Dziękujemy bardzo za życzenia!!!
Dla nas przełom 2011/2012 był intensywny jak nigdy, ale zdołaliśmy się przeprowadzić, choć momentami wydawało się to nierealne...
Niestety Stefcia bardzo źle zniosła kolejną podróż i przeprowadzkę

. Początkowo w ogóle nie chciała wychodzić na górę klatki, jadła tylko gdy jedzonko dostała na dole, nie szła sama do poidełka (a kiedy powiesiłam je na dole, zatkała sobie szmatkami dostęp

). Wyjęta była wypłoszona i nerwowa. Teraz jest już lepiej, wchodzi codziennie na górny hamaczek choć trochę się pobujać, ale głównie siedzi w domku na dole... Wyjęta po pewnym czasie obłędu w oczach uspokaja się i rozochaca, ale i tak nie jest to ten sam szczurek

. Zbyt dużo się ostatnio zadziało - odejście Neve, Lei, wyjazd na święta, przeprowadzka...
W niedzielę wyciągnęliśmy ją na sesję miziania i zaległa w końcu między nami na tapczanie, mi oddała łepek, TŻtowi zadek i tylko obracała krągłości ku naszym palcom

. Widać jak brakuje jej iskania, drugiego szczurka... Kombinuję cały czas w tym kierunku, już myślałam, że znalazłam dla niej dwie urocze koleżanki, ale sprawa się zagmatwała, w weekend będę wiedziała coś więcej. Nie chcę brać maluszków, bo dla Stefci byłyby żadnym towarzystwem przy jej obecnym tempie życia... Ech...
Do tego teraz nie ma mnie przy niej i czuję się jak wyrodna opiekunka... Nie zmienia tego nawet fakt, że TŻt jest super-opiekuńczym facetem, który ją uwielbia i rozpieszcza. Dzisiaj rano mi pisał, że umówił się już z Gruboszkiem na wspólne podkocowe oglądanie serialu

. Ale nie móc jej miziać przez cztery dni w tygodniu...
Mam nadzieję, że wszystko się poukłada...