznej i nawet problemy z widzeniem. Lek odbarczający, zwiększający moc wyrzutową serca i zmniejszający ciśnienie ma pomóc, poza tym także leki przeciwzapalne. Dziś przed wyjściem do pracy zdybałam Dżumkę na fotelu, gramoliła się na oparcie by po nim pójść jak niegdyś za meble.

Doktor uprzedza, że lepiej z nią nie będzie przy takiej niewydolności, że oby nie było gorzej... Ale widzi też poprawę i to , że szczura walczy, wyraźnie chce żyć. Więc jutro znowu do lecznicy, na kolejne zastrzyki. Te dwa dni świąt mnie przerażają...
Gdzie tkwi ten diabeł? Co przeoczyliśmy? Jak to możliwe, żeby zdrowy na pozór ogonek tak nagle znalazł się w tak poważnym stanie? Chcemy dla niej jak najlepiej ale także tego , żeby nie cierpiała, by się nie udusiła... Płucka małej wygladają dobrze , tylko to serce, od niego zależy cała ważna reszta... Zapytam o te przeciwbólowe jutro.
Żeby przynajmniej mogła jeść i pić sama i bez bólu...