Jeszcze nie ochłonęłam po weekendowych przebojach z dziewczętami Dulcissimy, a przed chwilą dylałam do weta z Morelą. Niech żyją kliniki całodobowe!
Przyszłam z roboty, wypuściłam na wybieg duże myszki, maluchy spały. Potem chciałam zrobić zmianę, a tu Morela nie chce wyjść z domku. Wyciągnęłam ją, zalaną porfiryną i lejącą się przez ręce. Biegiem do weta, diagnoza: zapalenie płuc. Mała nie chrumka, nie smarka, ale jak przyłożyłam ją do ucha, to usłyszałam te trzaski w płuckach. Jak ja mogłam to przeoczyć?!? Mój zgryźliwiec malutki...
