Regulamin forum Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu
Zdzisia:
- 2 lata 3 miesiące
- 453 g
- przepuklina pachwinowa - stan stabilny
- uszkodzenie prawego oczka, krwawienie, zastrzyki + krople Sulfacetamidum i Dexamethason - na dzień dzisiejszy wyleczone,
Suzie:
- 2 lata 3 miesiące
-375 g
Maja:
- 2 lata
-295 g
- pojawiło się jednorazowe, niewielkie krwawienie z dróg rodnych, zrobione USG nie wykazało zmian w układzie rodnym, zastosowane leczenie Rapidexon + Enrobioflox, na dzień dzisiejszy nie ma nic, więcej się nie powtórzyło, ale spadła z wagi i rozdrapała sobie miejsca po zatrzykach...
Prezes:
- 1 rok 10 miesięcy
- 501 g
Franek:
-1 rok 10 miesięcy
-586 g
W tym miesiącu 2 urodziny ma Maja.
Obecnie zwana przez nas spadochroniarką, przez opatrunek jaki nosi na plecach, w celu zapobiegania rozdrapywania plecków po zastrzykach.
Dzini oczko już wygląda normalnie, nie będę dodawać zdjęć, na których było zakrwawione, bo to nie był miły widok. Nie wiemy w jaki sposób sobie je uszkodziła, ale mam podejrzenia pewne... Prezes uwielbia podgryzać inne szczury po oczach, a że Dzińka już nie jest pierwszej młodości to nie udało jej się szybko zareagować...
Suzie wiecznie młoda, nie widać po niej wieku wcale.
Zdzisia:
- 2 lata 4 miesiące
- 420 g
- przepuklina pachwinowa - stan stabilny
Suzie:
- 2 lata 4 miesiące
-395 g
Maja:
- 2 lata 1 miesiąc
-310 g
- W dalszym ciągu z uporem maniaka rozdrapuje plecy... problem leży w psychice,
Prezes:
- 1 rok 11 miesięcy
- 515 g
Franek:
-1 rok 11 miesięcy
-600 g
Wrzucam zamiast zdjęć dwa długie filmiki przedstawiające typowy dzień moich ogonków. Widać na nim w jakiej są kondycji, szczególnie Zdzisia - pomimo dużej nieoperacyjnej przepukliny radzi sobie świetnie jak na szczurka w swoim wieku. Zwiedza całe mieszkanie, je równo z resztą, a nawet potrafi odgonić inne szczury, jest bardzo aktywna co mnie bardzo cieszy. Przepuklina nie wygląda ładnie, ale cieszymy się, że Zdzisia potrafi z nią żyć. Suzie natomiast widać już inaczej się porusza, tylne łapki nie są już takie silne jak kiedyś, ale nadal dają radę. A reszta? Daje czadu nadal, nie widać żadnych objawów starości, jedynie co Maja straszy swoim plastrem na plecach... mam wrażenie, że z tym jej drapaniem jest niekończąca się opowieść, do tego szczura opadają mi już ręce... już tak ładnie odrosło jej futerko, został jeden mały strupek... na tydzień musiałam je zostawić pod opieką kogoś innego, a jak wróciłam zobaczyłam znowu to samo - rozdrapane plecy a z nowego futerka nie zostało nic. Nie to nie jest choroba - byłam z tym u weta, problem leży w psychice. Ona drapie, bo ją tam swędzi a jak ciągle się drapie to wiadomo, że swędzi jeszcze gorzej, a ona taka zaciekła jest cały czas we wszystkim co robi. Jak sobie coś uwidzi to musi to zrobić i koniec, tak jak np. wskoczyć do odbicia w lustrze ściennym i koniec... pomaga tylko zamknięcie w klatce. Ma mocny charakterek dziewczyna. Chłopaki mają się świetnie, szaleją i dokuczają jak zwykle.
Wiem, że w większości piszę do ściany, ale... muszę się wyżalić. Mam dość Majki. Po prostu ręce po samej dupie opadają. Już nie wiem co mam z nią robić. Wczoraj zmieniałam opatrunek, wszystko ślicznie wygojone, widać odrastające futerko, z jednej strony został tylko maleńki strupek. Założyłam znowu opatrunek zadowolona, że w końcu gehenna się skończy... dzisiaj rano wstaję i co? Plaster do połowy odklejony, Maja całe plecy we krwi rozszarpane... MAM TEGO PO PROSTU DOŚĆ!! Już nie wiem co robić czy dalej ją obklejać czy zostawić ją i niech sobie 3 miesiąc orze te plecy... brak mi już pomysłów, takiego szczura w życiu nie miałam!! Do tego każda zmiana plastra związana jest z podrapaniami i pogryzieniami mnie do krwi...
Afera pisze:Wiem, że w większości piszę do ściany, ale... muszę się wyżalić. Mam dość Majki. Po prostu ręce po samej dupie opadają. Już nie wiem co mam z nią robić. Wczoraj zmieniałam opatrunek, wszystko ślicznie wygojone, widać odrastające futerko, z jednej strony został tylko maleńki strupek. Założyłam znowu opatrunek zadowolona, że w końcu gehenna się skończy... dzisiaj rano wstaję i co? Plaster do połowy odklejony, Maja całe plecy we krwi rozszarpane... MAM TEGO PO PROSTU DOŚĆ!! Już nie wiem co robić czy dalej ją obklejać czy zostawić ją i niech sobie 3 miesiąc orze te plecy... brak mi już pomysłów, takiego szczura w życiu nie miałam!! Do tego każda zmiana plastra związana jest z podrapaniami i pogryzieniami mnie do krwi...
Cholercia, kiepska sprawa, przykro mi
Wiem coś o tym, Porzeczka po operacji ciągle rozdrapywała ranę (a że szew był do dupy za przeproszeniem, to łatwo jej to szło), też nic nie pomagało, od opatrunków nie dość, że ciężej się goiło to jeszcze odparzenia zaczynały się robić
Ja po prostu nie miałam wyjścia - wzięłam wolne i siedziałam z nią 24 na dobę przez dwa tygodnie - nie śpiąc w ogóle, w ciągu dnia na trochę zmieniała mnie mama/siostra a ja się przespałam ze dwie godzinki i tak w kółko :/ Raczej mało pomocny post, ale chciałam opisać moją batalię z wygryzaniem rany...
Trzymam za Was kciuki, nie poddawaj się
"And If You're Not Down With That, I've Got Two Words For You..." Moje dzieciaczki:Kane,Kofi,Triple HiGoldustnasz temacik
U nas bardzo ciężko... Zdzisia ma bezobjawowe zapalenie płuc... zaniepokoiła mnie wczoraj niechęć do jedzenia i oddychanie boczkami... Oprócz tego nie było wcześniej żadnych objawów, co z resztą widać na filmie nakręconym 3 dni temu... Wczoraj była bardzo słaba, nie miała siły utrzymać się na przednich łapkach, dzisiaj po lekach już jest lepiej... nie ma rewelacji, ale przynajmniej ma siłę w łapkach... serwuje gerberki i Nitridrink... Zdzisia ma wolę życia, dzisiaj jak podsunęłam jej suszony chleb pod pyszczek to wyszarpała go ochoczo, ugryzła parę razy i już więcej nie miała sił... ehhh...
Nie, Maja nie dostaje leków uspokajających, wet tego nie zalecał, a ja szczerze mówiąc nie pomyślałam o tym. Okleiłam ją praktycznie całą dookoła, pod brzuchem też i konstrukcja się trzyma. Zaglądałam pod opatrunek i wszystko ok, tam gdzie były lekkie podrapania już strupek odpada i widać pod skórą niebieską poświatę nowego futerka, które lada moment wyjdzie (dokładnie tak samo to wygląda jak u osesków). Tfu, tfu oby znowu jej nie odbiło!
Dzinia koniecznie chciała iść na wybieg, ale jej nie pozwalam się przemęczać... raz jest lepiej raz gorzej... raz ma zrywy niepohamowanej chęci spacerowania, raz leży rozciągnięta. Apetytu też bardzo nie ma, póki co dalej je Nutri i gerberka i to koniecznie zlizane z mojego palca, z łyżeczki czy spodeczka ni cholery nie ruszy. Troszkę pomemlała arbuza i gruszkę, bo miękkie. Bardzo nie chce siedzieć sama w chorobówce, jak ją zamknę to rzuca się jak szalona i gryzie pręty, ale musi w niej zostać na noc, muszę przecież monitorować czy się załatwia i jak... póki co siku jest, a kupki niestety niet co mnie trochę martwi...
Do tego nasz szczurzy wet ma teraz urlop i byliśmy u innego... który stwierdził, że Zdzisi twór to nie przepuklina, a nowotwór, czym szczerze mówiąc nieźle mnie zgasił, bo teraz nie wiem komu wierzyć... ale raczej tak długo szczury nie żyją z nowotworami, ludzie po tylu miesiącach z nowotworem się zabierają a co dopiero szczurek... jakoś sceptycznie do tego jestem nastawiona... poza tym odkąd jest to coś mam wrażenie, że Dzinia faktycznie ma trochę "luźniej" w brzuszku, więc bardziej jestem przychylna opinii pierwszej...
Powiem szczerze, że szczury pomału wykańczają mnie psychicznie... mam taki kontrast pomiędzy nimi a moim psem. Szczury są bardzo delikatne, wrażliwe, zwykłe uchylenie okna i delikatny powiew powietrza, na który zwykły człowiek nie zwraca uwagi może szczurka wpędzić w zapalenia oskrzeli, płuc, pęcherza, nerek... przy szczurach trzeba uważać na wszystko: na temperaturę w pokoju, na przeciągi, podmuchy powietrza, temperaturę podanego jedzenia (typu gerber), na przewóz... zwykła godzinna jazda w samochodzie tak samo jest w stanie bardzo się przyczynić do choroby, a nawet śmierci. U mnie nie ma miesiąca, w którym nie byłabym ze swoimi szczurami u weta, bo zawsze jest COŚ. A mój pies? Husky syberyjski, pies który u weta jest tylko co roku na szczepieniach... pies który cały rok śpi na dworzu, nie ważne, czy jest 30 stopni czy -30... pies, który całą jesień, zimę i wiosnę zapierdala w zaprzęgu, biega po lesie, bagnach, kałużach, co trening jest cały mokry, w błocie... pies, który raz w swoim życiu miał delikatne zapalenie uszu. Ten pies nawet kaszlu nie miał, cały rok jest dyspozycyjny, czeka tylko na najmniejszy sygnał ode mnie do działania, zawsze jest gotowa do pracy. Raz w swoim życiu była niedysponowana - przez 3 dni po sterylizacji, potem trzeba było ją hamować, żeby sobie krzywdy nie zrobiła swoją aktywnością. Pies, który je wręcz idiotycznie śmieszne racje żywieniowe, które dla psa innej rasy byłyby zabójcze... pies, który jest o wiele tańszy w utrzymaniu niż 5 maleńkich szczurków... poważnie mówię. Karma dla szczurów jest droższa od dobrej klasy karm dla psów, do tego dochodzą koszty wizyt u weta, zresztą pisać tego nie muszę, każdy na tym forum wie o co mi chodzi... kocham bardzo szczury, od dawna są moją pasją, ale szczerze czuję się coraz bardziej zmęczona tymi choróbskami, tym stresem jak wstaję co rano i zaglądam do klatki z myślą, czy wszystkie żyją, czy wszystkie są zdrowe. Teraz też boję się nadchodzącej nocy. Nie wiem co się stanie, jaki będzie stan Dzini, nie wiem. Szczury są tak nieprzewidywalne, że może być ogromna poprawa albo... Teraz też siedzę i co chwilę na nią patrzę, czy nie jest jej za gorąco, czy ta butla z ciepłą wodą nie za bardzo jej grzeje, a chorobówka stoi obok laptopa, z którego właśnie piszę tego posta. Niby powinnam być przygotowana na wszystko, szczególnie mając stadko bardzo leciwych szczurów, ale jednak nie, nie jestem przygotowana i sama sobie wymykam się spod kontroli... A najbardziej dobija mnie jedna rzecz... weterynarze i ich wiedza na temat szczura. Do cholery przecież każdy student weterynarii spędza długie godziny w laboratorium, gdzie są szczury, są materiałem do badań!! Sama byłam w laboratorium UP po szczury, więc nikt mi ciemnoty nie wciśnie, że na szczurach to oni nic nie robią... więc sorry, ale szczury to chyba powinni mieć w jednym palcu. Tak mnie się wydaje... a nie, że jeden mówi tak a drugi srak... jeden mówi, że szczur jest chory na to a drugi, że na coś innego, albo nie daj Boże, że jest zdrowy a szczur oddycha boczkami. Ale... ale z drugiej strony wystarczy, że taki Prezes uwali mi się na brzuchu, pulsuje oczkami, patrzy na mnie i wszystko mija, wszystkie te stresy... albo taka Dzińka-lizaweczka przyjdzie i wyliże mi całe dłonie i poiska bluzkę... albo Suzie przyjdzie i za smakołyka zrobi obrót... szczury przede wszystkim dają bardzo dużo radości i właśnie przez to tak ciężko jest się pogodzić z ich delikatnością i chorowitością...
Jeszcze żeby było mało to uaktywniła się u mnie alergia na szczury. Jestem już tego pewna, że to o nie chodzi. Jak wyjechałam do pracy przez tydzień mieszkałam w innym mieście, innym domu, gdzie nie było szczurów. Jak ręką odjął. Nie było kataru, swędzącego nosa, swędzących, piekących i zaropiałych oczu. Teraz znowu wszystkie objawy wróciły i znowu na lekach jestem. Dlaczego nie uaktywniła mi się alergia na koty, których wcale nie lubię i nawet nie zamierzam mieć? Tylko na szczury, które pomimo wielu wad bardzo kocham i dalej chcę mieć?
Trudno aż coś napisać na taki wywód, ale żeby nie było, że do ściany piszesz...
Zacznę od tego, co mi najbliższe - nie, niestety na weterynarii nie ma o szczurach. Jeśli chodzi o egzotykę, tylko i wyłącznie jeśli samemu się zainteresuje i posiedzi, można się czegoś nauczyć. U nas, we Wrocławiu, nacisk jest na bardziej popularne zwierzątka. Zwłaszcza, że tendencja leczenia szczurów, a nie "kupię nowego za 10 zł" nie jest bardzo świeża. Szczurzy światek rozwija się szybko, uczelnie - nie... A i sama widzę po 'kolegach' z roku. Nadal niektórzy patrzą na mnie jak na idiotkę, że chcę właśnie tym się zajmować. Ale to już w ogóle dłuższa historia, ja tam ich w ogóle w większości nie lubię, może to kwestia mojej socjopatii...
Co do Mai - Paul bardzo poleca Kalm-Aid. Wprawdzie moim dzieciakom nie pomogło, ale a nuż...? Nie jest to droga rzecz, ale trzeba wziąć pod uwagę, że na kg masy ciała szczurza dawka będzie większa, niż psia.
Ja też przychylam się do teorii przepukliny, nie tylko dlatego, że milsza sercu, ale też i temu, co pisałaś, wygląda na to, że szczura jest za długo w dobrym stanie, jakkolwiek brutalnie by to nie brzmiało. Nawet najłagodniejszy nowotwór w końcu by ją wykończył (chociażby - moja mysz. Łagodny nowotwór, ale rósł, mysza czuła się dobrze i żyła z nim długo, ale futerko rzedło, miała wodobrzusze, chudła w oczach wręcz. Po prostu było widać, że ją zżera)
Z alergią przeniefajnie, bierzesz jakieś leki? Ja jestem alergik (na szczęście się odczulam sama, naturalnie, przed pracą będę musiała nabyć kota, na które mam największą alergię, a które bardzo lubię - dwa tygodnie na lekach, potem odstawię i alergii nie będzie ), ale na szczęście akurat szczury mnie nie uczuliły (nie bardziej, niż kurz - ot, poranne kichanie jest dla mnie tradycją ) Często starcza pół słabej tabletki, by objawy ustąpiły...
Ogółem chciałam jeszcze napisać, uszka do góry. Korzystaj z tego co masz - masz dziadki, które mimo wieku trzymają się dobrze, więc ciesz się z tego, jak wiele dostałaś - z pulsujących ślepek Prezesa i lizaweczki-Dzińki .
chyba każdy szczurolub przeżywa takie momenty że ma wszystkiego dość...szczególnie jak przytrafia się "czarna seria" i szczury grupowo chorują i umierają. ja miałam już sporo takich kryzysów i jeden na tyle poważny że nawet na forum nie chciało mi się wchodzic przez kilka miesięcy...a potem przypałęta się jakiś nowy szczuras i historia ma dalszy ciąg. to wręcz uzależnienie, bo już kilka razy racjonalnie myślałam żeby przestać brać nowe szczury, wygasić stado i sprawić sobie kota/y, jakieś dłużej zyjące i mniej pochłaniające czas stwory, ale zawsze kończyło się na wzięciu następnego "przedłużenia"
ja też jestem za kalm aid bo czytałam że daje niezłe rezultaty choc takie obsesje ciezko jest opanować...nie wiem czy tez sam opatrunek nie prowokuje do gryzienia. ja miałam tylko krótkotrwały podobny problem z Lilką, która wygryzała sobie skórę dookoła rany pooperacyjnej, miała dosłownie mięcho na wierzchu,trochę siedziała w kołnierzu, ale i tak robiła wszystko żeby się tam dostać, wetka dawała mi różne dziadostwa do smarowania (między innymi neomycynę która miała być gorzka i zniechęcać) aż w koncu się wkurzyłam i dałam jej spokój i przestała.
Niestety nasza kochana Dzińka opuściła nas o 4:23 dożywają na prawdę pięknego wieku...
Jakie biorę leki? Xyzal oraz krople do oczu Oftaquix i Allergocrom. Później się bardziej rozpiszę w odpowiedzi na Wasze posty, póki co nie mam do tego głowy... dopiero co pochowaliśmy naszego białego Wacika przywódcę...