Umarł w ciszy, leżąc na moim brzuchu, po prostu zasnął na wieczność. Może z tęsknoty za Frankiem, może też ze starości.
Niewyobrażalna jest pustka, którą teraz odczuwam. Dzięki nim nie czułam się samotnie w tym wielkim mieście, zawsze miałam się do kogo odezwać. Były jak prawdziwe dzieci.
Wychodząc na chwilę z mieszkania, odruchowo powiedziałam "Pa Antoś i Franio, zaraz będę", ale gdy zrozumiałam, że jestem już całkowicie sama w tych czterech ścianach, rozpacz, która mnie ogarnęła była ogromna. Nie potrafię tego wyrazić.
Z ogromnym bólem serca wyrzuciłam suche kostki chleba, który dostawały codziennie, zapasy gerberów, prawie wszystko co należało do nich. Nie słychać już biegania po klatce ani obgryzania ziarna. Cisza wręcz wydziera się. To jest straszne. Ciągle myślę o tym, co jutro dostaną do jedzenia i jaki film będziemy razem oglądać.
Z trudem powstrzymuję się, żeby nie zawołać w stronę klatki lub nie zobaczyć co się w niej dzieje.
Jedną śmierć strasznie przeżyłam, ale druga to już za wiele. Tyle nieszczęścia w jeden dzień

Zimne, sztywne, z tysiącami wspomnień. Niech będzie wam razem dobrze w wiecznej krainie ogórków
