Zajawka:
Nie chciałabym przechwalić, ale maleńka jest szczurem idealnym. Jest fantastycznie oswojona, lgnie do człowieka, wydaje mi się, że od samego początku reaguje na imię, a przynajmniej na każde wołanie

, żadna z moich starszych paskud nie bawiła się z ręką tak, jak ona. Dlatego tym bardziej mam poczucie winy, że łączenie nie idzie nam najlepiej.
W momencie, kiedy mała przyjechała, sytuacja była dość skomplikowana: 3 labisie w zredukowanej willi odbywały kwarantannę, Gadzinka mieszkała z Misiem, Blondyś-agresorka przebywała na wygnaniu w chorobówce, a ponowne łączenie szło bardzo kulawo.
Po doświadczeniach z Misiem, bardzo się bałam łączenia Palmyrki z Blondysią, ale to Gadzinka okazała się prawdziwym problemem. Misiu zaakceptował małą bez mrugnięcia, od drugiego dnia jej pobytu u nas mają wspólne wybiegi w szczurzym pokoju, a właściwie na szczurzej kanapie. Blondyś potargała nieco małą, mała podarła paszczę, a potem był spokój, Blondyś małą uprzejmie ignorowała, mała starała się być niewidzialna. Jak na pierwsze spotkanie, całkiem nieźle. Na początku Gadzinka postępowała tak samo, ale przedwczoraj jej odbiło i udziabała dzieciątko do krwi.

W sumie skaleczenie nie jest wielkie, ale przeraziło mnie nie na żarty. Co gorsza, wczoraj było to samo.
Do tego forum padło i nie miałam pojęcia, co dalej. Pamiętam zasadę "póki krew się nie leje, jest dobrze", ale co jeśli się polała?
Dzisiaj Palmyra spędza pierwszą noc w klatce z Misiem. Misiu raz po raz udowadnia, jaki jest cudowny. Akceptował ją na neutralu, bez mrugnięcia na swoim terenie, klatki nawet nie musiałam szorować. Bawi się z maleńką, jakby był malutkim szczurkiem. Bywa zabawnie, kiedy zapomni o swojej masie.
Dwie baby nocują w pożyczonej chorobówce, a labisie nadal się kurują. Chwilowo nie bardzo wiem, co dalej...