Przepraszam, ze tak długo nie pisałam.
po 1 problem z internetem w miejscu zamieszkania, a po 2 szkoła i szpital zwaliły mi się na łeb.
Nieciekawie krótko mówiąc.
Mam 2 wiadomości. Jak to bywa jedna jest zła, a mianowicie
Przed jakimiś 2 godzinami byłam u weterynarza, ale może zacznę od początku.
24 grudnia - Wigilia i już miałam wychodzić do babci kiedy Serek zaczął rzucać się po klatce, skakać, krzyczeć. Kompletnie zgłupiałam, nie wiedziałam co się dzieje... Wtedy zauważyłam ze Serek ma jakaś dziwną gule na nodze której wcześniej nie miał bo kompałam go dnia poprzedniego.
Weterynarz przyjął nas bez wahania <3 Nawet zrobił rentgen i zastrzyk. i tak codziennie przez kilka dni Serek jechał na zastrzykach. Wydawało by się ze jest wszystko porządku, biegał, skakał, szalał jak zawsze - gdyby nie to ze ta gulka wcale nie znikała, choć mniejsza się zrobiła.
to koniec historii na tamten czas, dodam ze Tost caly czas jest taki jak był czyli pełen sil i szaleństwa no i urósł, nawet bardzo. Może także przytył
Teraz kontunuacja.
Wczoraj zauważyłam ze gulka na nodze Serka sie powiekszyla, Szczuek zachowywal sie normalnie, wszedzie go bylo pelno

Dzis około południa wykompałam obydwie kulki. Jak najbardziej bylo z nimi wszystko wporzadku.
Niedlugi czas po tym jak wsadzilam Chłopaków do klatki Serek znów zaczął sie rzucać i piszczec. Wypuściłam go z klatki zeby nie zrobil sobie krzywdy. (pokój mam pozbawiony mebli, szafek, itp.) Wszedl za kanape i tam skakał, niewiedzialam co mam zrobic bedac sama w domu -.-
Serek sie troche uspokoił, bardzo źle sie czulam zostawiając go za tą kanapą, ale bez samochodu tylko by zamarzl

Nie zostalo nic innego jak czekać na mamę.
Cały czas sprawdzałam co z Serkiem, położył się za łóżkiem, musiał naprawdę bardzo cierpieć.
Była już 21...
Zadzwoniłam do weta, powiedział zęby przyjechać natychmiast. ucieszyłam się bo nie mogłam znieść cierpień Serka.
Mama przyjechała, wiec zabrałam brata i popędziliśmy na drugi koniec miasta.
Teraz najgorsze... Gdy tylko weterynarz zobaczył Serka powiedział, ze nie ma co męczyć go dalej, bo już z niego został tylko cień dawnego brykającego szczurka. Po tych słowach już spodziewałam się najgorszego...
Przez 3 h z brykającego zwierzaka zmienił się w cierpiące małe stworzonko, niby to nowotwór, a mam wrażenie jak by to była moja wina... Mam tylko nadzieje ze miał u mnie dobre życie.
Szkoda mi tylko Tosta bo teraz został sam(oczywiście chodzi mi o Serka), mama nie pozwoli mi wziąć następnego zwierzaka, wiec jedyne co zostaje mi to zabrać Tosta ze sobą. Żeby nie czuł sie tak bardzo samotny. Wiem powiecie ze i tak będzie się tak czuł, ale nic z tym nie mogę zrobić. Przykro mi bardzo i Tosta i Dzisiejszej sytuacji.

(
Postaram się powstawiać jakieś fotki, żebyście wiedzieli jak na jeszcze nie dawną chwile wyglądał Ser i jak wygląda Tościk.
Do usłyszenia.
I przepraszam za błędy starałam się przejrzeć jeszcze wiadomość na koniec i poprawić, ale jestem teraz za bardzo rozkojarzona.