Dziękujemy. Iva jest grzeczna, nie rusza szwów i ładnie się goi. 

 Orinoko już się całkiem zagoiła, zarasta pomału futerkiem. 
Echh, mam spore zaległości w temacie, więc znowu wyjdzie mi mega długi post  

 ... w dodatku mam teraz tyle roboty, że nie mam czasu czytać Waszych tematów... ale po sesji, jak pojadą maluszki i jak siostrzenica i braciszek skończą ferie i będę mieć wreszcie czas dla siebie, to obiecuję nadrobić.  
 
Zaległe fotki chłopców z 17 stycznia:
Merlin Mysz-mysz:
  
  
  
Lelek:
  
  
  
Lemmiś:
  
  
  
  
Alladyn:
  
  
  
  
Różne:
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
 
  
  
  
  
  
  
  
  
Też styczniowe:
Tłuścioszek
 Sadia - po kastracji wyhodowała sobie fałdki, waży 435 gramów.  

  Nadal ma motorek w pupce, ale jest o wiele bardziej miziasta 

 Ma 9,5 miesiąca.
  
  
  
  
  
  
   
  
  
  
  
  
  
  
  
  
 
  
I maleńka 
Ariana mysz - mysz, waży całe 182 gramy.   

 Rośnie, pomalutku się zaokrągla i przypomina już szczura, a nie przerośniętą myszę.  

 Trochę boi się nieznanych rzeczy i sytuacji, ale gdy już oswoi się z otoczeniem, to biega, biega, biega i biega. 

 Ma trochę ponad 2 miesiące. 
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
Lelek miał niedawno usuwane oczko + kastrację. Zabieg był pod narkozą wziewną, Leluś bardzo szybko się wybudził i teraz łobuzuje z nudów w swojej dunie 
  
  
  
I wieści z zupełnie innej beczki 
Okazało się, że doszczurzamy się w dość niezwykły sposób. 

 Zbyszek miał kiedyś szczurzycę o imieniu Wiewiór. Była to "zwykła", czarna kapturka i była jego pierwszym i ostatnim szczurem. Trzymał ją razem z Idzi, a Idzi była szczurzycą jego brata. 

 Wtedy jeszcze mieszkał z bratem i rodzicami, a my nie byliśmy małżeństwem. Uwielbiał Wiewióra prawie ponad wszystko i strasznie ją rozpieszczał, była więc mocno do niego przywiązana. Niestety zmarła z powodu nowotworów jakieś 5 lat temu... Gdy Wiewiór odeszła, połączyłam Idzi z moim stadkiem. Zbyszek stwierdził, że Wiewiór była "uberszczurem" i że żaden inny szczur taki nie będzie i że on nie chce już więcej szczurów... Mimo tego, że ja miałam kolejne ogony, moje stado rosło, to on nigdy nie zakochał się w żadnym szczurzastym. Zawsze mówił, że "tak, to fajny szczur, ale to tylko szczur, a nie uberszczur"...
Do niedawna. 
Może kojarzycie nasz miot Z - to są niewyobrażalnie wielkie, spasione, szczurze hipopotamy. Jest ich tylko trójka, są maksymalnie napompowane mlekiem i rosną w oczach - całkiem dosłownie, bo codziennie przybierają na wadze.  

 Gdy zaczęły tak obrastać tłuszczem, ja i Zbyszek razem nie mogliśmy wyjść z szoku, a mój luby zaczął je pieszczotliwie nazywać mutantami.   
 
Parę dni temu wzięłam je na focenie i krótki wybieg. Zbyszek podszedł, wziął jednego, pomiętosił jego fałdki i poszedł z nim oglądać film przy komputerze. Mały zaczął go lizać, iskać, a potem usnął mu w rękach. I tak to się zaczęło. 

 Teraz bierze go codziennie i nie chce oddawać. 

 Gdy robiłam rezerwacje zaczął mówić, że to jego Zwiewiór, że z nami zostanie, że będzie jego spaślakiem i że mam go nikomu nie dawać. 

 Że to nie to samo co Wiewiór, więc będzie Zwiewiór, że mały mutancik jest uberszczurowaty i ma zostać. 

 Pierwszy raz od tych 5 lat tak się zainteresował szczurem, strasznie mnie to cieszy i oczywiście zostaje z nami rodzeństwo. 
Wszystkie trzy potworki w wieku 13 dni:
  
  
  
  
Ziyal - moja panna
  
  
  
  
  
  
  
  
  
Zaki - Zbyszkowy chłopak (po domowemu Zwiewiór   

  )
  
  
  
  
  
  
  
  
  
I zostają z nami też te  maluszki:
Dziewczynka Kaoru
  
  
  
  
  
  
  
Chłopczyk Kaworu
  
  
  
   
  
  
  
  
Czekamy też na Kitsune SunRat's i Harunę SunRat's oraz na Leosia z merchowego stadka. Leoś to roczny kastrat, który miał problemy z zaakceptowaniem innych szczurów. Zdecydowaliśmy się dać mu dom i całą naszą miłość. 

 Mam nadzieję, że szybko uda nam się zorganizować transport. 
Ciekawe czy zgadniecie ile będę mieć teraz szczurów.  
